pamięci Piotra S.
na stole zdjęcie z ulicy Mariackiej
a ja wspominam
spotkanie przy lampie naftowej u Krasińskich
Intermezza Brahmsa
i ten hulający za oknem wiatr
w czasie wędrówek po Parku Oliwskim
twierdziłeś że każdy problem da się rozwiązać
tak do końca nie wierzyłem
a jednak
po wypadku
patrząc na swoje dłonie
rozpaczałem że umilkną na zawsze
powtórzyłeś swoje
będzie dobrze
a Ty pisz wiersze
i stał się cud
sięgam po utkanego przez Ciebie
skupiacza myśli
przypomina słońce
uśmiecha się do mnie
dotykam klawiatury fortepianu
sięgam po pióro
rozmawiam z Tobą
Dyptyk a-tonalny
I
zobaczyłem nad jeziorem
połyskujące złotem dywany
i blednącą zieleń
nie myślałem że
kolor może spłowieć
rozmyć się
aż do atonalności
II
czasami czuje się jak stara topola
nieruchoma plątanina myśli
lubimy kiedy ogrzewa nas słońce
przetrwaliśmy już niejedną burzę
utracone gałęzie
odrosną wraz z nastaniem wiosny
rozpromienimy się wtedy
wypuścimy liście
niektórzy reagują na nas alergią
ale my znamy swoje miejsce w ekosystemie
czekamy na
Wielką Fugę Beethovena
Arioso dolente Bolesław Wyotowicz
w środku nocy
dźwięk fortepianu jest ostatnią iskierką nadziei
lgnę do niego jak ćma
dotykam klawiszy
wytrawny pocieszyciel
czeka ze mną na wschód słońca
chwytam pierwszy akord
jest jak łkanie małego dziecka
lewituję nad oceanem
spadam w przepaść
to boli
chowam się
próbując złapać powietrze
słyszenie barw
C dur nie ma sobie nic do zarzucenia
nieskazitelnie czysta jak padający śnieg
czasami rumieni się ze wstydu
Des dur rozpala emocje
wrze jak woda w czajniku
a może jest przylaszczką na skraju drogi
D dur lubi spacerować po łące pełnej kwitnących mleczy
staje się małą pszczołą
a w zimowy listopadowy wieczór
rozgrzewa się przy kominku
Es dur chmurzy się i dżdży
E dur zatopiona w szafirze
ciągle pożądana
chciałaby stać się zwyczajną szarością
Fis dur jest wiosną
pyszni się zielenią
kwitnie niezapominajką
G dur zawłaszczyła sobie kolory jesieni
As dur osiwiała ze starości i próbuje ją zatuszować fioletem
A dur nie potrafi się zdecydować
czy być trawą
czy różowym niebem
H dur wypływa na środek zimnego Bałtyku i ani myśli wrócić
świetlny fortepian Scriabina
wciąż czeka na odkrycie
Pavane pour une infante défunte Maurice Ravel*
czerwcowe popołudnie
płaczą ogrody Sewilli
za fontanną niczym korowód żałobników
cyprysowa aleja
pod baldachimem
na jedwabnych poduszkach
maleńka postać
alabastrowa twarz
tak spokojna
dziecięce rączki oplecione różańcem
szafirowe koraliki odbijają promienie słońca
róże z rozpaczy gubią płatki
porcelanowe lalki pochylają głowy
na marmurowej toaletce
pozytywka
wydaje ostatni dźwięk
*Pawana na śmierć infantki
Elegia dla fortepianu
nie doczekałeś sal koncertowych
ani domowego zacisza
rąk z uwielbieniem muskających hebanowe klawisze
nie będzie rozmarzonych spojrzeń
dreszczy emocji
i westchnień
dopadli Cię
słychać jęk zerwanych strun
kakofonię dźwięków
i nagła cisza
gdzie wtedy byłaś Polihymnio
gdzie byłeś Apollinie