Śmierć pełna ludzkich sprzeczności – o tomiku poezji „Ja, Śmierć” Renaty Blicharz / Jan Skoumal

0
456

Mówiąc o śmierci, myślimy o zjawisku. Zjawisku przykrym, strasznym, otaczającym nas kłębem najprzeróżniejszych emocji i odczuć, niemożliwych do wyrażenia w jednym tekście recenzenckim. Czasem też, skuszeni plastycznością i literackością artystycznych wizji, widzimy w śmierci postać może bez krwi, ale z kości – uzbrojoną w kosę, czasem skrytą pod płaszczem ze swoim straszno-śmiesznym obliczem. Odnosząc się do ludzkich doświadczeń, zawartych w nas samych i w dziełach naszej wyobraźni, próbujemy zdefiniować coś niedefiniowalnego. Tymczasem Renata Blicharz, skwitowawszy nasze starania łagodnym uśmiechem poetki, decyduje się na zupełnie inny ruch – pozwala, by sama śmierć, śmierć en personne przejęła karty jej tomiku poetyckiego i najzwyczajniej w świecie nam o sobie opowiedziała. Wyjdźmy więc jej na spotkanie i sprawdźmy, co ujrzymy, gdy to tym razem my zajrzymy śmierci w oczy.

Gdy śmierć plącze się w zeznaniach

Jaki obraz ukaże się naszym oczom? Ciężko powiedzieć. Śmierć bowiem zdaje się miotać w zeznaniach. Już samo nasze wejrzenie w śmierć pozwala jej ujrzeć samą siebie – na ułamek sekundy, nim zabierze ona nas z tego świata, dostrzega swoje odbicie w tafli naszych oczu. Zamiast jednak podzielić się z nami tym widokiem, zamiast rozwiać nasze wątpliwości, zaczyna snuć długą, wielowierszową opowieść. I tak, śmierć odmawia samej sobie posiadania jakiegokolwiek wizerunku i cielesnej formy – mówi o sobie jako o wietrzyku, o ruchu ręki w powietrzu, stwierdza, że materialnie nie istnieje, a samą siebie nazywa metaforyczną bramą. Bramą, którą otwiera przed śmiertelnikami, rozkładając szeroko ramiona. Zaraz, zaraz, śmierć ma ramiona? Wspomina też, że dzierżona przez nią kosa to wymysł artystów, że ona nie potrzebuje takich narzędzi… by zaraz potem ostrzyć swoją kosę osełką na naszych oczach! To samo mówi o artystach, którzy widzą w niej szkielet, zaśmiewa się z tego, jak według nieznanego poety wyglądała podczas rozmowy z Mistrzem Polikarpem. Po czym, ni stąd, ni zowąd, napomina, że wymyka się czasem z pracy by w słońcu kurortów… wygrzać swoje kości! 

Czytając uważnie wiersz za wierszem jesteśmy więc w stanie przyłapać śmierć na niespójności zeznań. Ona jednak, niezrażona i pewna siebie, próbuje odwrócić naszą uwagę artystycznymi opisami. Opowiada o tym, jak widział ją malarz Jacek Malczewski, jak ukazał ją w swoim filmie reżyser Jan Jakub Kolski, jak opisała poetka Wisława Szymborska – z tą ostatnią nawet dziarsko polemizuje. Wspomina o swej rozmowie z Mistrzem Polikarpem i o sztuce średniowiecza, przez którą przetańczyła tysiące razy. Zdaje się, jakby – świadoma, że jej słowa przestają trzymać się kupy – próbowała zwrócić naszą uwagę na piękne obrazy tworzone przez ludzi, którzy przecież nie odzwierciedlają jej wizerunku „z natury”, a czerpią go z własnej wyobraźni. Śmierć próbuje nas okłamać. To wyjątkowo ludzkie zachowanie, jak na śmierć, prawda?

Na ludzki wizerunek i podobieństwo

Pierwszy raz śmierć zdradza się nie wprost. Wspomina, że jest odbiciem każdego z nas oraz że ją także – tak jak nas – stworzył Bóg. Czy jednak stworzył ją On na Swoje podobieństwo? Nie. Oto dotarliśmy do tajemnicy wizerunku śmierci, którą na karty tomiku zaprosiła Renata Blicharz: śmierć stworzona została na wizerunek ludzki i na podobieństwo tych, których ma prowadzić ku wieczności. Teraz już nie tylko wiemy, dlaczego ciężko jej było powiedzieć jak wygląda, ale także – rozumiemy, dlaczego próbuje nas oszukać i zamglić swój wizerunek. Jest po prostu ludzka i, tak jak my, kreuje swój obraz, swoją legendę. Jak każdy człowiek przybiera maskę oraz daje sobie przyprawić gębę.

