Zawyły syreny / Grzegorz Tereszkiewicz

0
980

Powietrze wypełnił przeszywający dźwięk syren wyrywając mężczyznę ze snu na kanapie w małym domku myśliwskim położonym wśród drzew. Jego czarne włosy były poplamione siwizną, a brązowe oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu.

– Co się dzieje? Nina, do nogi! – Wykrzyknął, ledwo zachowując zimną krew.

Po kilku chwilach przeglądania kanałów natknął się na zdenerwowanego prezentera, który mówił z przerażeniem – W…wojna – wymamrotał – wy..wybb..uchła wojna, zaatt…akowała nas Rosja!

Poczuł jak jego serce przyśpiesza. Czuł się oszołomiony, zdruzgotany i przerażony tym, co właśnie usłyszał. Chesapeake Bay Retriever o brązowawym futrze podbiegł do jego boku, mężczyzna wpatrywał się dalej w ekran ze skupieniem, gdy prezenter wytarł zlane potem czoło.
– Przejęli obszar Mariupol-Donieck-Ługańsk w stronę wschodu, pp…północne okolice Charkowa i Kijowa. Melitopol i Chersoń – to także miejsca ataków Rosjan! Prosimy o zachowanie spokoju i pozostanie w domach. Pozostańmy razem w obliczu tej trudnej sytuacji – apelował.

Ignorując ostatnie słowa rzucił się w stronę starej szafy stojącej w rogu. Kurz uniósł się, gdy ją otworzył. Nie zważając na stos pudeł wypchanych po brzegi dokumentami i czarnymi teczkami sięgnął po duży plecak. Sprawdzając zawartość, wyciągnął dwie pary ubrań, solidne buty, bukłak, kilka pudełek racji żywnościowych, małe czarne pudełko z czerwonym krzyżem i dokumenty. Uzupełnił jedzenie, wodę i wrzucił zawartość z powrotem do plecaka. Żwawym krokiem skierował się do wyjścia.

Bamm…!

…z lasu dobiegł wystrzał.

– Pewnie już dotarli pod Charków. – Mruknął do siebie.

Zawahał się, z przygnębieniem odłożył plecak i ponownie skierował się w stronę starej szafy. Nie był pewien, czy to dobry pomysł, czy wręcz przeciwnie. Czy powinien zaryzykować i ruszyć do miasta, czy też lepiej pozostać w bezpiecznym schronieniu swojego domu? Chwycił szafę i zaczął ją odsuwać na bok, ujawniając dziurę w ścianie. Zasapany zajrzał do wnęki, po czym zanurzył ramię i wyjął nowocześnie wyglądający karabin M4 o matowym, czarnym wykończeniu. Oparł go o plecak i ponownie sięgnął w głąb schowka, wyciągając tym razem kaburę zawierającą pistolet Makarov o charakterystycznym kształcie, stosunkowo niewielki i niepozorny. Wziął też magazynki z amunicją, dwa małe i dwa duże. Sprawdził zabezpieczenie i rozruszał spust broni, włożył magazynek i zapiął kaburę z pistoletem na biodro. Po raz kolejny zarzucił plecak, ale tym razem przerzucił też karabin przez ramię. Wiedział jak to jest, że musi działać szybko i skutecznie, żeby przeżyć kolejny dzień.

Bamm…!

Rozległ się kolejny wystrzał. Tym razem z innej strony lasu. Mężczyzna zamarł na progu domku, unosząc brwi i wykrzywiając kark w kierunku, z którego dobiegł hałas.

– Blin, dom Kovaleva – zaklął – Nina, za mną! – Krzyknął i na komendę, pies ruszył za swoim panem.

Chwycił karabin i ruszył w kierunku domu sąsiadów. Mijając krzaki, mknął przez gęsty las.

Bamm…!

