Krąg
ja piszący jutro
białą kredą na wodzie
obrys martwego boga
ty piszący śmierć
nasze wspólne proroctwo
które spełniło się wczoraj
ja połączony z tobą
mój mały astronauto
oderwany ode mnie
ty piszący życie
dedykujący mi młodość
setki lat wcześniej
17/03/24
Obecność
a kiedy odejdę
w chwili śmierci
na zewnątrz zimny
w środku gorący
na zewnątrz usypiający
wewnątrz otwierający oczy
a kiedy odejdę
uśmiechnę się całym sobą
12/07/24
Mikrokosmos
siedzisz z sercem przeszytym cierpieniem
małe złamane serce w obliczu chaosu
oddech ostrożny jak krok na krawędzi
wir oddechu wyraźny jak w lustrze
czekasz wiele godzin prześpiwszy połowę
a ból rośnie kiełkuje pąki bólu kwitną
kwiat śmierci wzrasta jednosezonowy
na glebie liter nagich samogłoskach
ciemność zakwita białymi kwiatami
a gdy opadają znika jedna z planet
19/07/24
Miłość żyje słowami
jestem bezbronny w zderzeniu z miłością
jestem bezbronny w zderzeniu z tobą
miłość zaczyna się od słów
których boisz się powiedzieć
miłość żyje słowami
nie lekceważ miłości
28/05/24
A wystarczyło wziąć dwie pigułki zamiast jednej
w noc wyjść bezczelnie i radośnie
zakręty znaleźć bardziej ostre
i w oczy spojrzeć wyrazistsze
i noc rozebrać niczym klocki
i noc ułożyć od początku
11/06/24
Provincetown
zabiorę cię do grobu
ale najpierw
zabierz mnie do Provincetown
na chociaż rok
inny niż wszystkie
zabiorę cię do grobu
z tym całym naszym bagażem
zbrukanych myśli
śmiechów po północy
życia kiedy stajemy się młodsi
i znów bezczelni
zabiorę cię do Provincetown
ale najpierw zabierz mnie do grobu
bądź różą przebijającą śnieg
krwistą i bezczelną
jak nasz rok miodowy
rok bujanych łóżek i tysiąca wypitych
kaw
zabierz mnie stąd kochanie
do grobu i zostań tam
tak długo aż oswoję ciemność
zmieniając ją w tęczowe Provincetown
a nas w nieśmiertelność
12/07/23
Poezja albo śmierć
o czym dzisiaj pisać
o umiłowaniu bezradności
o pustym koncie
o nieprzerwanym bólu w lewym boku
który ciągnie się od trzech tygodni
o kłótniach które wywołuje mój niepokój
wracam do pustych stronic
jak ojciec patrzący w kołyskę
sprawdzając czy jego dziecko śpi
czuwam nad nim ja który nie powinienem być
niczyim ojcem bo zabiłem w sobie dorosłość
bo nie umiałem dojrzeć
o czym mam dzisiaj pisać
tak bardzo potrzebuję przytulenia
mój język krwawi wulgarnymi słowami
moje czyny coraz bardziej szalone
trudno utrzymać się na powierzchni
każdego dnia podkopując siebie
ostrząc te przeklęte łopaty używając ich zamiast
rąk
traktując siebie jak brudną szmatę
wycierać ślady krwi na podłodze
może to jest recepta na wzruszenie i głębokie
dobro
które czuję po każdej porażce
jakby moje potknięcia były jedyną prawdziwą
spowiedzią
jedynym ja które wracając odkrywa piękno
które musi umieć wybaczać bo w przeciwnym razie
już by go tutaj nie było
to moje łzy których wstydzę się codziennie
to moje wiersze których wstydzę się codziennie
to wielkie pragnienie życia w zakrzywionym
świecie
to moje ciało niedoskonałe
to mój płytki oddech
to ból który noszę ból który jest drzwiami miłości
i te wszystkie chore przeczucia że za tymi
drzwiami nic nie ma
że jednak nie warto
że żyłem po nic
że was nie ma
nie może być
bo musielibyśmy
razem cierpieć
3/08/24