Bez ostatniego aktu (Recenzja spektaklu „Trojanki” Eurypidesa. Teatr Wybrzeże – Reżyseria: Jan Klata) / Marek Baran

0
869

 

Zamiast gwiazdek –  rekomendacja

Mimo mankamentów warto zobaczyć ten spektakl. Sztuki będące w kanonie europejskiej kultury zawsze warto oglądać!

 

Fabuła jednym zdaniem

Hekabe po zdobyciu Troi stara się uchronić swoje córki przed okrucieństwem ze strony zdobywców.

Ważna uwaga wstępna

Oglądałem spektakl zmodyfikowany – reżyser i dyrektor Orzechowski podjęli decyzję, aby był on o jeden akt krótszy. Szczegóły tej decyzji opisuję poniżej. W swojej pierwotnej wersji spektakl został obsypany nagrodami i uznany za rewelację sezonu. Nie widziałem go w tamtej wersji – moja recenzja odnosi się do spektaklu, który widziałem. Czy moja ocena byłaby inna gdybym zobaczył pierwotną jego wersję? Nie wiem.

Świetna zabawa

Oglądając takie spektakle odnoszę wrażenie, że twórcy świetnie się bawili przygotowując spektakl. Czy widzowie również? Tutaj mam ograniczoną pewność. Zastanawiam się, czy przyszli przygotowani – przeczytali chociaż program (nie do kupienia przed spektaklem), czy jedynie powierzchownie odbierają przedstawienie na podstawowym jego poziomie zrozumienia. Ciekawe, co odpowiedzieliby po spektaklu zapytani o to, co ich w nim najbardziej ujęło. Moje wątpliwości budzi zbyt hermetyczny sposób przygotowania tego spektaklu, począwszy od przekładu. W tym przedstawieniu wykorzystano przekład Jana Łanowskiego (lwowianin rocznik 1919) i chyba nie był to pomysł najlepszy. Wydaje się on nazbyt chropowaty (określenie z programu spektaklu) i anachroniczny. Momentami odnosiłem wrażenie, że nawiązywał do obowiązującej sto lat temu maniery, żeby klasyczne dzieła tłumaczyć trzynastozgłoskowcem. Nowy przekład wydaje się niezbędny, a twierdzę tak bo znam realizacje „Króla Edypa”, którym nowy przekład dał nowe życie. Żeby zachęcić twórców do takiego zabiegu pozwolę sobie przywołać wypowiedź pewnego angielskiego szekspirologa, który swojemu polskiemu koledze po fachu zazdrościł, że może posługiwać się nowymi przekładami dzieł ich ulubionego autora. Tymczasem on, Anglik, musi zmagać się ze staroangielskim tekstem, który to tekst wykształcony Anglik rozumie (według badań filologicznych) w około pięćdziesięciu procentach.

Dobre przygotowanie do spektaklu

Poza sugerowanym przeze mnie wyżej merytorycznym przygotowaniu się do „Trojanek” polecam również przeczytanie kilku moich rad związanych z przeniesieniem spektaklu na deski Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Ja miałem możliwość konsultacji w tej sprawie przed spektaklem i jestem mojej znajomej bardzo za nie wdzięczny. Niestety, po miesiącach od spektaklu nie była w stanie streścić mi ostatniego aktu, co potwierdza moją tezę o słabej percepcji sztuki. A jest to bardzo dobrze wyedukowana osoba o dużej erudycji teatralnej – nie z jednej sceny spektakl widziała.

Poniższe rady pozwolą na uniknięcie kłopotów, zwłaszcza, że duża część spektaklu rozgrywa się „w parterze”, więc powyżej trzeciego rzędu nic nie widać. Mam nadzieję, że nikomu nie zdarzy się sytuacja, w której…

Nic nie widać, nic nie słychać

Po pierwsze nie warto wybierać najdroższych miejsc. Jak napisałem wcześniej – obowiązuje rzymska zasada – sytuacja doszła do trzeciego rzędu, czyli wszyscy, którzy siedzą dalej – niewiele widzą. Miałem wykupione najlepsze miejsca, ale po rekomendacji zmieniłem, co zawdzięczam grzeczności obsługi GTS.

