Próba spojrzenia na realne wydarzenie, kołysane czule przez jakże niedoskonałą pamięć ówczesnego dziecka – czyli moją – i ówczesnych antybohaterów – czyli moich rodziców – nie jest łatwa. Tym bardziej, że na wsi wielkich akcji nie było. Zwykłe życie było, po PRL-owsku szare, ale i po ludzku kolorowe.
W 1980 roku miałam dziewięć lat, moja wieś to był taki trochę koniec świata: puszcza, blisko granica ze Związkiem Radzieckim, czarno-biały telewizor z „Telerankiem”. Przy mojej ulicy mieszkało sporo dzieci. Jesteśmy rocznikiem wyżu demograficznego.
Rodzice prowadzili aktywne życie zawodowe – Mama w zakładzie naukowym, Tata był wtedy nadleśniczym. Mieli całkiem ciekawe życie towarzyskie, nieraz dyskutowali do rana ze znajomymi. Słuchałam tego, co się dzieje, o czym się mówi, ale nic nie rozumiałam. Teraz też nie jestem pewna czy jestem w stanie zrozumieć to wszystko, co się wtedy wydarzyło, tak po dorosłemu – dotknąć tamtej atmosfery, wyobrazić sobie realne napięcia i nadzieje, ówczesną potrzebę wolności. Czy była podobna do tej, którą poczuliśmy zasłonięci maseczkami, przygnieceni badaniami, obserwując zamykanie granic, otwieranie granic, zamykanie restauracji, otwieranie…?
Elzbieta-i-Przemyslaw-Malzahn
Ruch związany z Solidarnością w Białowieży nie łączy się z jakąś wiekopomną chwilą. Dla białowieskiej grupki naukowców jednak to był bardzo gorący czas. Wtedy, w tej niewielkiej – bowiem, wiejskiej – skali, próbowali włączyć się w nurt przemian, który z trudem dopływał w głąb lasu i z równym trudem w głąb ludzkiej wyobraźni. „Co to będzie, gdy jacyś ‘inni’ dojdą do władzy, co to będzie, jak Związek Radziecki zareaguje?” Jedyne newsy ze świata przywożono w postaci publikacji drugiego obiegu, które były obiektem ogromnego pożądania. Jedynym źródłem wiedzy i obietnicą czegoś lepszego niż to „teraz”. Chciałam bardzo wiedzieć, na jakie informacje czekali i co tam – w tym podziemnym kolportażu – było?
Według mojej Mamy:
-
Wszystko tam było, przede wszystkim, na czym te polityczne zmiany polegają. Co jest przewidywane w przyszłości, w bibule było; to, co było potrzebne do oceny bieżącej sytuacji i tego, co będzie w przyszłości. Żeśmy dyskutowali na te tematy i dzieliliśmy się informacjami. Tak, to było chyba najważniejsze. Nie mieliśmy gdzie robić jakichś akcji. I nie mieliśmy w sumie po co. Chodziło o to, żeby należeć do Solidarności, włączyć się w ten ruch, żeby zwiększyć możliwości jego oddziaływania. Im nas więcej będzie, tym możliwości większe, prawda…?
Ja i Tato kiwamy głowami. Prawda, to prawda.
-
Po prostu trzeba było być w Solidarności. Myśmy wszyscy byli. Nie było takich, którzy by nie byli – podkreśla Mama.
-
No dobrze, ale ile osób w sumie należało do związku? – dopytuję. I wtedy włącza się Tata.
-
Ale pamiętajcie, że poszczególne osoby, które pojedynczo wyjeżdżały poza Białowieżę, wracając, przywoziły jakoś literaturę ze sobą.
-
Do Solidarności należeli wszyscy nie „tutejsi” mieszkańcy, cała ta inteligencja. No, parę osób z tutejszych też było. W ogóle wszyscy pracownicy instytucji naukowych należeli do związku. Nie byliśmy walczącą solidarnością, tylko taką jednoczącą się myślami, chęciami, sposobem reakcji i mówieniem innym, na czym rzecz polega. Ważne było dzielenie się informacjami. Zajmowaliśmy się takim edukowaniem ludności – w jakim momencie żyjemy, czym jest Solidarność… To było niesamowite, bo to była nieprawdopodobna zmiana!
Tamta zmiana i ten dzisiejszy proces zmian, wciąż potrzebują objaśnień, wyjaśnień, wiedzy i podjęcia wielu wątków naraz. Ale czy jest to możliwe bez dystansu, jaki daje czas…?
A swoją drogą – edukacja, jak uczy nas historia, to piękna idea o dosyć ograniczonej skuteczności.
Solidarność w Białowieży nie wsławiła się żadną wiekopomną akcją, ale powstał ferment, ziarno zostało zasiane, doświadczenia zostały zebrane. Patrząc z perspektywy naszych czasów, zastanawiam się nad tą kwestią. „Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie” – mówił Mahatma Gandhi. A przecież kluczem do dużej zmiany są drobne, ciche działania podejmowane systematycznie, dzień po dniu. Z czasem potrafią przerodzić się w większą falę, a ta, najprawdopodobniej, nie zechce płynąć starym korytem dziejowej rzeki.
Jaką zmianą byli tamtejsi działacze? Jaką zmianą dla mojej wsi byli moi rodzice? Czy ja jestem zmianą, czy ją kreuję w czasach zmian?