Jeśli dzierżysz w dłoni pióro i masz zamiar tworzyć historie, w których będą mogli zatopić się czytelnicy, wiedz, że na Twoich barkach spoczywa wielka odpowiedzialność.
Trochę jak na Spider-manie, a trochę nie, zależy jak na to spojrzeć. Już tłumaczę.
Wszystko zaczęło się tysiące lat temu, kiedy na naszej planecie nie było jeszcze betonu, broni palnej, musztardy w słoikach i restauracji McDonald’s. Śmiem twierdzić, że było to nawet przed zamkami, lakierkami, balami, rycerzami, wikingami… Skróćmy to i zacznijmy inaczej: dawno, dawno temu. Kiedy ludzie zaczęli opowiadać sobie pierwsze historie.
Z tym że pierwsze historie nie powstały dla rozrywki.
Wiem, mną też to wstrząsnęło.
Okazuje się, że zarówno tysiące lat temu, jak i teraz, nasz mózg cieszy się na opowieści z bardzo prostej przyczyny: chce, żebyśmy przetrwali. Skrzywicie się – instynkt przetrwania? Podczas lektury? W trakcie odczytywania literek, zdań, a czasem niepotrzebnych rymów? A i owszem. Pierwsi ludzie opowiadali sobie historie dla ostrzeżenia. Czerpali z nich, żeby pouczać się nawzajem, odróżniać niebezpieczne od bezpiecznego, i wyciągać wnioski na bazie czyichś błędów.
Bo jeśli Neandertalczyk Pablo wszedł na drzewo, spadł i umarł, to pewnie warto wspinać się na nie ostrożniej.
Może nam się wydawać, że nie lubimy szkoły, ale to nie zmienia faktu, że nasz mózg uczy się bez przerwy. Zbiera informacje i wrzuca w naszą podświadomość możliwe scenariusze każdej sytuacji. To dlatego wiemy, że należy chodzić ostrożnie po śliskim i nie dotykać gorącego. Niekoniecznie musieliśmy się dotkliwie poparzyć w przeszłości. Wystarczyło, że widzieliśmy, jak ktoś to zrobił. Lub ktoś powiedział nam, że łapanie za naczynie żaroodporne wyciągnięte świeżo z nagrzanego piekarnika jest pomysłem dwa na dziesięć. Znamy konsekwencje niektórych działań, nawet jeśli sami nigdy nie przekonaliśmy się o nich na własnej skórze.
Nic więc dziwnego, że nasz pracowity mózg szuka w opowieściach czegoś, co mógłby z nich wyciągnąć. W końcu podczas lektury śledzi losy obcych sobie ludzi, którym przydarzają się różne przygody. Ten nasz różowiutki narząd jest sprytny i nawet jeśli dużo się dzieje i dzieją się ciekawe rzeczy, w którymś momencie, bardziej świadomym lub nie, i tak padnie pytanie: dlaczego?
No dlaczego?
Dlaczego ta autorka poprowadziła protagonistów właśnie tą drogą? Czy tylko przedostali się z punktu A do B? I co z tego wynikło? Po co tam szli? Ach, żeby została przywódczynią armii. Przyjmuję. ALE CO Z TEGO WYNIKA?
Dlaczego może nas – pisarzy – zabić albo uratować.
Uratuje nas, jeśli odbiorca odnajdzie swoje dlaczego i wyciągnie wnioski z przeczytanej opowieści. I niech to nie będą wnioski typu: Matko, już nigdy nie przeczytam książki o wampirach. Celujemy wyżej. Nie pouczamy naszych czytelników, ale ich uczymy. Pozwalamy naszym bohaterom błądzić, ale i wracać na odpowiednie ścieżki; wyciągać wnioski. Nie bez powodu w bajkach zawsze są morały. Dzięki nim wiemy, dlaczego przeczytaliśmy daną historię.
Z tego właśnie powodu gorąco zachęcam, żebyśmy przy każdym podejściu do nowej opowieści, zanim napiszemy pierwsze zdanie, zadali sobie pytanie: Dlaczego piszę tę powieść? Co chcę nią przekazać? Jaką prawdę, którą w sobie noszę, chcę przekazać odbiorcom? Jaki jest mój cel? Bo że postacie mają swoje cele, to pamiętamy. Ale co z celem twórcy?
A jeśli tworzymy po coś, to już jest dobrze.
Trzymam kciuki.
Justyna Luszyńska
[Tekst publikowany był pierwotnie w Miesięczniku Kreatywni (e-kreatywni.eu)]
Obraz wyróżniający: Pixabay License. Darmowy do użytku komercyjnego
Nie wymaga przypisania