GDYBY
patrzę w ciemność
i wiem że gdzieś tam na
wyciągnięcie ręki jest wieża prawdy
królewska wieża kaplica naszego poświęcenia
kiedy byłem chłopcem i mama mówiła mi synku teraz
będziesz naszym małym ministrantem naszym listem do pana boga
powiedz mu o tym jak tutaj żyjemy o kamieniach które razem z tatą trzeba znosić
z pola żeby urodziła nasza ziemia powiedz mu że tata w przypływie rozpaczy krzyczy
że już zawsze będziemy gryźć te nasze kamienie chociaż nie ma nadziei że przegryziemy
orzech tak to już jest mój synku i tak będzie patrz w przyszłość ucz się zdobywaj
wiedzę może ty kiedyś pomożesz bratu zrozumieć bieg koła historii ale nie myśl
że nas opuścisz ucz się tylko pamiętaj twój ojciec i matka oddali wszystko
na twoją naukę tylko nie przepuść nie zmarnuj nie bądź synem
marnotrawnym a nade wszystko nie pozwól omotać się
tym miejskim literatom pamiętaj o rodzinie
na zawsze czekamy na twoje
dobre słowo nadziei
i tak świat
zamknął mi się i otworzył
i moi kochani koledzy i literaci co to bąka
puścili ku niebu i zawsze pamiętali że trzeba zbierać to
co posiali moi na kamieniach że przyjdzie czas kiedy kamień stanie się
naszą najwyższą wiarą w śmierć a dopiero potem nadejdzie miłość nieskończona
a przynajmniej skrzynka piwa a może weźmy ją ze sobą i ukorzmy się przed panem
bogiem na życie na nerkę na ból i ból bez wybaczenia bez nagłej śmierci bez miłości i bez
rozpaczy mojej rozpaczy rozpaczy moich bliskich rozpaczy wszystkich których kocham kiedy
grają wszystkie fujarki twoich jelit wtedy jesteś przyjacielem wszystkich uwięzionych
w wierszu w kawie w kawiarni w butelce w mieszkaniu od centralnego a może tylko
wojewódzkiego komitetu partii patrzcie młodzi przyjaciele kto żyw ten żyje a co
ze mną co z moją mamą co z moim życiem co z moim tatą i kamieniami
skoro studiuję i rozgryzłem wszystkie orzechy naszego języka
wiem co podmiot orzeczenie i dopełnienia mowy i wiem
że nie doczekam się prawdy o tym dlaczego
tak boli to że zostałem sam
teraz o tej porze
patrzę na belki
parkietu złożone pod ścianą
których już nigdy nie przymierzę do
posadzki to przecież morze wódki a może mojej
trumny patrzę na moich chłopców którzy wczoraj wołali tato podaj piłkę
pomóż przykręcić tę półkę a dzisiaj zostawiają mnie samego chce mi się wyć
jak tym kundlom podwórkowym i nie umiem im odpowiedzieć podać żadnej recepty na
sukces bo mnie boli głowa rozsadza ją byk Europy triumfujący dlaczego jesteś taki samotny
mistrzu skąd te wszystkie lęki czy wódka cię zastała wódka to nic to tylko chwila prawdy tej
bolejącej nad trumną syna tej kiedy już nikt ci nie pomoże podnieść się z ziemi ziemia też
milczy ale jeszcze jest niebo i ono milczy nie ma takiej drogi gdzie mógłbyś się
oczyścić gdzie wszystkie swoje prawdy wiary oddałbyś za jeden uśmiech
ojca matki to tylko śmierć dlatego jesteś człowiekiem niespełnionym
ponad wszelką wątpliwość idź i szukaj czego nie znajdziesz
pocieszenia rozpaczy przebaczenia za co
kogo na co wciąż pytaj
i bądź sam
teraz jeszcze w pijanym
widzie kochaj kochaj samego siebie
bądź męczennikiem swojej własnej sprawy
czy kiedyś myślałeś o tym żeby dotrwać dotrzymać słowa
danego ojcu matce bratu siostrze że wrócisz wrócisz tutaj i ziemia
stanie się naszą radością ziemia z której wyszedłeś dała ci tę wielką miłość
szansę zmarnowaną że jesteś wyklęty z tej ziemi która zapomniała jak potrafiłeś dać
z siebie wszystko ale kamienie te kamienie które będąc chłopcem przenosiłeś w dłoniach
na kupę one są z tobą one pamiętają twoje dłonie pamiętają ich ciężar twoje serce każe ci wyć
do bólu i rozpaczy matko tych kamieni nigdy nawet w snach nie mogę odrzucić bo umieram
i umieram pragnąc myśleć o tobie o wszystkich gestach które były moją i twoją miłością
byłem jestem twoim synem bratem pijakiem za co kochałaś mnie tak bardzo że
dzisiaj nie umiem wyjaśnić Staszkowi dlaczego nie był naszym małym
mistrzem bo ty kochałaś mnie a ja zapamiętałem się w tym twoim
kochaniu i zostałem poetą i ta moja twoja mamo wybacz mi
i tato nasza siostro i bracie ukochany ziemia mnie
nie pochłonie wypluwa z siebie wciąż
moją trumnę bo nie chcę
umierać kim jestem
2005 – 2008
GDYBYM
Przemienisz w popiół wstanę i z popiołu…
Jarosław Marek Rymkiewicz
Gdybym umiał
Napisać taki wiersz
Takich kilka słów
Które wyrażą całą moją tęsknotę do Ciebie
Gdybym potrafił
Przekonać światy i Ciebie
Do swojej miłości
Pewnie rozwaliłbym ten świat
A tak jestem w dupie
Nie umiem
Chociaż boli jak cholera
Bez wygadania bez niczego
Bez słońca
Bez Twoich promieni
I znowu
Śmierć?
Dariusz Wasielewski 2022
Dariusz Wasielewski – Poeta, publicysta. Absolwent Filologii polskiej Uniwersytetu Gdańskiego. Jest autorem zbiorów wierszy: „Niedziela” (1982), „Jestem z rodu zwycięzców a żyję wśród klęsk” (1984), „Wytrwałość” (1989), „Czekam na wrzesień” (1994), „Pożegnanie Gdańska” (2019). Laureat Czerwonej Róży (2009). Pracował m. in. w Tygodniku Gdańskim, Dzienniku Bałtyckim, Radiu Gdańsk (aktualnie). Był rzecznikiem prasowym NSZZ „Solidarność”.