ulicą Kurkową
wracam do lwowskich wzgórz
ulicą Kurkową siostry Franciszki
Rodziny Maryi
od Zygmunta Szczęsnego Felińskiego
rodzoną mojej babci Ludwiki
za uśmiech przedwojennych wychowanków
doświadczyłem serdeczności
rozmów i nadziei
wiary
z ampułką z Lourdes
wnikliwego spojrzenia samarytanki
jej przepowiedni
siedzę u stóp wieszcza Adama
w przedwieczornych kręgach krzykliwych pliszek
słyszę stukot butów na granitowej z schodzonej kostce
falowanie habitu spod chusty okularów
to jej miasto posługiwania
moje podróży po śladach pamięci
xxxx
wiersze wędrują obłokami
zagubione we mgle szarości
wiersze potrzebują powietrza
przestrzeni
paliwa
głębokiego oddechu
skrzydeł
podwieszone w bezkresie
zapalają ogniste płomyki słów
przełamują myśli
mrugają wielobarwnymi błyskami
pobudzają wyobraźnię
układem wersów
scalają obrazy
partyturę poety
64
kiedy zmęczenie przenika garb uczynków
rozbrzmiewa wewnętrzny gong
zatrzymanie
wtedy bezsenność wypełnia mrok
niepokój
alarm afirmuje teraźniejszość
wiwisekcja
wykreowany strumień
ocala nastrój
epicentrum wyzwala energię
wybudzenie
codzienność to nieustanny ciąg zdarzeń
wagon
bagaże
sieci wifi
sentencje
obrysy twarzy
wiedzieć
poeci piszą wyobraźnię
obnażają schematy codzienności
wiersze
urealniają światy równoległe
znaki obsiadłe linię horyzontu
niedostrzegalny azymut
przebudzenie
nie obserwujmy spadających ptaków
tych pospiesznie wnikających
w naszą imaginację
to obiekty codziennego produktu
odpady zaśmiecające jasność spostrzegania
tych o kształtach rozpoczynających pięciolinie
niewystarczalność informacyjnej nieskończoności
byty porastające tkankę przestrzeni
teszuwa
mam w sobie stopy utraconych dni
bezskrzydłe fotografie
wypełniam światłem puste obszary horyzontu
ten codzienny front
szklaną kapsułę
esencję
mam w sobie siłę kolejnych kroków
wartki nurt nieokiełzanej wyobraźni
rozdania kart
tu znajduję własny rytm
wrośnięty w byt
obecnością karmię słowa
wielokrotność wcieleń zapisywanych wersów
w mam w sobie tę siłę
pionizowanie tego co niezauważalne
rozszczepione
zbędne
scalam poszczerbione okruchy kosmosu
wojna
ślady substancji
skandalizujący udział zniszczenia
układ atomów
nieskończony ciąg liczb
ziemia drążona oddechem mózgów
milcząca krew
strzępy istnienia
wojna to uwolnienie potencji
skaza
strukturalna destrukcja
wszechogarniająca nielogiczność
sztuka wersyfikacji
niezauważalne
staje się zapisem
obrazem
umiejętność wyrażania spostrzeżenia
obrasta w osobliwą formę
prostota przekazu wyłania się z harmideru codzienności
to nie falsyfikat
imaginacja
to co chce się powiedzieć wzrasta
rozproszone kumuluje się
wypełnia ciszę poety
niepowtarzalną istotę rzeczy
mrowienie
to dzisiejsze nad tym co będzie
nieuchwytne
rozpuchło świadomość
pamięć
zawiesina zdarzenia
żywi się jątrzeniem neuronów
drga
zaciera obrzeża nawarstwiania
wydziela indywidualny zapach
odwrócona projekcja
zakwita uzewnętrznieniem
przedwiośnie 23
skrzypienie zmierzchu
marcowa koniunkcja Jowisza z Wenus
w otwartym oknie polarnej zorzy
anioły wojny niosą zgliszcza
jeszcze nie śpiewa kos
sikorki oznajmiają brzask
puste siedlisko kopciuszka
jeszcze pozorna dzwoniąca cisza
wybudź wyobraźnię
w bezpiecznej imaginacji
powędruj wzrokiem po rozkwitających przebiśniegach
nietęgich krokusach
by w porannym chłodzie dostrzec spacerującego kwiczoła
drganie ogrodu
w milczeniu opowiedz mu twój ostatni sen
