Najwyższa wartość w katalogu humanisty rozpoczyna słynną triolę francuskich rewolucjonistów. Ale przecież marzyli o niej już zbuntowani niewolnicy Spartakusa i z pewnością, od tak dawna, jak istnieje ludzka społeczność, ta wartość towarzyszy wszystkim marzycielom pragnącym przeciwstawić się władcom, opresyjnym systemom i wszelkim siłom narzucającym swoje racje. Wiemy to już od szkoły, gdzie umiłowanie wolności manifestowało się wagarowaniem. Mówimy „wolny jak ptak” zazdroszcząc skrzydeł i uwolnienia się od grawitacji. Banalne piękno wolności i słodycz jej doznania utrwalił Delacroix w swoim słynnym obrazie. Zawarł w nim jednak również ostrzeżenie, że cena jaką płaci się za wolność jest często najwyższa. Dwa trupy leżące u stóp alegorycznej postaci z flagą nie zostały namalowane bez powodu. Za wolność oddały życie miliony ludzi. Świadomość tej ceny, jaką być może trzeba będzie zapłacić, jakoś nie powstrzymuje wielbicieli wolności. Bez niej po prostu nie potrafią żyć, więc lepiej zginąć, niż trwać w zniewoleniu. Najtragiczniejszym tego dowodem było nasze Powstanie Warszawskie. Rozumiemy bohaterskich powstańców, którzy walczyli o wolność. Ja jednak nie rozumiem pochopnej decyzji generałów o wydaniu rozkazów w obliczu miażdżącej przewagi wroga i skazaniu tysięcy młodych ludzi na pewną śmierć. Może nie zdawali sobie sprawy, że dodatkową ceną będzie zniszczenia miasta i zagłada stu tysięcy cywili, którzy też oczywiście pragnęli wolności, ale może nie za taką cenę. Kiedy patrzę na uwiecznioną przez malarza półnagą kobietę wiodącą lud na barykady, myślę o ukrytym daleko za jej plecami obłąkanym Robespierze, który w jej imieniu ścinał głowy więźniom, i o krwawym dyktatorze, jakim okazał się Napoleon.
Za każdym tłumem maszerującym ku wolności może się ukrywać jakiś Lenin, Hitler, czy Stalin. To oni zwykle zbierają owoce szlachetnych zrywów i kolejne tłumy muszą wyruszać przeciwko nim, by utraconą wolność odzyskać. „To tak w kółko” – wypowiada swoje jedyne zdanie Iwona z dramatu Gombrowicza, która też w imię wolności zadławiła się na śmierć. „Co ma piernik do wiatraka?” – zapytają o te egzemplifikacje komentatorzy. Ano to, że wolność nie jest tak bezwzględną wartością, jakbyśmy sobie wymarzyli. To już jest nie tylko problem najwyższej ceny, jaką trzeba zapłacić, ale też precyzyjnego znaczenia tego słowa. Jaka wolność? Od czego? Czym zwieńczona? Relatywizm wolności najtrafniej obrazuje demokracja. W tym najlepszym, jak dotąd, systemie społecznym, wolność jednostki też jest jedną z najwyższych wartości. Ale nad nią musi czuwać prawo uchwalone przez większość, żeby wolność jakiegoś głupawego osiłka nie stanowiła zagrożenia dla słabszych jednostek. Nie może wolność usprawiedliwiać unikania szczepień, jeśli taki wolny dureń zaraża otoczenie i sieje śmierć dokoła siebie. Nie może wolność wielbiciela ciężkiego metalu odbierać chęci do życia jego sąsiadom, miłującym, dajmy na to, Mozarta. Nie może wolność pedofila krzywdzić dzieci. Takich różnych przykładów na konieczność ograniczania niektórych wersji wolności jest mnóstwo. Warto o tym pamiętać kochając wolność do utraty tchu.
Marek Weiss Grzesiński
[Tekst publikowany był pierwotnie na facebooku pana Marka Weiss Grzesińskiego. Tu za zgodą autora]
Obraz wyróżniający: Wolność wiodąca lud na barykady, 1830, olej na płótnie, 260×325 cm, Luwr, Paryż. Z Wikimedia Commons, wolnego repozytorium multimediów.