W powietrzu rozległ się głośny huk, mężczyzna instynktownie popędził w głąb gęstwiny. Coraz szybciej przemykał między drzewami, nie oglądając się za siebie. W niecałe pięć minut dotarł pod domostwo Kovalevów. Kucając za drzewem przy bramce, spojrzał przez wejście do ogródka i zauważył wyłamane drzwi wejściowe.

– Pilnuj – powiedział, wskazując na miejsce obok bramki. Pies posłusznie wykonał polecenie i położył się we wskazanym miejscu.

Po sprawdzeniu podwórka pewnym krokiem przemknął pod dom. Wyćwiczonym ruchem broni przeskanował taras i skupił się na drzwiach. Powoli wchodząc po stopniach ominął wyłamane drzwi i znalazł się w zniszczonym salonie. Meble były przewrócone, a kawałki szkła z rozbitych wazonów pokrywały podłogę. Wiszące na ścianie dzieło sztuki wypadło z ramy. W pokoju jednak nikogo nie było. Mężczyzna podążał za śladami walki, które prowadziły go przez pokój dzienny do kuchni. Pomieszczenie było w nieco lepszym stanie niż salon, ale i tak pozostawiało wiele do życzenia. Na podłodze leżały rozbite fragmenty talerzy, a na lodówce widoczne były liczne dziury po kulach. Tym razem zauważył coś jeszcze – kałuże krwi. Mężczyzna zbliżył się do plamy i zaczął badać jej konsystencję. Była gęsta i ciemnoczerwona, co wskazywało na to, że była jeszcze świeża. Czy ktoś próbował uciekać przed napastnikami, czy też może to oni zostawili? Przez chwilę stał nieruchomo, wpatrując się w scenerię przed sobą, pełen wewnętrznej niepewności i natłoku myśli. Jednak w końcu postanowił zebrać swoje siły i kontynuować rozpoznanie. Przemieszczał się po kuchni z zaciśniętymi zębami, starając się wytężyć zmysły, aby zidentyfikować źródło krwi. Po chwili dostrzegł mały ślad, który prowadził za blat, za którym znalazł ciało. Był to Andrij Kovalev, jego przyjaciel, a widok ten przyprawił go o ciarki na plecach. Pochylił się nad ciałem sąsiada, przerażony widokiem licznych, głębokich ran na jego dłoniach. Na torsie widoczne były dwa krwawe otwory postrzałowe, które sugerowały, że ofiara zginęła w okrutny sposób. Poczuł, jak gorzka fala żalu zalewa go, wiedząc, że nie był w stanie pomóc. Zamykając powieki trupa, powoli odszedł od miejsca zbrodni, zastanawiając się, jak wiele jeszcze nieszczęść może przytrafić się w tym okropnym świecie. Ślady prowadziły ku łazience. Sprawdzając zaułki w poszukiwaniu wrogów, wszedł do toalety, gdzie odkrył makabryczny widok. Leżało tam ciało kobiety – żony Andrija. Zlany zimnym potem zacisnął pięści. Nie badając już śladów na ciele, ze smutkiem postanowił opuścić dom.

Trach…

Z piętra dobiegł głośny hałas, który przeciął ciszę.

– Larysa! – wyszeptał zdumiony, czując ból i żal jednocześnie.

Ponownie przyjął postawę bojową i skierował się w stronę schodów prowadzących na piętro. Delikatnie, krok po kroku wspinał się po drewnianych stopniach, czując, jak adrenalina zaczyna pulsować w żyłach. Pokonując ostatni schodek, usłyszał głośne krzyki dochodzące z pokoju na prawo. Podkradł się do uchylonych drzwi i przykucnął, wychylając lekko głowę, by sprawdzić wnętrze pokoju. Zobaczył tam trzech mężczyzn, którzy pili i palili przy stole na środku pomieszczenia.  Przyglądając się im uważnie, zauważył rosyjskie dystynkcje. Jeden z agresorów wyprostował się i powoli podszedł do łóżka, na którym siedziała rozhisteryzowana młoda kobieta o kasztanowych włosach i zielonych oczach. Była skuta i wyraźnie przerażona.

