Wiersze / Michał Kaczmarek

0
824
Słuszne pretensje

nie mogą się nadziwić przypisanym mocom
rzeczy nieożywione

krzesło nie rozumie
że nazywa się krzesłem

wiatr nie pojmuje
że jego ruch nazywa się wiatrem

sok malinowy nie ma świadomości
że zostawia plamy

nazwane oraz podzielone
bez własnej chęci ani zgody
łyżka do zupy i obrus
suknia w grochy niemodna
jesień ładniejsza niż wiosna

pracował nad porządkiem pojęć
rozkazał kotu być słodkim i miłym
skorym do ustępstw i gotowym na wszystko
lecz
niczego nie chce ani nic nie daje
ruszony bez zgody bywa nieprzyjemny
ucieka kot na parapet
gdy
kamień stoi na półce
nazwany słowem którego nie zna

przychodzi burza
boją się czegoś co martwe
i żadnych praw nie rości
noc czarna gdy skrót jest przez cmentarz
wzbudza strach

kto za tym stoi jaki strażnik sensu
maniak kolejności neurotyk liczb
dziwią się rzeczy oraz ci co zmarli
wzywani przez niepokój żywych
słowem które nie rzuca cienia

Drzwi wejściowe 

dziewczynka która przyszła na świat
obok lekarzy opowiadających kawały
doznaje chłodu sali
wagi na której leży
narzędzi którymi ją badają
braku uczuć ze strony dłoni
wyuczonych w rutynie

piętnaście minut w rękach matki
piętnaście minut w rękach ojca

boi się
chciałby ją oddać
Ojcze Nasz
Zdrowaś Mario
Wieczny Odpoczynek
bez znaczenia
byle pielęgniarki widziały
że porusza ustami

matka patrzy z łóżka
na drgające wargi
ślina w kącikach
jak w czasie niepokoju

wycinek nie bierze pod uwagę
przed ani po
nawet teraz nie w pełni opisane
ale sekunda jest prawdziwa
suchy wianek
zawieszony na drzwiach wejściowych

Wiersz osoby dojrzałej 

deszcz zamienił się w mżawkę
uśpił czujność

korzystne wydarzenia
doprowadziły do samotności

zmęczenie dziecka które zasnęło
łupieżcze najazdy domowników
na centra handlowe
dały odpoczynek

jestem sam
w ciszy przed burzą
właściwą dla osób dojrzałych

kataklizm rozwija się
zapowietrzonym piecem
który odmówi posłuszeństwa
nieświadomym ojcem
który dowie się o nieuleczalnej chorobie
lub
odwrotnie
ojciec przestanie wykonywać obowiązki
piec zachoruje na astmę
wykrztusi plastikowy dym
którym trujemy z oszczędności

krople deszczu są coraz większe
i z coraz większą energią
uderzają o ziemię

napięcie wzrasta proporcjonalnie
do zmniejszania dystansu
między mną a pojazdem
w którym zapakowane w torby zdobycze
krzyczą o ułożenie na regały
podbijają spiżarnię
wymaganiem
natychmiastowej realizacji oczekiwań

ściany patrzą podejrzliwe
wyrażają pretensje
ukryte głęboko w ciałach
okaleczonych od urodzenia
w rękach murarzy
szczotki
zabiegów szlifowania
zostawiają ślad

Pewna pani

choroba ojca przyszła w złym momencie
nie miała możliwości
nie widzi w tym swojej winy
ani jego winy

nie chciała zrywać kontaktu
z tymi którzy mieszkają
dwie ulice dalej

dzieli ich więcej
niż dwie ulice
dzieli ich może
nieskończoność ulic

nowoczesne lampy
dobrane kolory farb
roześmiane dzieci
nie rozumieją co się stało

ona rozpamiętuje
dlaczego nie może być sama
dlaczego ma iść kiedy wołają
do swoich wesołych twarzy
rumianych policzków
co zrobić z żalem który przynosi

za złuszczonymi drzwiami
mieszkania które zmieniło imię
głos rozsypuje się w rękach

Wgląd

w 1998 roku czekasz na autobus miejski
który ma cię zawieźć na lekcję języka angielskiego

w 2012 roku wsiadasz
do busa komunikacji międzymiastowej
którym jedziesz uczyć gimnazjalistów

punkt A był początkiem
gdy dostałeś zła ocenę ze zwrotów przydatnych w hotelu
B przytrafił się teraz
gdy odliczasz pieniądze na bilet

pomimo nieszczęśliwej miłości do pani Pisarskiej
i problemów ze zrozumieniem geometrii
linia została poprowadzona bez trudności
nie nadciągnęły huragany
nie rozstąpiła się podłoga
lęk w pustym mieszkaniu który odczuwasz
jest ledwo zauważalną skazą na prostej kresce

powodów do zmartwień nie ma
zły duch nie czyha za plecami
nie warto wierzyć w nagłe kataklizmy

dobrze dobrze rozumiem
otwarte okno na wysokim piętrze
piłka na drodze
samolot z defektem silnika
lecz jeszcze tu jesteś

co do przyszłości
wiadomo niewiele
transport powrotny jest za dwie godziny
kierowca wyspany więc dobrze wróży

na nic twoje uniesione dłonie
wygrażające nie wiadomo komu
spójrz
pies położył się pod sklepem z farbami
i obserwuje

Michał Kaczmarek

 

Michał Kaczmarek, ur. 1986 w Głogowie. Mieszka w okolicach Wielunia. Z wykształcenia nauczyciel języka angielskiego. Publikowany na łamach czasopism papierowych i w internecie: Migotania, Gazeta Kulturalna, Akant, Wytrych – Wolna Inicjatywa Artystyczna, Tlen Literacki, pisarze.pl, Helikopter, Tlen literacki.