O potrzebie kompendiów i syntez (na marginesie mojej książki „Historia dramaturgii) / Piotr Kotlarz

0
426

Zmarły w 1976 roku Allardyce Nicoll swoje „Dzieje dramatu” ukończył w 1949 roku. W tym wielkim kompendium (syntezie) opisuje dzieje tego gatunku literackiego od czasów greckich aż do wybuchu II wojny światowej. Mimo że praca ta liczy aż dwa dość obszerne tomy, to jednak podejmując ją autor ten nie ustrzegł się pewnych uproszczeń, uogólnień, dzieło jego zawiera też wiele tylko subiektywnych ocen. To zresztą całkiem naturalne w przypadku tak ogromnego dzieła. By nie być gołosłownym przytoczę tu dość obszerny fragment z tej książki mówiący o polskim dramaturgu, Stanisławie Wyspiańskim.

(…)  w Polsce Stanisław Wyspiański tchnął w swe dzieła prawdziwie oryginalnego ducha. Ta oryginalność wypływa w znacznej mierze z faktu, że u Wyspiańskiego obok rodzimych wpływów polskich występuje silne oddziaływanie zarówno dramatopisarzy greckich, jak i Szekspira. Z tych trzech elementów wytworzył Wyspiański osobliwą, jemu tylko właściwą atmosferę, tkwiącą niestety zbyt głęboko w odczuciach narodowych, aby ją można przenieść poza granice jego ojczyzny. Mimo swej niezaprzeczalnej siły, nie wzniósł się jednak na tyle, aby element narodowy przekształcić w element uniwersalny.

Jakkolwiek znaczna część twórczości Wyspiańskiego przypada na ostatnie lata dziewiętnastego wieku, to jednak specyficzny charakter jego geniuszu, jak również fakt, że wiele jego najwybitniejszych dzieł ukazało się po 1900 r. daje podstawę do omówienia jego twórczości w niniejszym rozdziale naszej pracy. Otóż najznakomitszy jego dramat, „Wesele”, pojawił się akurat w pierwszym wieku naszego stulecia. Zewnętrznie biorąc jest to zwykły dramat ludowy, podobny w swym rodzaju do wielu innych dramatów ludowych, które w okresie romantycznym ujrzały światło dzienne w dziesięciu czy kilkunastu różnych krajach. Wyspiański wzbogacił jednak kanwę ludową własnymi, indywidualnymi elementami. W akcji „Wesela” pierwiastek subiektywny i obiektywny łączą się ze sobą w jedną nierozerwalna całość, a symbolika śmiało wkracza w realistyczny opis środowiska wiejskiego: nawet wiechcie słomiane – związane z samą podstawą wiejskiej egzystencji – żyją i poruszają się tutaj w postaci Chochoła.

„Wesele” świadczy o tym, że geniusz Wyspiańskiego cechuje szczególna zdolność spajania najbardziej różnych, pozornie nawet nie dających się pogodzić ze sobą elementów. Tak na przykład zarówno w „Akropolis” (druk 1904), jak i w „Nocy listopadowej” (1904) postacie wzięte z klasycznego mitu pojawiają się na polskim tle, a mury krakowskiego Wawelu zaludniają się duchami przeszłości, jak gdyby wokół tej średniowiecznej twierdzy wzniesione zostały wały ochronne Troi. Zarówno w „Weselu”, jak i w innych sztukach Wyspiański okazuje się mistrzem efektów scenicznych: sam będąc malarzem tworzy wiele swych scen mając przed oczyma ich efekty dekoracyjne, jednocześnie zaś podejmuje interesujące eksperymenty dramatyczne, na przykład użycie tłumu w „Legionie” Ale właśnie ta ostatnia sztuka tłumaczy zarazem, dlaczego słowa Wyspiańskiego zawsze będą ograniczone do jego własnego kraju. Tworząc ja autor otwarcie wyznał, że opanowany był jedną zasadniczą koncepcją – myślą, że „Polska jest Chrystusem narodów”, stąd też od razu rozumiemy, że tego rodzaju temat, chociaż być może, podnosi autora do rangi pisarza narodowego, zakreśla zarazem granice jego wpływów, sprawiając, że dla cudzoziemców jego twórczość ma tylko historyczne znaczenie. Istotnie, Wyspiańskiego uważać można za najbardziej bodaj klasyczny przykład poety, który, mimo że niewątpliwie obdarzony geniuszem, tkwi tak głęboko korzeniami we własnym kraju, że przeszczepienie go na obcy grunt jest niemożliwe[1].

