zagrożenia
nie udało się nadać wartości słowom
z wielu znaczeń wydobyć jedne
jednakowe dla wszystkich
żeby nawet ci
za mało biali
mogli bez obaw okazać pragnienia
nie mogło się udać
w obszernej
półotwartej celi
gdzie jesteśmy klucznikami
i wykluczonymi zarazem
bo ci którzy frymarczą strachem
sprawili że potok słów
staje się u nich zwykłym ściekiem
a przecież musimy przejść
przez wlokące się chwile próby
nadzieje
pomyłki
porażki
i nie rozbiegać się
by razem odkryć że w wielu z nas
jest to co niewyrażalne
pojemniejsze od słów
przeprawa przez pamięć
pamiętam tato jak mówiłeś
żebym przeżuwał pytania
kiedy nie będę mógł znaleźć
smaku odpowiedzi
bez kwaśności niedosytu
cierpkich od nadmiaru
zawiedzionych zachwytów
bym przełykał
gdy są czułym szeptem
zanim się staną
rozpaczliwym krzykiem
podsuwałeś mi czarno-białe mapy
żebym to ja
wędrując z własną różą wiatrów
nadawał barwy
wyniesień
zapadlisk
łąk
których mój horyzont nie kończy
i źródeł z których będę czerpał
dla ich czystości
w czasie kwitnienia ostrzegałeś
że w róży
najtrwalsze są kolce
że łatwo stracić plony
dobrego zasiewu
słyszę to
a nie wiem czy cię pocieszy
że kufer tęsknot pęcznieje
aż do niedomknięcia
że nie byłem układny
bez podrabianej twarzy
że serce często przyspiesza
a wciąż niedokrwistość
a jednak
zwiosenniała nam jesień
dyskretnie obecni
w domu budowanym
w takt werbli
otworzyli drzwi
wyszli
by zatańczyć mazura
i pierwszego poloneza
szkicujący na brudno zauważyli
że nie da się stworzyć
kopii zapasowej
i kończy się czas pytań
w ostatecznym słowie
choć bruzdy głębiej zaznaczone
gdzieniegdzie nadal spór
o miedzę
to przecież chodzi o to samo –
o zdrowe ziarno oziminy
i siew wiosenny w żyzną ziemię
odpowiedzialność za jej płodność
coś musi zaboleć – pęknąć
powiedz jak to z tobą jest –
obnosisz się z tą swoją odrębnością
we własnym kraju
już prawie nielegalny
choć bierzesz głębszy wdech
w dymie garkuchni i kadzideł
nawet wiesz
co ile warte
a wsłuchujesz się w brzęk napiwków
wkładając fiuta w ciepłe danie
zanim je podasz biesiadnikom
to prawie tak
jak niektórzy zasłużeni kombatanci
obalali system
w niechcianym biurze kradnąc kalkę
więc zwierz się
choćby tylko sobie
gdzie idziesz
nigdzie nie dochodząc
nie utrwalasz
gdy z oślepłych uliczek
napiera czereda
ci z przodu zaczęli zdobywać
a ty na drugim brzegu
wzbierającego nurtu
tylko twój syn
jakoś tak dziwnie patrzy w oczy
jakby chciał pytać –
gdzie byłeś
kiedy zaczęto kaleczyć twój dom
jeden wiersz
są poeci którzy noszą w sobie
jeden wiersz
taki prosty
bez odległych metafor
który trafia
zostaje
i zmienia
jest w nim wszystko
zagęszczone i ważne
od sensu
zwykłych tęsknot
do wkurwień
i kobieta w nich taka
jaką kochają od zawsze
są poeci pochyleni
nad jedną
czystą kartką
Ryszard Wasilewski – poeta, satyryk, aforysta. – Rocznik 1938
Mieszka w Łasku/Kolumnie. Ukończył Wydział Prawa i Administracji na Uniwersytecie Łódzkim
Jego utwory są publikowane w pismach literackich i na portalach internetowych w kraju i za granicą; – Są także zawarte w kilkudziesięciu antologiach, między innymi w Antologii Poetów Polskich, Intalniri– Poeci Ukrainy i Polski oraz World Poetry. Wiersze i aforyzmy były przekładane na język angielski, chorwacki, kirgiski, niemiecki, macedoński, serbski, słowacki i rumuński . W Rumunii ukazał się wybór wierszy i aforyzmów, w Serbii wybór wierszy.
Zdobywał liczne nagrody w wielu znaczących konkursach poetyckich i satyrycznych.
Bywa jurorem konkursów literackich
Liryka, satyra i aforyzmy, zebrane w 18 dotychczas opublikowanych książkach, zostały wydane w różnych wydawnictwach krajowych.
Jest także autorem tekstów piosenek.
Członek Związku Literatów Polskich i Gdańskiego Klubu Poetów