– Czas na trochę zabawy! – Powiedział sołdat, patrząc na nią z pożądaniem i pogardą jednocześnie.

Napastnik po dotarciu do łóżka bez słowa popchnął ją na plecy i chwycił mocno jej ręce uśmiechając się obleśnie. Mężczyzna przekroczył próg pomieszczenia, z impetem kopiąc drzwi. Skierował karabin w kierunku żołnierza, cedząc przez zaciśnięte zęby.

– Stój! – Żołnierz zaskoczony nagłą obecnością nieznajomego nie zdążył nawet otworzyć ust, gdy ten wystrzelił w jego kierunku, trafiając go w brzuch.

Pozostali dwaj podskoczyli, sięgając po swoją broń, ale mężczyzna już był w akcji i celnie trafił jednego po drugim. Podszedł do łóżka, wyjął z kieszeni bagnet i dźgnął nim pierwszego Rosjanina w okolicę serca, aby upewnić się, że nie stanowi już zagrożenia. W pokoju zapanowała głęboka cisza, przerywana jedynie łkaniem dziewczyny. Podszedł, rozkuł ją i okrył kocem, który znalazł w rogu pokoju.

– Już dobrze, teraz jesteś bezpieczna. – Powiedział łagodnie, chwytając ją za rękę i wyprowadzając z pokoju.

Wpatrywała się w niego z przerażeniem, jej umysł wypełniał się myślami o stracie bliskich i o tym, co się stało.

– Wuj Maxim. – Szepnęła cicho, uznając jego pojawienie się za nadzieję na ratunek.

– Tak Laryso, to ja – uspokoił ją, starając się złagodzić jej lęk.

– Dlaczego?! Co się dzieje?! Mama i tata…oni? – Histerycznie szlochała.

– Przykro mi dziecko, wybuchła wojna i nie jesteśmy tu bezpieczni. Spakujemy parę rzeczy i ruszamy do Kijowa, stamtąd nas zabiorą do bezpiecznego miejsca – odpowiedział, starając się zachować spokój i pewność siebie.

Usiadła zamyślona, a z jej oczu biła tylko pustka. Nina, współczująco, przytuliła się do niej. W międzyczasie Maxim pakował tylko niezbędne rzeczy i dokumenty Larysy, jednocześnie planując trasę, uwzględniając wszystkie możliwe niebezpieczeństwa. Zdecydował, że pierwszą część drogi pokonają pieszo, aby uniknąć nie rzucać w oczy.

– Musimy już iść. Nie mamy czasu, by pochować ich – powiedział z powagą patrząc w stronę kuchni, gdzie leżały dwa ciała przykryte kocami, które wcześniej przeniósł.

Larysa tylko mruknęła – mhm – wstała omiatając wzrokiem ostatni raz martwych rodziców. Maxim chwycił za karabin, plecak i torbę, następnie wydał komendę – Do nogi, Nina! – i ruszyli w drogę.

Tlący się marnie płomień oświetlał twarz mężczyzny siedzącego na konarze, który mieszając w menażce zupę, zapatrzył się w niespokojny wielki las. W oddali słychać było huk wybuchów, a wieczorne niebo było przerywane błyskami bieli i czerwieni.

– Weźmiemy samochód z Połtawy. Wypytamy o sytuację i wtedy ruszymy dalej. Ominiemy zaatakowane miejsca wydłużając drogę – przerwał milczenie Maxim i zerknął na dziewczynę siedzącą przy ognisku, trzymającą psa na kolanach.

Wstał, zdjął zupę z ognia i rozlał do dwóch kubków. – Zjedz, a potem idź spać, Laryso. – powiedział, podając jej większą porcję. Spojrzała na niego, pustym wzrokiem i zaczęła jeść.