Podobną maską jest ogłaszana przez śmierć wszem wobec neutralność. Określa się ona wyszukanym mianem „pangenialnego obiektywizmu”, postuluje swój brak uczuć i emocji, a także oświadcza, że nie ma u niej miejsca na targowanie się o dalsze życie i na układanie paktów. Chce urosnąć w naszych oczach do nieczułego żywiołu, do wspominanych wcześniej głuchych na ludzkie prośby skrzydeł bramy. Zaraz potem jednak maska ta zaczyna się osuwać. Śmierć utyskuje bowiem na swoją samotność, na brak swojego oswojenia ze światem, żałuje swej bezdomności i braku własnego kąta, a gdy się zmęczy – tak, śmierć odczuwa zmęczenie! – robi sobie wakacje. Wreszcie, targuje się o kolejne dni i lata życia z samym Franciszkiem Pieczką, któremu daje się ostatecznie przekonać, łamiąc tym samym własne zasady. Ze śmierci znów wychodzi jej ludzkość – zarówno w tym, jaka zdaje się w rzeczywistości być, jak i w uporczywości ukrywania swojego prawdziwego charakteru za maską. Targają nią takie same sprzeczności, jak nami wszystkimi. W jednym tylko nie jest w stanie dorównać niektórym ludziom – w skutecznym ukrywaniu swojego prawdziwego „ja”.

Śmierć trwalsza niż ze spiżu

Szargana przeciwnościami, kryjąca swoje prawdziwe oblicze śmierć, już nie wycofa się z tego co wyjawiła – wszystko to zostało skrzętnie, barwnie i pięknym językiem poetyckim spisane przez Renatę Blicharz. Autorka udowadnia nam, że motywacje stojące za działaniem śmierci nigdy nie zostaną nam w pełni objawione – nawet w wyniku osobistej spowiedzi samej zainteresowanej. Z jednej strony, jako regułę swych działań wskazuje ona sprawiedliwość. Z drugiej – sprawiedliwość Bożą, tak przecież inną i dla nas niepojętą. Z trzeciej zaś, chyba w wyniku zagalopowania się – śmierć wspomina, iż „ile kto nażyć się zdążył to… moja dobra wola”. Koncert tych ludzkich sprzeczności, wygłoszony przez śmierć – znów po ludzku obierającą dla siebie imię „Tanatos”, pracującą na umowę o pracę, stosującą się do zasad kindersztuby i chodzącą „na groby” w dniu Wszystkich Świętych – trafia w nasze ręce w wartościowej poetyckiej oprawie. Autorka tomiku wyszła obronną ręką z meandrów bardzo trudnego tematu, który postanowiła poruszyć i zaoferowała nam lekką, ale zdecydowanie nie trywialną i skłaniającą do przemyśleń lekturę. Uświadomiła nam przy tym, że nigdy nie wiemy, co dzieje się „po drugiej stronie śmierci” – jak w wyniku tego ostatecznego spotkania czuje się umierający, a jakie emocje odczuwa sama odwieczna w swej nieuchronności śmierć.

O autorce tomiku poetyckiego

Renata Blicharz – poetka, autorka obrazów. Wydała książki poetyckie: Pocztówka z bajki, Kolekcjonerka, Czarna aureola, Kołderka z białego marmuru, Czarownica w sypialni, 189 dwójek oraz zbiór esejów i szkiców literackich Wiersze czytam po swojemu. Stypendystka w dziedzinie literatury Stowarzyszenia Autorów ZAiKS oraz Marszałka Województwa Opolskiego „Marszałkowskie talenty”. Należy do Leszczyńskiego Stowarzyszenia Twórców Kultury oraz Fundacji Manowce Kultury. Członkini Związku Literatów Polskich. Mieszka i tworzy w Opolu, prowadzi blog „Poezja jest magiczną stroną życia” (https://reniablicharz.wordpress.com/).

Zdjęcie autorki za Stroną: https://lubimyczytac.pl/autor/142193/renata-blicharz. Tam też inne publikacje autorki.