Przez jakiś czas zastanawiałem się od kogo, od jakiego artysty rozpocząć nasz nowy cykl Wielcy Twórcy Polskiej Kultury Wysokiej, a przecież sprawa powinna być oczywista. Zacznę od osoby, której pomysł tego cyklu zawdzięczam, od pani Anny Kontek. Jednej z najwybitniejszych scenografek i projektantek kostiumów w świecie.
Postanowiłem ponadto, że artykuł jej poświęcony będzie mieć charakter nieco osobisty, wspomnieniowy, myślę bowiem, że w ten sposób tak jak i ja zrozumieją państwo czym jest artystyczna dusza, pasja, chęć tworzenia… a przy tym jak ogromnej wymaga wiedzy, siły… świadomości.
To dziwne, zamierzałem napisać do pani Ani już w piątek, lecz zajęty innymi sprawami odłożyłem to na dzień następny, tymczasem to ona zadzwoniła już w sobotę rano.
Jest w Polsce, pracuje nad projektami kostiumów do baletu, którego premiera ma mieć miejsce w październiku i przy okazji pyta, jak wyglądają nasze sprawy?
Anna Kontek
Znamy się bardzo krótko, a w mej świadomości zapis tej znajomości jest taki, jakbyśmy znali się od bardzo dawna. Pod koniec lata 2021 roku w czasie naszego przypadkowego spotkania u wspólnej znajomej dowiedziałem się, że pani Ania jest scenografką. Mając głowę zaprzątniętą różnymi projektami, spytałem czy nie zechciałaby się przyjrzeć scenariuszowi jednego z nich?
Cóż, jestem odrobinę szalony. Dopiero co poniosłem ogromną klęskę finansową, a już podejmowałem nowy temat (koncert, który organizowałem w Filharmonii w Gdańsku w sierpniu 2021 roku, mimo sukcesu artystycznego, przyniósł znaczne straty. Z powodu Covid 19 sprzedaliśmy zaledwie 60 biletów, a widownię stanowili głównie zaproszeni goście).
Wprawdzie projekt nie był całkowicie nowy (koncert, o którym wspomniałem miał być do niego tylko etapem wstępnym), ale przecież zdawałem sobie sprawę, że wychodzenie z długów zajmie mi co najmniej dwa lata. Może jednak uda mi się znaleźć jakiegoś inwestora, sponsora, planowałem, a właściwie marzyłem… bo przecież było to tak mało realne. Myśleć o organizacji musicalu w Arenie Gliwice dla kilku tysięcy widzów wówczas, gdy dopiero co poniosłem klęskę… Z drugiej strony udało mi się już wcześniej ideą tego projektu zainteresować kilkoro wybitnych polskich artystów (reżysera, choreografów, kompozytorów i wykonawców)… moje marzenia miały jednak jakieś oparcie. Przy tym uważałem, że scenariusz musicalu (bo on był owym projektem) broni się sam. Nawet nie wiedziałem wówczas, kim jest pani Ania Kontek? W czasie rozmowy w skrócie zarysowałem jej libretto musicalu, próbowałem też zorientować się na jakich zasadach pani Ania podjęłaby się ewentualnej współpracy.
Okazałem się nie tylko szalony, ale zachowałem się jak przysłowiowy „słoń w sklepie z porcelaną”. Pani Ania wykazała się jednak wielkim taktem. Okazało się, że nie interesują ją żadne warunki wstępne. Ważne jest tylko to, czy projekt jest rzeczywiście ciekawy.
Kim jest pani Anna Kontek dowiedziałem się dopiero w domu, gdy przygotowywałem do wysłania scenariusz musicalu. Okazało się, że rozmawiałem z jedną z największych scenografek i projektantek kostiumów w świecie. Boże, jak wielkim jestem durniem.. Tłumaczyłem sobie, że to stres spowodowany klęską, że nadmiar adrenaliny, który pozostał jeszcze po czasie organizacji koncertu… Stało się. Scenariusz został wysłany.