Z łatwością można dostrzec, że dzieła naszego pisarza były Nicollowi znane dość pobieżnie, że pisząc o Wyspiańskim opierał się prawdopodobnie tylko na bazie nielicznych recenzji prasowych[2].

Czytając wspomniane kompendium brytyjskiego badacza literatury odniosłem wrażenie, że dobierając do omówienia w swej pracy poszczególnych autorów i ich wybrane dzieła Nicoll kierował się w swej pracy przede wszystkim subiektywnym kryterium „wielkości” lub „wybitności” ich autorów. Słowo „geniusz” pojawia się na stronach jego pracy wielokrotnie. Kryterium to wydaje mi się bardzo dyskusyjne, wszelkie oceny są bowiem subiektywne. Czytając wiele innych prac krytycznoliterackich dostrzegłem, że i inni (nawet uznawani za wybitnych) krytycy literatury nie ustrzegli się nieścisłości. Julian Krzyżanowski na przykład, pisząc w „Historii literatury polskiej” o sztuce Szaniawskiego „Adwokat i róże” nie dostrzegł nawet, że jest to rodzaj alegorii, że tematem tej sztuki jest proces twórczy. Inny dość znany krytyk (nie pamiętam jego nazwiska, tak wiele było tych książek) nie doczytał do końca nawet jednego z najwybitniejszych dramatów w historii literatury „Życie jest snem” Pedro Calderóna de la Barca, gubiąc w ten sposób sens tego utworu, jego jakże ważne przesłanie.

A jednak kompendia te (opracowania, syntezy) są bardzo ważne, były i są potrzebne. Ułatwiały i wiąż nieraz ułatwiają miłośnikom literatury (często też np. uczniom i studentom) lub tym, którzy dopiero na tę drogę wkraczają poruszanie się w jej gąszczu. Dorobek w każdej z jej dziedzin jest dziś już tak ogromny, że chcąc poznać choćby najwybitniejsze dzieła musimy zdać się na tych, którzy je choć wstępnie uporządkowali, którzy choć w zarysie zwrócili uwagę na ich najważniejsze aspekty. Oczywiście lektury każdej książki, każdego dramatu, są subiektywnę. Nie sposób, najczęściej połykając kolejne utwory, od razu dostrzec wszystkie ich aspekty. Czasami do pewnych odkryć dochodzimy dopiero po kolejnej lekturze. Bywa, że nigdy już nie dostrzeżemy piękna jakiegoś utworu, ani wagi zawartego w nim przesłania. Na szczęście w twórczości, tak jak i w życiu, pewne myśli, uczucia, najczęściej stają się wspólnym naszym dorobkiem i trafiają do naszej świadomości różnymi drogami.

„Dzieje dramatu” Allardyce’a Nicolla powstały już ponad pół wieku temu i choćby z tego powodu są już dziś dość przestarzałe, nie ujmują ponadto dziejów tego gatunku literackiego po II wojnie światowej, a dorobek i tego okresu jest bardzo znaczny i ważny. Z tego powodu, chcąc zachęcić młodzież szkolną do samodzielnej pracy twórczej w zakresie pisania sztuk teatralnych i pisząc dla niej podręcznik z zakresu teorii pisania dramatu „Sztuka dramaturgii” postanowiłem wzbogacić go o krótkie zarysy (po ok. 100 stron) historii dramaturgii światowej i polskiej. Z czasem wzbogacałem je i po kilku latach powstała moja „Historia dramaturgii”. Kolejne kompendium (kolejna synteza) poświęcona tej dziedzinie sztuki.