tym co wątpią
patrzę na popiersie świętości
relikwiarz kładzie cienie
w oczach nadzieja
zakreślony horyzont dobroci
człowiek to dłonie
niemy dialog
przystępność a nietolerancja
spojrzenie przepływa ciągiem alternatyw
człowiek to złożoność
obcujący ze zgonem dni
podróżujący po bezkresie ziemi
człowiek to język
słowo
zawodowiec praktyk ciągłych
bezmiar mętności
tarzający się w rumowiskach
własnych a bliźnich czynach
gotowy do lotu nadpalonych szeptów
człowiek a ludzie
kolumny dziejów
pokraczne nadproża
wirujące belki zamysłów
niemy monolog
kiedy opada zasłona czasu przestaje się być wędrowcem
a kamieniem toczonym przez łaskę lub niedosyt bliźnich
ułomność pamięci
streszczeń
pożółkłej kakofonii
dźwięków
kolorów
treści
tożsamości
człowiek z nawisu namiętności
wypłukiwany medialnym przekazem
kiedy opada zasłona
to co jest nasze być nasze mieć
to nie mieszka w przestrzeni
to nie znajduje się na kartach magii
to nie sztuka oracji
to nie aktorskie umiejętności
to nie psychodeliczne pląsy to głębia to realne odczucie
to ścieżki międzyludzkich relacji
to ma swoją płaszczyznę
to poziom zaufania
to odwzajemnienie
to forma
to nie może krzyczeć
to winno wyrastać z gotowości współistnienia
rychlej
ten co pomieszkuje we mnie
kiedy rozliczę się z nim
otworzy drzwi swojego podwórka
skądkolwiek przyjdę
może adekwatniej powrócę
to jego dom w którym jestem przechodniem
traperem na jego ziemi
ciągle pomiędzy drogowskazami
to krótki czas rozświetlenia
twórczy nurt
zapach strof
wiarygodność zdarzeń
ciąg odczuć
przed przejściem ciemną doliną
tak
czy adekwatnie do odczucia
odpowiem tak jak czytelnik
spod klawiatury sfer
uważajcie dokąd kierujecie własny wzrok
za zasłoną pochłaniająca kula
stek światowych wynurzeń
rafy i migotanie ledowych rozświetleń
obrazy słowa obrazy słowa
nieskończony natłok
grad
brak granic
pełzanie
współczesny byt niczym dawne dryfujące widmo
fale fale
fale
asumpty
tylko brak człowieka
Stefan M. Żarów
Stefan M. Żarów, studiował filozofię (UWr, UR), europeistykę (UMCS, Universite` Sorbonne Paris Nord). Członek Związku Literatów Polskich. Autor kilkunastu pozycji książkowych głównie poetyckich, ale również zbiorów esejów o tematyce krytyczno-literackiej, filozoficznej i historycznej. W przygotowaniu do druku W cieniu Parnasu – eseje, recenzje, wywiady i omówienia z kart historii – kontynuacja Podkarpackich Śladów Pegaza oraz tomik dwujęzyczny polsko-francuski. Jego utwory i opracowania tłumaczone były na język francuski, niemiecki, rosyjski i drukowane w pismach społeczno-kulturalnych, literackich, albumach, rocznikach, wydawnictwach uniwersyteckich w antologiach i almanachach w kraju i zagranicą.
,,Stefan M. Żarów to poeta, który w interesujący sposób nawiązuje do tradycji literackiej, nie tracąc przy tym swego podmiotowego stylu i współczesnej formy wyrazu. Słowo jego wierszy, oczywistego materiału poety, jest słowem wyciszonym emocjonalnie, pozornie tylko precyzyjnie chłodnym w swym wyrazie. Sądzę, że to nie tylko podpieranie się tradycją, co rodzaj podskórnie demonstrowanej albo lepiej: wyrażanej wiary, że są w życiu rzeczy i stany trwałe, niezmienne, piękne, a przez to po prostu do życia tegoż niezbędne – tyleż osobistego, co w równej mierze społecznego (…)
Jan Wolski UR, Reagować-Opisywać, Biblioteka ,,Frazy” 2020, tamże. Rozkoszując się wielopostaciowością str.191-194.