Noc szybko zapadła. Mężczyzna karmił psa resztkami z kolacji, a Larysa rozkładała śpiwory. Po chwili oboje leżeli obok ogniska, Nina położyła się obok dziewczyny.

– Wuju.… Co dalej będzie?

– Póki co musimy dotrzeć do Połtawy, zdobyć auto i w końcu, dotrzeć do bezp…. – tłumaczył.

– Wiesz o co mi chodzi! Co będzie po tym jak będziemy bezpieczni? – Przerwała z wyraźnym niepokojem w głosie.-

– Co wtedy będzie? Nie wiem. – Odpowiedział oschle. – Wiem tyle, że jeżeli się skupimy, to przeżyjemy. Co potem, dowiemy się, gdy już będziemy bezpieczni.

Larysa przytuliła psa i skuliła się w śpiworze, czując nagłe osamotnienie.

Minęły godziny, a oboje leżeli, nie mogąc zmrużyć oka, nasłuchując odgłosów wojny, które przeszywały ich dusze i niszczyły nadzieję na lepszą przyszłość. W końcu, gdy już pierwsze promienie słońca przecięły mroki nocy, Maxim powstał z ziemi i zaczął pakować rzeczy.

– Czas ruszać dalej – powiedział, podając dziewczynie rękę, by pomóc jej wstać.

Spojrzała w stronę lasu, wzdychając ciężko, ale w końcu zebrała się na siły i ruszyła za nim. Nina przyłączyła się do nich, bacznie przyglądając się otoczeniu.

Maxim i Larysa dotarli do Połtawy o świcie. Miasto wydawało się całkowicie opuszczone, rozsypane przedmioty i wspomnienie życia – porzucone, zakrwawione zabawki, ludzkie trupy i zawalone budynki.

– Co tu się stało? Gdzie wszyscy? – Zastanawiała się, rozglądając się.

– Nie wiem, ale to dobry znak. Mniej ludzi, mniej ryzyka – odparł.

Ulice były ciche, a sklepy i domy pozostawione w chaosie. Prowadził dziewczynę przez miasto, szukając samochodu, który mógłby ich zabrać z tego miejsca.

– Nie patyczkowali się. – Mruknął, mijając kolejne zniszczone budynki.

Larysa milczała, jej oczy spoglądały na martwych ludzi. Zobaczyła rozerwane w pół dziecko, leżące w kałuży krwi, z twarzą pełną strachu. Zaczęła drżeć, a Nina zaczęła szczekać, przyciągając uwagę mężczyzny. Jej nos wykrył coś na drodze, co skłoniło ją do zbliżenia się do jednego z ciał, które leżało na chodniku.

– Nina, stop! – Krzyknął, chcąc powstrzymać psa przed podejściem do trupa. Niestety, było już za późno. Nina zaczęła węszyć wokół ciała – mina wybuchła.

Bamm…

Rozległ się głośny wybuch. Pies został ciężko ranny i stracił jedną łapę, a jego całe ciało było poważnie poparzone. Od impetu detonacji, dziewczyna zaczęła krwawić z uszu, z trudem trzymała się na nogach.

– Ninaa…! Pomóż mi! – Krzyknął.

Maxim pośpiesznie wyciągnął z plecaka czarne pudełko z czerwonym krzyżem, Larysa chwiejnym krokiem podbiegła pomóc opatrzyć psa. Zwinnie przeprowadzili pierwszą pomoc, ale niestety okazało się, że stan Niny jest bardzo poważny.

– Trzymaj się – wyszeptał, całując głowę starej towarzyszki.

Po paru oddechach odpoczynku wstał. – Nie możemy tutaj zostać – powiedział zdecydowanie, biorąc psa na ręce. Nina drżała, pomimo otulenia kocem znalezionym w pobliskim domu.

– Musimy zniknąć stąd jak najszybciej.

