Dariusz Wasielewski / Śmierć w Wenecji

0
310

ŚMIERĆ W WENECJI

                             dla W.K.

broni się miasto mgłą i rzęsistym deszczem
miast murów i bram warownych wystawiając wątłą aurę
broni się sny gorzkie snując o dawno utraconej potędze
adriatyckiej flocie Najjaśniejszej Republiki
fortecach bałkańskich i faktoriach na dalekim Cyprze
galionach pełnych złota pożyczanego cesarzom i papieżom
Coraz bardziej puste i odrealnione, powoli umiera
odkąd upływ czasu wypłukuje z jego materialnej skorupy
codzienność ludzkiej krzątaniny, ów „handel i kopulację”
które od stuleci tak drażnią słabych w obcowaniu z pięknem
Nim zgaśnie wreszcie w akcie ostatecznej zagłady
i zapadnie się w muł stęchłej laguny, już niedługo
Śmierć i chwała miastu, chwała ponad wszystko!

oto młody adonis, jego jądra pełne są sławy
podąża za kobietą, którą sam obserwuję
ile przecznic, ile zaułków trzeba przejść zanim

zrozumiesz, że z labiryntu jest tylko jedno wyjście
przez via dolorosa, ale ucieczki nie ma

żeby poczuć otrzeźwiającą bryzę wystarczy wyjść
z Grand Hotel des Bains na brudną plażę Lido
w październiku urodzić się i umrzeć

Anna już od rana odczuwała niepokój graniczący z podnieceniem
którego źródła nie umiała sobie uzmysłowić
kiedy tylko się obudziła, poczuła ból brzucha
w pierwszej chwili pomyślała, że to miesiączka
znowu
i zaraz potem przypomniała sobie, że to dopiero
dwa tygodnie, odkąd odmówiła Henrykowi miłosnych
czułości z powodu / lub bez wyraźnej przyczyny
po prostu – nie miała nastroju i ochoty
Ale dzisiaj ból nie ustawał, a niepokój wziął się…
No, skąd? Skąd ten paraliż zmysłów?
Trzy dni temu wzięli z Henrykiem ślub w Królewcu
Początkowo uznała, że to jakaś fanaberia jej ojca
bo matce ufała bezgranicznie, rozmawiała z nią tyle razy
że w końcu uwierzyła
To najlepsze wyjście – córeczko…
Sama poznałam twojego ojca, kiedy już nasze rodziny
wszystko uzgodniły dzięki naszym kurierom
Ale dzisiaj, to nie było tak samo
to nie ten niepokój, który wtedy uznała za wynik
opętania własnej matki
opętania krzykiem rozpieprzającym cały dom
smrodem alkoholu i winy za śmierć babki
którą obarczał ją jej ojciec
w końcu to ty wmówiłaś jej, że jestem bankrutem
i że przyjdą tu Niemcy
jak do Danzig

a przyszli obaj bandyci: Ribbentrop i Mołotow

Ale to wszystko, ten niepokój, ten ból brzucha, to podniecenie

Teraz wydało się Annie nareszcie jasne!
To miłość!
Henryk, pomimo swojego złego zachowania, kocha mnie!
Nareszcie rozumiem czym jest mariage.
Muszę cierpieć dla dobra naszych oczekiwanych dzieci…

On mnie kocha, uderzył mnie w twarz z miłości
To po prostu wyraz odpowiedzialności za naszą przyszłość

W końcu on wie lepiej. Jest pisarzem. Zapraszają go do Ameryki
A ten chłopiec okryty łososiowym ręcznikiem…
to pomyłka zmysłów!
asymetria widzenia siebie
zdarzeń
to najzwyczajniej: sen, który nie może się wyśnić
no bo – jak?

Tych kilka wieczornych drinków nie może przecież mieć wpływu
na mój tok myślenia…
Ten Amerykanin, to chwila sławy. Pisze do mnie o nowej wizji
Ale mu nie ufam…
Bo, co to znaczy: przeszłość nie jest do końca martwa. Nie jest nawet przeszłością…?
To taki wymysł dla literatury?
No, Faulkner. Ale te nowe idee?

Muszę wyjść
Tak, muszę stąd wyjść natychmiast
I zaczerpnąć powietrza

O tej porze dnia, pod upadającym na horyzoncie słońcem
morze jest jak żywe srebro, rtęć
i bezchmurne, durne niebo w kolorze kobaltu

Nad brzegiem stał chłopak z dziewczyną
Henryk usłyszał ich głosy
Dziewczyna wchodząc do wody jedną ręką spinała włosy
Kiedy woda sięgała do pasa, zanurzyła ramiona
szukając czegoś na dnie
Prostując się wyrzucała na piasek muszle
Chłopak rozdzielał je palcami i układał jak dziecko
A potem rozgniatał je odpryskiem skały

Henryk podszedł bliżej. Ten, odwrócony do niego plecami
wołał coś do dziewczyny, która nie wybierała już małży
Kamień służący do ich rozbijania leżał teraz
tuż przy nodze Henryka
Schylił się po niego: był oślizły jakby wypluła go ryba
jakiś ptak oderwał się z piskiem od zdobyczy

Wtedy dziewczyna odwróciła się do nich i krzyknęła
Kiedy biegła do brzegu, jej opalone kolana wyrzucały w górę tęczowe strumienie
Astygmatyzm

Wszystko to trwało sekundę: przynajmniej tak zdawało się Henrykowi
Jej twarz wykrzywiona brzydkim grymasem
przypominała mu twarz Anny
Chciał nawet ominąć chłopaka i podbiec do niej
ale w tej samej chwili niespodziewany cios powalił go na ziemię
wytrącając jednocześnie kamień z wysoko uniesionej ręki
Leżał teraz twarzą w piasku
a chłopak wykręcał mu boleśnie stawy
tak, by nie mógł się ruszyć
Słyszał jak dyszy nad nim
jak mocuje się z dogasającą siłą jego ramion
Nie dbał o to
Poruszył tylko nieznacznie głową, żeby piasek nie zakleił mu oczu
Dziewczyna zbierała ubranie i dygocąc z zimna wkładała je
na mokre ciało
Henryk zobaczył za nią bezkresną płaszczyznę morza
podobną teraz do prześwietlonej kliszy
Jej środkiem biegł ognisty refleks
z wylewającą się na brzeg falą
W miejscu, gdzie powinno być słońce
tkwił skąpany w apokaliptycznej poświacie tłusty łeb świni

                                Wenecja, 2004-2022
Dariusz Wasielewski

Wiersz Śmierć w Wenecji pochodzi z nowego tomu Dariusza Wasielewskiego Pętla czasu, który ukazał się właśnie nakładem Wydawnictwa “Bernardinum”.

Patrz na: https://ksiegarnia.bernardinum.com.pl/pl/p/Petla-czasu/2150

Dariusz Wasielewski (1960) poeta, publicysta. Absolwent filologii polskiej na Uniwersytecie Gdańskim. Jest autorem zbiorów wierszy: Niedziela (1982), Jestem z rodu zwycięzców a żyję śród klęsk… (1984), Wytrwałość (1989), Czekam na wrzesień (1994). W roku 2019 Wydawnictwo „Bernardinum” opublikowało wybór jego wierszy Pożegnanie Gdańska, a następnie W inną stronę (2022). Laureat Czerwonej Róży (2009). Pracował m. in. w „Tygodniku Gdańskim”, „Dzienniku Bałtyckim”, Radiu Gdańsk (obecnie). Był rzecznikiem prasowym NSZZ „Solidarność”.