PÓŁNOC
północ
pora poetów
zakochanych samobójców
kotów zegarów herbaty duchów
północ godzina przesilenia kiedy
jedynie w tym momencie na dwanaście
westchnień zegara mogę wejść w świat
zwariowanych poetów kiedy mogę mieć myśli
samobójcze przy sobie jak staruszka różaniec
w trzęsących się dłoniach na schodach kościoła
kiedy mogę być duchem na skrzyżowaniach dróg
w lasach u ujścia rzek w rozlewiskach bagien
dymiących strachem okolicznych brzóz
przypominających wiedźmy kraczące
o orlich nosach a głowach
płonących wrzosowiskiem
pytań nagłych
po co
się tutaj
wziąłem na tym świecie gdzie każde drzewo jest moją
szubienicą nie mam nic własnego
oprócz zgryzot lęków i kociej skóry
gdyż tylko kotem mogłem zostać po śmierci
i pić herbatę z przyjaciółmi w pobliskim
lesie kochać się przy blasku księżyca
kiedy północ nie wybije jeszcze
swoich dwunastu cięć w skroń
tarczy zegara krwawiącego
wampirycznym lękiem
śmierci
ŚMIERĆ
jak będę miał maszynę i prawdziwy papier
zostanę prawdziwym poetą
najtrudniej z pierwszym zdaniem trzeba łamać
kręgosłup żebra
żeby uspokoić żeby owładnąć do bólu
kropelek potu
reszta idzie łatwiej i zrywam płaty skóry
jak amerykanie wietnamczykom jak wietnamczycy amerykanom
i rozpruwam brzuch i wyrywam wnętrzności
jestem mordercą
jestem cywilizacją
moja maszyna o białych czcionkach
przystosowana do czarnej pisowni
stoi na stole obok łóżka
w nocy nie mogę przebijać rękopisów
bo gospodarze u których jestem
w płatnym pokoju
nie lubią
chociaż kupiłem ją to znaczy maszynę
za ostatnie pieniądze
chociaż mogłem z dziewczyną w namiotowym
ale ciekawsze są strzelania w tył głowy
dwunastoletnim chłopcom
PRAWDA
dla wierszy najgorzej jest gdy ich autor kłamie
gdy zmyśla fałszując swoje życie wiersze to czują
stają się garbate ze wstydu w nogach złamane
od pogardy dla podmiotu wymiotują na każdym
rogu kończącego się dystychu są kapryśne często
chorują leżą w klinikach umierają na uwiąd
przedwczesnej starości czasami ich trupa z okazji
rocznic politycznych wyciągają na trybunę by tłum
mógł do syta brodzić we krwi poronionych metafor
***
nie trzeba było wypuszczać ptaków ta dzikość skrzydeł
wrodzoną białością mew kołuje otwartymi dziobami
nad obszarem polowania gdzie pluskanie zwierzyny
przyprawia o radość otwarte szpony orła mówiłem
tyle razy że łagodność głębia to tylko symbol
lotu którego ścięcie odbędzie się w godzinę zakrzywioną
skośnymi oczami jaskółki co przynosi burzę
wzdętego brzucha chmur lepiej rozchyl ramiona
niech popatrzę na okrągłość niech oddalę
krew spłukiwaną ciągłością kropel bo pióra
po beznadziejnej bitwie zabierze wiatr
a nam oddzielonym zamkniętą przestrzenią nagości
pozostanie padlina ciał której i tak każde z nas
nie weźmie choć mówiłaś że jesteś wielkim ptakiem
ZAPAŚĆ
nocą
szukasz długopisu
w ciemnych kanałach
żył wypuszczasz zwierzątka
wspomnień natchnienia pulsującego
gasnącą żarówką serca migoczącego
zastawkami pierwszych słów tonących
w karcie morza otwartego rękopisem
falujących wykresów czy przetrzymasz
te ciemności chmur nadciągających burzą
milczącą lotem jaskółek nad jeziorami
wśród szuwarów szeleszczących
wyczuwalnym szmerem piorunów
tnących twarze laborantek
grozą śmierci
przyczajonej
w powiekach morskich
fal mieszających się z majakami jeziornych
bryzgów piany przywidzeń
życia spełniającego się w jednej sekundzie
całą okazałością klęsk poniesionych
w tych kilku wierszach dla których teraz
musisz konać zostawiając
nawet długopis który był twoją jedyną
oazą na tym padole łez i zmęczenia
zjadającego cię ostrym
zawałem
WALCZ
walcz
chociażbyś był jedynym
człowiekiem