Pisząc swoje dzieje dramatu korzystałem oczywiście z już istniejących podobnych dzieł, w tym z pracy Nicolla, ale i wielu innych. Starałem się też przeczytać wszystkie dostępne w języku polskim dramaty, o których pisałem. Zauważyłem przy tym, że w naszym kraju dzięki temu, że nie uległ aż takiej indoktrynacji i marksistowskiemu skrzywieniu jak inne kraje tzw. demoludów, a z drugie strony aż takiej komercjalizacji, jaka ogarniała rynki Zachodu, dostęp do tej literatury jest bardzo znaczny. Bardzo rozwinęła się też krytyka. Wydawane w Polsce pismo „Dialog”, to jedno z wybitniejszych tego rodzaju pism w świecie. Bazę miałem więc przeogromną.

Pisząc syntezę na temat światowego dramatu musiałem przyjąć jakiś klucz, jakieś kryterium, które pozwoliłoby mi tę wiedzę jakoś uporządkować. Pomogły mi w tym moje rozmyślania z zakresu historiozofii, w których doszedłem do wniosku o jedności cywilizacji, za Alexisem de Tocqueville przyjąłem też tezę, że kultura jest nieustannym narastaniem, że do jej rozwoju potrzebna jest trwałość instytucji. Jako historyk dostrzegałem też kontekst historyczny omawianych dzieł.

Oczywiście, zapewne i ja, tak jak wspomniani na wstępie tego tekstu autorzy (choćby Nicoll, czy Krzyżanowski), nie ustrzegłem się wielu uproszczeń, może nawet rażących nieścisłości faktograficznych. Człowiek jest tylko człowiekiem. Mimo tego, że poświęciłem swej pracy, jak próbowałem policzyć, około 6 tysięcy godzin, nie ustrzegłem się wielu błędów, tak w pierwszym ok. 500 stronicowym wydaniu książkowym, jak i w późniejszym ponad 700 stronicowym e-booku. Ten tylko nie popełnia błędów, kto nic nie robi.

Niemniej jednak uważam moje kompendium za dość ważne. Odmiennie od Nicolla nie poświęcam w nim miejsca na oceny. Koncentruję się głównie na rozwoju idei, na ideach, które przyświecały autorom omawianych dramatów. Wiele prezentowanych w tej pracy tez zapożyczyłem od innych autorów, bywa że nie zawsze podaję ich źródło, ale najczęściej czynię to wówczas, gdy są one już dość powszechne. Czasami zresztą trudno dociec, kto pierwszy zwrócił na daną kwestię uwagę. Z niektórymi tezami toczę polemikę. W ten sposób starałem się uatrakcyjnić moją pracę, zachęcić też potencjalnych czytelników do samodzielnych przemyśleń.

Zachęcam do lektury „Historii dramaturgii”, do jej krytycznej lektury. Mam nadzieję, że nie znudzi potencjalnych czytelników, że część z nich znajdzie w niej jakieś nieścisłości, może błędy. Wszelkie nawet najbardziej krytyczne (byleby nie ogólnikowe, nie przymiotnikowe, takie bowiem są bez wartości) recenzje, oceny, przyjmę z wielką wdzięcznością. Pomogą mi bowiem dopracować tę książkę, może skłonią do ponownego przeczytania jakiegoś dramatu, tak że kolejne wydanie będzie jeszcze lepsze. Za co z góry dziękuję.

                                  Piotr Kotlarz

[1] Allardyce Nicoll, Dzieje dramatu. Od Ajschylosa do Anouilha, t. II,  tłumaczyli Henryk Krzeczkowsk, Wacław Niepokólczycki, Jerzy Nowacki, Warszawa 1975, s. 223-224.

[2] Bogusław Krzeczkowski odkrył, że dramaty Wyspiańskiego  nie były tłumaczone na języki obce. [Renara Radłowska, Czy Wyspiański tłumaczony był,  „Gazeta Wyborcza” 19.09.2007. Kraków.

 

https://www.taniaksiazka.pl/ebook-historia-dramaturgii-pdf-p-813201.html