Znaleźli samochód, w którym był martwy kierowca. Otworzył i przeszukał ostrożnie pojazd z każdej strony w poszukiwaniu pułapki. Było bezpiecznie, a w stacyjce były kluczyki.

– Nie myśl za dużo o tym. – powiedział oschle Maxim, widząc wahającą się Larysę. Położył Ninę na tylnym siedzeniu. – Długo nie wytrzyma. Musimy ruszać.

Po kilku minutach jazdy napotkali pierwsze problemy. Drogi były zniszczone, niektóre całkowicie zablokowane przez zniszczone pojazdy i dziury po bombach. Larysa doglądając psa na tylnym siedzeniu, wyjrzała przez okno, widząc opustoszałe ulice i zniszczone budynki. – Takie piękne miasto, a teraz jest takie… – jej głos załamał się w smutku i nostalgii.

Zerknął na nią. – Musimy poruszać się do przodu, Laryso. Do przodu, zawsze do przodu
– powiedział specjalnie pewnym głosem, by dodać otuchy dziewczynie.

Po męczącej podróży trwającej kilka godzin dotarli na obrzeża Kijowa. Jednak to, co ich przywitało, było przerażające – miasto zostało zniszczone, ulice puste i opuszczone. Kilka nielicznych budynków, które ocalały, były poważnie uszkodzone, mosty legły w gruzach. To, co kiedyś było piękną metropolią, stało się teraz miastem duchów. Larysa była w szoku – miała przyjaciół w Kijowie, a miasto, które kochała, nagle stało się nie do poznania. Maxim ostrożnie prowadził samochód ulicami, starając się unikać gruzowisk. Choć słyszeli w oddali odgłosy strzałów i eksplozji, byli na tyle daleko, by nie martwić się o swoje bezpieczeństwo. Kiedy kontynuowali podróż w głąb miasta, natknęli się na grupę ocalałych, którzy pracowali nad usuwaniem gruzu z ulic. Maxim zdecydował się zatrzymać samochód i wysiąść.

– Przepraszam, czy mógłbym coś zapytać? – Powiedział pośpiesznie. – Gdzie w okolicy jest najbliższa bezpieczna strefa?

Jeden z ocalałych odwrócił się. Był cały zabrudzony pyłem z gruzów

– Bezpieczna strefa? – odpowiedział ostrożnie.

– Jesteśmy z okolic Charkowa. Chodzi mi o miejsce, gdzie dostaniemy pomoc. Mój pies jest ranny, a dziewczyna w szoku – wyjaśnił, wskazując na Larysę, która siedziała w samochodzie, wciąż w szoku po widoku zniszczonego miasta.

– Na południowy wschód od miasta. Tam, wśród drzew, możecie znaleźć bazę wojskową. – odparł ocalały, gestem wskazując na okoliczne zgliszcza. – Tam, wśród drzew, możecie znaleźć bazę wojskową.

– Dziękuję – powiedział Maxim, wsiadając z powrotem do samochodu.

Śpieszyli się, aby uratować Ninę, jednak po dotarciu na miejsce okazało się, że sytuacja jest tragiczna.

– Niestety, potrzebujemy leku, którego nie mamy. Potrzebujemy także specjalisty, który pomoże nam przeprowadzić operację. Bez tego nie ma szansy na uratowanie psa. – Patrzył na nich ze współczuciem lekarz, któremu z pod fartucha wystawał fragment kamizelki kuloodpornej.

Maxim poczuł, jak jego serce zaczyna bić szybciej. – Co mamy zrobić? – Zapytał z nadzieją w głosie. – Gdzie możemy znaleźć specjalistę i potrzebne leki?

Lekarz pokręcił głową. – Niestety, wojna zniszczyła wiele, a rannych ludzi jest zbyt wielu. Nie możemy marnować cennych medykamentów dla zwierząt.