Po drugie – nie warto siadać po prawej stronie sceny. Nagłośnienie w tej części jest dużo gorsze. Doświadczyłem tego zmieniając na lewą stronę po antrakcie. Ta uwaga może być zależna od ustawień dźwięku na konkretnym przedstawieniu, o ile problem nie jest większy (na przykład permanentnie niesprawne nagłośnienie prawej strony).

Po trzecie – najlepsze są miejsca na pierwszym balkonie z lewej strony sceny. Być może są jeszcze lepsze miejsca, ale tego dowiem się jak dyrekcja zaprosi mnie na trzeci akt (co rozwinę później).

Zabawa w piaskownicy

Scenografię stanowią rzeźby ustawione na piasku i podwyższenie, na którym przez prawie cały spektakl gra na gitarze Kasandra. Scena sprawia wrażenia jednej wielkiej piaskownicy, co pozwala na postawienie tezy, że spektakl może być traktowany jako symbol zabawy twórców z antycznym tekstem. Nawet Troja jest zbudowana w formie zamku z piasku, co można odczytać jako nietrwałość wzniesionych przez dumnych ludzi ziemskich budowli. Zwłaszcza, że zostaje ona kilkoma ruchami w trakcie spektaklu zburzona jak… zamek z piasku.

Światło

Jeśli nie zauważamy gry świateł w czasie spektaklu to znaczy, że było ono perfekcyjne. Tak jest w przypadku tego spektaklu. Skoro nie zauważyłem światła – należą się brawa operatorom. Zwłaszcza, że zwykle zwracam uwagę na ten „szczegół” widowiska. A nawet potrafię zauważyć nie tylko błędy, ale i docenić eksperymenty w tej materii. W „Trojankach” światło jest neutralne, bez fajerwerków i bez błędów.

Jednym wyjątkiem jest scena tańca, gdy światło nie podążało za akcją. Ale zakładam, że był to tylko mały „wypadek przy pracy” a nie zamierzony efekt, którym realizatorzy chcieliby widzów wyprowadzić z równowagi.

Pierwszoplanowa bohaterka z ostatniego planu

Najważniejszą dla mnie bohaterką spektaklu jest Kasandra grana przez Małgorzatę Gorol. Mówi mało, przeważnie jest na ostatnim planie, ale- jako jedna z nielicznych- jest prawie przez cały czas na scenie. Jej gra na gitarze towarzyszy nam w czasie spektaklu. Ta muzyka nadaje spektaklowi charakteru – niepokoi i komentuje. Zastępuje trochę antyczny chór, którego w spektaklu nie ma. Jej kreacja jest brawurowa i prowokująca. Jest tak między innymi za sprawą kostiumu, który nawiązuje do tradycji tancerek kankana z Moulin Rouge, albo słynnej sceny z Sharon Stone w filmie „Nagi instynkt”. Prowokuje nas kilkakrotnie do zastanawiania się czy aby na pewno jest kompletnie ubrana. Mając w pamięci dyskusję o Sharon Stone stawiam tezę, że jednak ma stringi – wnoszę to po tym, że w spektaklu bierze udział dziecko i nieprzyzwoitym byłoby narażać je na nieobyczajność.

Najważniejsza scena spektaklu

Żeby oddać charakter spektaklu postaram się poddać szczegółowej analizie tylko jedną scenę. Nie jest ona kluczowa ani kulminacyjna. Jednak z pewnych względów (o czym później) uważam ją za najistotniejszą dla tego spektaklu.

Jest to scena brutalnego gwałtu zbiorowego na jednej z trojanek. Dokonywana jest ona przez kolejno ustawionych w rzędzie żołnierzy przy wykorzystaniu butelki. Scena jest pozorowana więc nie wygląda na zbyt brutalną. Jednak mnie zainteresował kontekst miejsca, w jakim jest ona odgrywana. Chodzi mi o bestialstwo jakim charakteryzowali się żołnierze Armii Czerwonej zdobywający Gdańsk w czasie II wojny światowej. Tak właśnie zachowali się w czasie oblężenia radzieccy żołnierze, czego okrutne świadectwa możemy przeczytać we wspomnień niemieckich gdańszczanek z tamtych tragicznych wydarzeń. 

