Wiersze / Jerzy „Hejnał” Kamrowski

0
1359

Jerzy Henryk Kamrowski

„Nowy transport posągów. Wiersze młodych poetów gdańskich” – taki tytuł nosił almanach poetycki prezentujący pokolenie pisarzy urodzonych w początku lat pięćdziesiątych, a debiutujących około roku 1975. Jednym z najwybitniejszych z nich był Jerzy H. Kamrowski. Przyszedł na świat w roku 1953. Był autorem tylko trzech, za to znakomitych tomów poezji: „Przybliżenie” – rok 1975, „Ktoś bez lub o wielu twarzach” – rok 1980 i „Droga skrzypcowa” – rok 1988. Zmarł tragicznie w wieku 40 lat, w roku 1993. Nie należał do żadnego stowarzyszenia literackiego.

 

 

Wiersze / Jerzy „Hejnał” Kamrowski 

 

Bezsenność

 

wieczorem słychać tupającą górę

łamanie dębów i cierpienie wilka

dogasająca żarzy się łojówka

nierozbudzony sen pustego domu

 

dobrze jest milczeć po kryjomu

i dobrze rozbić suchość powiek

by nie zatoczył się w próżnym kole

schwytany nocą obcy człowiek

 

nigdy i wcale nas nie było

we dnie i żal pozostał siwy

wieczór turkotem kołowrotka

uplata z włosów żałobny całun

obmyśla świtu nową drwinę

jakby się rodził krzyk pomału

zakapturzony czarny tancerz

schodził po ścianie coraz niżej

 

W głębi

 

Chmura wyrwana z jasności

chmura pęknięta donośnie

w głębi urodził się człowiek

jak bochen

razowca

napęczniały w gorącu i wodzie

 

Pochylili się rodzice

na rękach pocałowali w czoło

gospodarzu – dobry boże –

na zimę

złą godzinę

niech starczy go

i odłożyli

urośnie

 

Stare miasta

 

Stare miasta są nieme

z niepokoju

Stare miasta zegary

i starzy ludzie

w zgrabnym trójpochodzie

nie tworzą demonstracji

dźwigają biblioteki

na wielki stos

wloką senniki i różańce

schodami w dół czasu

Stare miasta

opuszczone przez kupców

urzędników i stróży

pełne lasek żebraczych

garbów łez

i miłości

tulą dzieci zgubione

którym w oczy nie

spojrzy żadna matka

Stare miasta

zegary i starzy ludzie

zapomnieli drogi powrotnej

idą zbitą gromadą

nie kłaniają się

nie przepraszają

 

(Bez tytułu)

 

Szedłem ulicą jak zwykle

                                   najpierw

zdeptałem okulary jakiejś staruszki która śmiała się

do przechodzących mężczyzn

Było by cicho

gdyby nie chrzęst szkła

wtłaczanego w trotuar

Szedłem mijając

ułożonych niedbale pijaków

 – jeden z nich pod głowę

położył bilet tramwajowy

Skąd mogłem wiedzieć

że nie żył już od godziny

Szedłem ulicą dalej

plując pod nogi dziadom którzy

bełtali laską w śmietnikach

na każdym narożniku

Zbierali niedopałki

jeszcze świeże ze śladem

szminki i zapachem dalekiego

ogrodu

Szedłem ulicą jak zwykle

                                   Pod numerem

czterdziestym czwartym

już na mnie czekano

 

Zdziczałe wino

               Buniemu

 

Zdziczałe wino. Suchy patyk

dla kogoś ostrzem swoim czystym

pisze pobożne poematy

prośby o chleb i o igrzyska

 

Opadła młodość. Noc i święto

Ozdobne niczym w karnawale.

Syn w czas rozpoznał co namiętność

a ja co starość i – co dalej.

 

Ukryć się trzeba było w tłumie.

Jak robak drążyć tkanki zdrowe,

zbyt pewnych prawdy kłamstwem uwieść

by w końcu obłęd usynowić.

 

Rzeźba na okładce tomiku „Droga skrzypcowa” została wykonana przez Buniego (Bronisława) Tuska. Miał powstać cały cykl, ale powstało tylko kilka rzeźb. Większość zresztą nie przetrwała. Cykl Buniego zainspirował Jurka … i stąd ten tomik.

Wiersze Jurka trwają, jak słyszę, wraca do nich i dziś wielu poetów… może są smutne, może zbyt wiele w nich pesymizmu… dla mnie pozostaną ważne.

                                                                                   Piotr Kotlarz