Maxim był załamany. Czuł się bezsilny wobec sytuacji, na którą nie miał wpływu. Z bólem serca patrzył na Ninę, leżącą bez ruchu, oddychając płytko i cierpiąc w milczeniu. To była jego wierna przyjaciółka i towarzyszka przez wiele lat. Nie mógł pozwolić, by cierpiała dłużej.

– Masz może fajkę? – Rzucił zapytanie do lekarza, a ten podał pudełko papierosów i zapalniczkę.

Maxim wyszedł z namiotu, zostawiając Larysę z Niną. Po wypaleniu kilku papierosów wrócił do namiotu, jego pięści były zakrwawione, gdyż wyładował frustrację na drzewie.

– Możecie ją uśpić? – Wydukał.

– Wuju! Trzeba to robić? – Spanikowała. – Może uda nam się dojechać do miejsca, gdzie jej pomogą? Może wytrzyma!

– Nie wytrzyma – stwierdził lekarz. – Nie mogę zużyć cennych leków, które przydadzą się ludziom tu na miejscu. A teraz przepraszam, muszę wrócić zająć się rannymi.

Patrząc na odchodzącego lekarza na twarzy Maxima pojawił się grymas smutku. Podszedł do ławki, na której leżała Nina. Klęknął i poczochrał zakrwawioną sierść.

– Nie mam więc wyboru – mówiąc, wziął leżącego psa na ręce i ruszył w stronę wyjścia namiotu.

– Czekaj – Krzyknęła Larysa, blokując mu drogę. – Gdzie ją bierzesz?

– Do lasu. – Odpowiedział oschle, wymijając dziewczynę i kontynuował marsz. Nie mógł pozwolić, aby jego ukochany pies cierpiał dłużej.

Larysa usiadła na ławce, oszołomiona tym, co usłyszała. Nie chciała iść z Maximem, bo nie chciała być tego świadkiem. Ukryła twarz w dłoniach i zaczęła płakać.

Zatrzymał się po dwóch minutach marszu w głąb lasu i położył psa na ziemi. Przytulił go mocno i powiedział łagodne słowa rozstania.

– Dzięki Ci, moja droga. Za towarzystwo, za otuchę i za pomoc którą mi okazałaś.

Zerknął na psa, którego trzymał, czując jak ciepło jego futra przeszywa jego dłonie. Podążał za nim przez wiele lat, nie tylko jako przyjaciel, ale także jako jego jedyne towarzystwo w samotnych podróżach. Teraz stanął przed jednym z najtrudniejszych momentów w swoim życiu. Wyciągnął bagnet i wbił ostrze w pierś towarzyszki. Pies wydał mały pisk, po czym zsunął się na ziemię z uścisku mężczyzny. Maxim podniósł się ociężale i zaczął kopać głęboki dół, by pochować szczątki przyjaciela. Pożegnał się z nią raz jeszcze i wrócił do stacji ewakuacyjnej, jego serce było ciężkie z żalu i bólu.

Wkraczając z powrotem do bazy zauważył Larysę cicho siedzącą na ławce, jej oczy były czerwone. Kiedy już stanął przed nią, zaczął się zastanawiać, co powiedzieć. W końcu postanowił się dosiąść, starając się znaleźć słowa, które pomogą jej poczuć się lepiej. Wiedział, że musi być dla niej wsparciem, choć sam nie wiedział, jak sobie z tym poradzić. Chciał ją pocieszyć, ale zdawał sobie sprawę, że to może nie być takie łatwe.

– To gdzie dalej jedziemy? – Zapytała, nie odrywając wzroku od ziemi.

Westchnął zmęczeniem i ulgą. Po chwili namysłu odpowiedział – Nigdzie – zakładając ręce na oparciu ławki.

– Mógłbyś powiedzieć jaśniej? – Zapytała z niepokojem w głosie.

Maxim przesunął spojrzeniem po jej twarzy, próbując zapamiętać każdy szczegół tej cichej, młodej kobiety.