Umieszczenie takiej sceny w spektaklu zrealizowanym właśnie w Gdańsku jest wyjątkowym nawiązaniem do tamtych, traumatycznych doświadczeń. Doświadczeń, które na dziesięciolecia pozostały bolesną raną dla wielu gdańskich rodzin, Zarówno tych, które zostały w Gdańsku jaki i tych, które wyjechały do Niemiec.

Aktor o wielkim aktorze na deskach

Zastosowanie mikroportów w teatrze oznacza zwykle porażkę. Jest to albo porażka aktora, który musi z nich korzystać, bo nie ma dobrej dykcji, albo teatru, bo jest w nim fatalna akustyka. W przypadku aktorów Teatru Wybrzeże mamy do czynienia ze wspaniałymi fachowcami, więc raczej nie chodzi o ich problemy warsztatowe. Sztuka nie wymagała też zbyt ekspresyjnej eksploatacji głosu- aktorzy zbyt dużo nie krzyczeli. Zatem należy przypuszczać, że chodzi o akustykę Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego, w którym gościnnie odbywał się spektakl przeniesiony z remontowanej sceny Teatru Wybrzeże. 

Bardzo dawno temu miałem możliwość rozmawiać z jednym z aktorów Teatru Wybrzeże o akustyce dopiero co oddanego do użytkowania Teatru Szekspirowskiego. Oglądał on spektakl, w którym jeden z bardzo znanych kolegów nie radził sobie z mikroportem. Korzystanie z niego wymaga trochę innego wymawiania niektórych głosek nosowych. W przeciwnym razie mamy rozlegające się „p” albo dudniące „b”. Z rozmowy wynikało, że aktor nie był do mikroportu przyzwyczajony, w innym przypadku – na próbach w macierzystym teatrze wyeliminowałby błędy. Sytuację tę opisuję enigmatycznie, bo miała ona charakter prywatny. Napiszę jedynie, że zwierzający mi się aktor gra w „Trojankach” i chyba nie pamięta rozmowy ze mną na jednej ze stacji benzynowych. Nazwiska drugiego nie zdradzę tym bardziej, mogę powiedzieć tylko, że wszyscy, którzy czytają ten tekst znają jego najważniejsze role.

Ukraińska cenzura

Pewien znany polski polityk przyznał się, że w życiu czytał tylko jedną książkę, ale jej nie skończył. Przez całe życie zmaga się z pytaniem, czy pewien Łysek z pokładu Idy przeżył, czy nie. Zapewne nie było celem twórców pozostawienie widzów z takim dylematem kiedy decydowali o usunięciu ostatniego aktu. Z informacji dyrektora Orzechowskiego wynika, że stało się to z powodu wojny na Ukrainie i wynikało z obawy, żeby nie niepokoić ukraińskich gości, którzy mogą przyjść na spektakl i poczuć dyskomfort.

To powoduje pole do spekulacji, co było w tym ostatnim akcie. Czyżby trojanki obdzierały ze skóry Polaków, czyżby małe dzieci były nabijane na widły, czyżby wznosiły banderowskie, nacjonalistyczne, antypolskie hasła, czyżby przerywały katolickie nabożeństwo mordując odprawiających je księży?

Te pytania pozostają na razie bez odpowiedzi. Sugeruję je, bo dla mnie te właśnie akcenty mogłyby wzbudzić złe samopoczucie ukraińskich kobiet i dzieci w Gdańsku (mężczyzn wyłączam, bo zakładam, że bronią ojczyzny, a nie zdezerterowali by siedzieć w wygodnych teatralnych fotelach). 

Teatr Wybrzeże odwołuje się w opublikowanym ostatnio materiale do jednego z najsłynniejszych jego aktorów – Zbyszka Cybulskiego. Ten znakomity aktor, grając wówczas już na warszawskich scenach – przyjechał na spotkanie ze studentami Wybrzeża. W drodze powrotnej, mnie więcej na wysokości Tczewa zorientował się, że zapomniał powiedzieć bardzo ważnej kwestii. Wysiadł z pociągu, wrócił do Gdańska, poprosił o zaproszenie studentów i dokończył swoje przesłanie. Przytaczam te prawdziwą anegdotkę z nadzieją, że jak już dyrekcja zmieni zdanie, skończy się ukraińska wojna, albo wystąpią inne pozytywne okoliczności – publiczność zostanie zaproszona na trzeci akt. Wtedy dowiem się co w nim jest tak obraźliwego albo co może urazić uczucia mniejszości ukraińskiej w Gdańsku.