O dziwo, pani Ania zadzwoniła już następnego dnia. Zaproponowała spotkanie. Spytałem, czy mogę przyjść na nie z kolegą, znajomym reżyserem. Wyraziła zgodę. Rozmawialiśmy o projekcie. Pani Ania od razu przedstawiła swą wizję kilku rozwiązań. Tak, scenariusz zainteresował ją. Wciąż jednak nie rozmawialiśmy o zasadach przyszłej współpracy. Na to przyjdzie jeszcze czas, mówiła pani Ania. Czyżby była równie szalona, jak ja? – pytałem się w duchu. Okazało się przy tym, że jest świetnie zorganizowana. Właśnie wybierała się z mężem do Czech w sprawie realizacji jakiegoś przedstawienia. Może warto po drodze odwiedzić Gliwice, zobaczyć scenę. Czy mogę przyjechać do Gliwic, załatwić wejście na widownię? Oczywiście mogłem.
W Arenie Gliwice tego dnia wieczorem miały odbyć się pokazy akrobatyki motocyklowej. Rozważaliśmy jak ustawić scenę, pani Ania sądziła, że można ustawić ją centralnie, tak by widzowie mogli oglądać widowisko z każdej strony, sprawdzała możliwości wjazdu pojazdów z każdej ze stron. Później postanowiła nawet zostać na wieczornych pokazach motocyklistów. Myślę, że nie tylko jej wyobraźnia, ale i odwaga, były jeszcze większe od mojej.
Miesiąc później w Warszawie w czasie spotkania z reżyserem i dalszych rozmów pojawiły się jednak kolejne problemy. Centralne ustawienie sceny było niemożliwe z powodów akustycznych. Reżyser miał w tej kwestii dość spore doświadczenie i musieliśmy mu zaufać. Znaleźliśmy inne rozwiązanie, możliwość innego ustawienia sceny, ale kwestie techniczne mnie przerosły… Mało tego, skończyły się fiaskiem moje poszukiwania inwestora… Kompletna klapa.
Mieszkałem już w Warszawie. Spacerując po pobliskim parku na Woli zobaczyłem amfiteatr. Ogromna scena. Jak z marzeń, jak ta z rysunków pani Ani. Nieco gorzej przedstawiała się kwestia widowni. Byle jakie ławki i tylko dwa tysiące miejsc. W czasie rozmowy z administratorem zorientowałem się jednak, że przygotowują remont. Ma powstać nowoczesna widownia na trzy tysiące miejsc, z pełnym zapleczem (sanitariatami itp.). Od razu zadzwoniłem do pani Ani z tą informacją. Zapoznała się za pośrednictwem Internetu ze sceną. Miałem rację, jest idealna. Musimy czekać… Zresztą to konieczne, gdyż wciąż spłacam długi z gdańskiego koncertu.
Przy okazji próbowałem się ratować w inny sposób. W naszym kraju raz w roku można pisać o granty na realizację różnych projektów do MKiDN. Może w międzyczasie spróbować zrealizować jakiś mniejszy projekt, myślalem. Jestem przecież autorem ok. dziesięciu sztuk. By taki projekt przygotować koniecznym jest jednak skompletowanie zespołu twórców. To najważniejsze, inne kwestie, jak wynajem sali itp., to sprawy drugorzędne. Ponownie zwróciłem się o pomoc do pani Ani. Ponownie też znalazły uznanie w jej oczach tym razem dwa dramaty: „Idziemy” i „Imperator”. Ponownie też powstały do nich wstępne projekty.
Nie wiem z jakiego powodu pani Ania poświęca moim projektom aż tyle uwagi, czasu i pracy? Jest przecież aż tak zajęta. Jesienią zeszłego roku zrealizowała ogromny projekt w Operze Narodowej Teatru Wielkiego w Warszawie.
Byłem na tym przedstawieniu, wspaniałe widowisko. Setki wspaniałych kostiumów. Ogrom pracy. Dzień przed przedstawieniem w czasie obiadu dowiedziałem się od pani Ani, że współpracowała kiedyś z Dario Fo (włoski pisarz, dramaturg, laureat Nagrody Nobla), dziś z korespondencji na Messengerze o jej współpracy w Finlandii z panem Markiem Weiss Grzesińskim (jego felietony publikujemy za jego Facebookiem w WOBEC).
Kiedy ci ludzie znajdują na to wszystko czas… skąd aż tak wielka inwencja, tyle pasji?
Dzwoniąc do mnie w sobotę pani Ania Kontek wspomniała o wystawie jej wybranych prac zorganizowanej w Ambasadzie Polski w Finlandii. [Filmik z wystawy poniżej]
To wielkie szczęście móc w życiu poznawać i współpracować z tak wspaniałymi ludźmi.
Piotr Kotlarz