bez pięciu złotych przy duszy
bez najmniejszej szansy
na jutrzejszy dzień
to jednak walcz
mając przyjaciela skorpiona
budzik słoneczny pryczę z gwiazd
skarpetki podziurawione kaszlącym księżycem
jedną łyżkę i widelec połamanych nadziei
to walcz człowieku podnieś głowę wysoko
patrz w niebo otwarte pełnym wzrokiem
gdyż tylko ty sam jeden
znasz krwistość własnego serca
miłość skorpiona
i duszę gwiazd błyskających
w twoich żyłach
tętniących słoneczną muzyką prawdy
twoich dłoni otwartych
łzą serdeczną
bądź sobą nawet wówczas gdy plują
pisz wiersze udawaj
że nic w tym z najpiękniejszych światów
się nie stało
nawet wówczas gdy zabiorą ci ostatnie pięć złotych
uśmiechaj się
przecież widelec skarpetki i łyżka
nie są jeszcze same w sobie
istotą najważniejszą
wiesz o tym dobrze
znasz każde słowo tych wierszy
krwawiących a więc uśmiechaj się
przyjacielu młody
jeszcze wszystko stoi
przed tobą
otworem
Stanisław Gostkowski
Stanisław Gostkowski
Urodzony 1 sierpnia 1948 w Kościerzynie, studiował polonistykę na Uniwersytecie Gdańskim, w 1971uzyskał magisterium. Debiutował w 1967 wierszem Zmęczenie, opublikowanym w piśmie „Kamena” (nr 11); za właściwy debiut uważał wiersze ogłoszone w 1971 na łamach miesięcznika „Odra” (nr 1). W 1971ożenił się z Anną Fajnd, polonistką, i powrócił do Kościerzyny, gdzie podjął pracę jako bibliotekarz w Miejskiej Bibliotece Publicznej. Kontynuował naukę w dwuletnim Studium Krytyki Literackiej i Artystycznej w Warszawie (1977-79). W 1978 przeniósł się do Gdańska i pracował jako kustosz w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej. W 1979 został członkiem Związku Literatów Polskich. Od 1986 pracował jako wychowawca w Technikum Budownictwa Komunalnego w Gdańsku. Był laureatem konkursów poetyckich, za całokształt twórczości otrzymał przyznawane przez Klub Studentów Wybrzeża Żak nagrody Pierścienia (1984) i Czerwonej Róży (1987 oraz 1995 – nagrodę główną). W 1976 otrzymał odznakę im. Janka Krasickiego. Zmarł nagle 28 października 2000 w Warszawie podczas Warszawskiej Jesieni Poetyckiej; pochowany na Cmentarzu Srebrzysko w Gdańsku.
Poezja Stanisława Gostkowskiego nawiązuje do utworów nowofalowych oraz tzw. poezji lingwistycznej, może być obecnie uznawana za prekursorską dla tzw. nowej prywatności.
Stanisław Gostkowski publikował wiersze m.in. w:
„Kamenie” (1967-68, 1970); „Głosie Młodzieży” (1969); „Literach” (1969, 1971-72, 1995); „Nadodrzu” (1970, 1981); „Odrze” (1971, 1972, 1976, 1982); „Nowym Wyrazie” (1974, 1978, 1981); „Punkcie” (1978-80); „Zwierciadle” (1978); „Faktach” (1979, 1986, 1989); „Poezji” (1979, 1981-83, 1985, 1988); „Kulturze” (1981); „Miesięczniku Literackim” (1981); „Pomeranii” (1981, 1984); „Tygodniku Kulturalnym” (1981); „Póki my żyjemy” (1982); „Dzienniku Bałtyckim” (1983, 1985-86); „Głosie Wybrzeża” (1983-86, 1988-89); „Tu i Teraz” (1984); „Życiu Literackim” (1984); „Integracjach” (1985, 1995); „Moście” (1985); „Gdańskim Roczniku Kulturalnym” (1986, 1990); „Autografie” i „Autografie Post” (1988-89, 1995-96, 1998, 2000, 2006); „Wiadomościach Kulturalnych” (1995); „Metaforze” (1996); „Tytule” (1997); „Poezji. Dzisiaj” (2000); „Migotaniach, Przejaśnieniach” (2006).
Tomy poetyckie Stanisława Gostkowskiego:
nie chowajcie mnie żyjącego, tom poezji, Gdańsk 1974;
wyłącznie twoja osobista sprawa, tom poezji, Gdańsk 1978;
Marsz gladiatorów, tom poezji, Gdańsk 1983
Śmierć ma słodki zapach, tom poezji, Warszawa 1989
Piekło, tom poezji, Gdańsk 1993;
Ja jestem piekłem nie inni, tom poezji, Gdańsk 1998
Z każdym dniem narasta lęk. Wiersze ostatnie, tom poezji, Gdańsk 2008.