Jestem gotowy wziąć to na Klatę

Przede wszystkim musze wyrazić moje uznanie dla Jana Klaty, który zdecydował się na nową adaptację sztuki Eurypidesa pracując na oryginalnym tekście. Zwłaszcza, że od końca lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku jest dostępna realizacja Jean-Paula Sartra, która stała się standardem dla polskich inscenizacji „Trojanek”. Spektakl Klaty jest dynamiczny, nowoczesny, widz jest zaskakiwany, mimo, że wykorzystane są skromne efekty sceniczne. 

W spektaklu pominięta została sfera bogów i niebios, które są odpowiedzialne za losy ziemskich nędzników. Ten aspekt został chyba celowo zmarginalizowany – odniosłem wrażenie, że Posejdon i Atena są raczej herosami albo super bohaterami niż bogami o nadprzyrodzonej mocy.

W antycznych tragediach zawarte są ponadczasowe emocje i wartości takie jak: miłość, namiętność, nieszczęście, zemsta, śmierć, obrona ojczyzny. Są to emocje i wartości, które odczuwamy również współcześnie i dlatego jesteśmy w stanie zrozumieć spektakl powstały setki lat wcześniej. Niestety – w realizacji Klaty te emocje, wartości i symbole trudno odnaleźć. Szkoda, bo jest to najważniejsza warstwa antycznych tragedii i powód dla których warto je dzisiaj oglądać.

Czy można zrobić inscenizację wierną oryginałowi i jednocześnie zrozumiałą dzisiaj? Według mnie tak. Reżyserowi polecam adaptację „Medei” i „Króla Edypa” w realizacji Waldemara Modestowicza, któremu to się udało.

Kostium

Kostiumy większości bohaterów spektaklu są utrzymane w odcieniach szarości z dominującą czernią. Wyjątek stanowi Kasandra, która jest ubrana na biało. Stanowi przez to widoczny kontrast do innych bohaterów opowieści.

Ciekawym rozwiązaniem jest połączenie wszystkich trojanek z matką w kostiumie będącym jedną wielką suknią. Jest ona w kolorze grafitowym i mnie nasunęła ona skojarzenie z workiem na zwłoki, co może mieć rangę symbolu. W końcu los Troi to zagłada, zniszczenie i śmierć.

W białych strojach występują również bogowie, na przykład Jacek Labijak grający Posejdona. Co powoduje, że „metafizyczny” świat tragedii możemy łatwo zidentyfikować. Oczywiście to co udało się w tym spektaklu z metafizyki zachować. Bo jest to raczej metafizyka z przymrużeniem oka, bardziej symboliczna niż nawiązująca do tradycyjnej, antycznej koncepcji świata.

Kreacje

Najlepszą kreacja spektaklu jest postać Kasandry, w którą wcieliła się występująca gościnnie w Teatrze Wybrzeże Małgorzata Gorol. Zwraca uwagę swoją grą, mimo, że reżyser uczynił ją postacią milczącą. Trochę szkoda, bo w oryginalnej wersji sztuki jej postać ma bardzo ważne kwestie do wypowiedzenia. Jednocześnie zastanawiam się jak daje radę kondycyjnie grać prze cały spektakl, nie będąc zawodową gitarzystką. Wszyscy, którzy widzieli dłonie gitarzysty, albo sami próbowali grać na tym instrumencie – zrozumieją co mam na myśli.

Przy kreacji Małgorzaty Gorol pozwolę sobie jeszcze na jeden jeszcze ważny szczegół – makijaż. Z jednej strony perfekcyjnie dobrany do charakteru i roli postaci, z drugiej -nawiązujący do teatralnej maski. Pozwala przez to na interpretacje kierującą się ku teatralności postaci, tego, że jest ona nie do końca prawdziwa. W zderzeniu tego z pozbawieniem jej głosu w spektaklu daje to nowe płaszczyzny interpretacyjne. Jakie? To już każdy widz powinien rozstrzygnąć sam.