– Poczekamy na pociąg, który zabierze cię z tego miejsca do Polski. Zostaniesz tam, jeśli zechcesz, bądź wyjedziesz gdzieś indziej – powiedział powoli, utwierdzając się w swoim postanowieniu.

– Jak to? Jadę sama? – zapytała cicho, oczy szkliły się od emocji.

Larysa patrzyła na niego z rozpaczą i strachem w oczach. Nie wyobrażała sobie rozstania z ostatnią znajomą jej osobą, ale wiedziała, że to nie jest jej decyzja.

Maxim wziął jej dłoń w swoją. Czuł jak cała drży.

– Tak – powiedział pewnie, patrząc na nią z zamyśleniem – Ja zostaję, wracam do służby. Nie potrafię nic innego, a takie czasy potrzebują wykwalifikowanych ludzi.

Larysa z trudem powstrzymała łzy, kiedy spojrzała w oczy Maxima. Wiedziała, że musi się pożegnać z bohaterem, któremu zawdzięcza swoje życie. Mimo smutku czuła też pewien rodzaj dumy. W końcu była wdzięczna za to, co zrobił dla niej. Z drugiej strony, była też pełna lęku i niepewności. Teraz dopiero zauważyła, jak była bezsilna, bez przyjaciół i rodziny, na których mogła polegać. Wiedziała, że musi się zmienić i stawić czoła wyzwaniom, które przyniesie przyszłość.

Maxim spojrzał na nią z wyrozumiałością i współczuciem. Wiedział, jak trudne musi być dla niej to rozstanie. Chociaż sam nie był zbyt dobry w okazywaniu emocji, wiedział, że teraz musi być dla niej wsparciem. – Nie martw się – powiedział cicho – Będziesz w stanie poradzić sobie. Choć tego nie zauważasz, jesteś silna i doskonale sobie radzisz w sytuacjach kryzysowych. Weź pod uwagę, przez co przeszłaś, żeby się tu dostać. Wielu by się poddało, ale nie ty. Kontynuuj w ten sposób, a nic cię nie złamie.

Te słowa dodały Larysie sił i odwagi. Wiedziała, że może liczyć na swoje umiejętności i na to, co nauczyła się od Maxima w tym krótkim czasie. Była mu wdzięczna za wszystko, co zrobił dla niej i obiecała sobie, że sobie poradzi.

– Zbiórka! Przygotować się!! – Ze środka placu ktoś w mundurze wojskowym krzyknął. – Za 10 minut przyjedzie pociąg, który zabierze was do Lwowa! Zawieziemy was na miejsce odjazdu!

Nadszedł czas pożegnania. Larysa uścisnęła dłoń Maxima i spojrzała mu w oczy.
– Dziękuję – mruknęła cicho. – Dziękuję za uratowanie mnie i za wszystko, co dla mnie zrobiłeś.

Uśmiechnął się do niej i skinął głową. – To była przyjemność, młoda damo. Następnym razem, ty mnie uratujesz, goszcząc mnie po całym tym syfie.

Puścił jej dłoń, a ona ciężko westchnęła i pewnym krokiem ruszyła w stronę samochodu, zabierając z niego swoją torbę, po czym dołączyła do zbiórki. Zapalając papierosa, z ciężkim sercem patrzył jak córka jego przyjaciela samotnie rusza w świat. Po minucie organizacji zebrani zaczęli wchodzić do wojskowych furgonetek. Usiadła na końcu ławki, a obok niej dziewczyna w podobnym wieku, ze łzami w oczach tuliła plecak. Larysa z uśmiechem uspokoiła dziewczynę i ostatni raz zerknęła w stronę ławki, z której przyszła. Maxima już tam nie było.

                                                      Grzegorz Tereszkiewicz

 

Obraz wyróżniający: Eksplozja w wyniku ostrzału zbiornika wypełnionego kwasem azotowym podczas bitwy pod Siewierodonieckiem, 31 maja 2022 r. By Mvs.gov.ua, CC BY 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=118777135