Dla części publiczności teatr głównie gwiazdami stoi, więc pozwolę sobie na skomentowanie jednej z najbardziej rozpoznawalnych gwiazd Teatru Wybrzeże. W spektaklu bierze udział Katarzyna Figura, która gra Helenę. Wydawać by się mogło, że to postać istotna dla historii Troi, ale w sztuce Klaty tak nie jest. Należałoby ją nazwać rolą epizodyczną – pojawia się na scenie tylko na małą chwilę. Na żart zakrawa potraktowanie jej przez reżysera, który ucharakteryzował ją na Hannibala Lectera z  filmu „Milczenie owiec”. Odniosłem wrażenie, że chciał on podkreślić to, że w spektaklu musi być gwiazda, a to co ona zrobi na tejże scenie jest drugorzędne.

Kreacją, którą się zawiodłem jest postać Akanty grana przez bardzo, moim zdaniem, zdolną i skłonną do dużych eksperymentów aktorskich Magdalenę Boć, której karierę śledzę od „Wujaszka Wani txt”. Zwykle potrafi w sposób spektakularny zaznaczyć swoją rolę. Tym razem tak się nie stało. Niestety. Mam nadzieję, że zobaczę ją w innym przedstawieniu, w której pokaże znowu swój talent. 

Muzyka bez kompozytorów

Z materiałów teatru wynika, że muzykę do spektaklu napisał Michał Nihil Kuźniak. Ja odniosłem wrażenie, że w pewnym momencie słyszałem Johana Sebastiana Bacha, ale może to tylko złudzenie albo inspiracja, która posłużyła kompozytorowi do stworzenia swojego oryginalnego działa. Fragmenty innego znanego utworu też znalazłem, ale to pewnie wynikało z tego, że pan Kuźniak jest często emitowany w radiu. Bo chyba nie naruszono czyichś niezbywalnych praw autorskich nie wpisując nazwiska twórcy do materiałów spektaklu (i nie płacąc praw autorskich, w przypadku Bacha – praw wykonawcom). To co jest dopuszczalne w wiejskiej dyskotece nie powinno być dopuszczalne w instytucji współfinansowanej przed Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Spektakl bez przekleństw

Czy jest sens pisać o czymś czego nie ma? Według mnie tak, bo w teatrze Orzechowskiego przekleństwa są jedną z cech go wyróżniających. Od czasu pandemii nie spotkałem jeszcze się z taka sytuacją, żeby ze sceny nie padały słowa uznawane powszechnie za wulgaryzmy. Składam w tym miejscu gratulacje autorowi przekładu, adaptacji i reżyserowi.

Standing ovation

Spektakl, w którym uczestniczyłem zakończył się owacją na stojąco. Osobiście nie oceniam ”Trojanek” Klaty aż tak wysoko. Zastanawiam się na ile ta owacja była manifestacją i reakcją na antywojenny charakter sztuki a na ile uznaniem dla samej sztuki. Ale tak to jest z reakcją na sztukę – wpływają na nią emocje.

Teatr w teatrze

Na koniec mała refleksja nad miejscem, w którym odbył się spektakl. Teatr Wybrzeże występuje w GTS gościnnie – prawdopodobnie z powodu przedłużającego się remontu sceny głównej. Gdański Teatr Szekspirowski to piękny, monumentalny budynek o wspaniałym wyposażeniu scenicznym. Ma wątpliwą, jak już wspomniałem, akustykę. Jest symboliczny i wpisał się już w pejzaż miasta. Jest to specyficzny teatr, który nie ma swojej … trupy aktorskiej. Codziennie mechanicy sceny oliwią bezużyteczne bloczki i liny czekając na okazję, żeby ich praca była komukolwiek potrzebna. Są jak żołnierze, którzy trenują codziennie musztrę, bez szans na manewry, o toczeniu bitew nawet nie marząc. Mam nadzieję, że uzyska on jakieś swoje kulturalne miejsce, bo dotychczas to był miejscem jedynie gościnnych występów i koncertów. Wynajem sal na imprezy pozwolę sobie przemilczeć, bo nie wszystkie są na tyle dostojne jak na tak zacne miejsce z tak wielkimi ambicjami przystało.

                                                                    Marek Baran

Obraz wyróżniający: Autor zdjęcia – Marek Baran