O emeryturach artystów i nie tylko o tym / Piotr Kotlarz

0
1763

Długo zastanawiałem się nad tym, czy podjęć ten temat. Na pierwszy rzut oka wydaje się dość prosty, głębsza analiza wskazuje jednak na jego złożoność, niemożność jednoznacznych ocen.

Na łamach prasy ostatnio dość często pojawiają się informacje o niskich emeryturach artystów. Niektóre z nich firmowane są nazwiskami, m.in. Krzysztofa Cugowskiego, Maryli Rodowicz… spotkałem w informacjach odnoszących się do tego tematu również nazwisko Rudiego Schubertha, czy Karola Strasburgera. Przy próbie uporządkowania tych informacji od razu pojawia się kilka pytań.

Pojęcie artysta jest bardzo szerokie. Słowem tym określamy zarówno twórców, jak  i odtwórców sztuki. Artystą nazywamy zarówno twórców i odtwórców kultury wysokiej, jak i masowej. Różne są też pola aktywności artystycznej. Tak wśród twórców, jak i wykonawców. Są nimi pisarze, dramatopisarze, scenarzyści…, ale też aktorzy scen a także estrad i nawet cyrków. W procesie rozwoju cywilizacji doszliśmy do ogromnej specjalizacji w zakresie wykonywanych zadań.

Kolejny problem wiąże się z tzw. stosunkiem pracy. Na jakich zasadach w ciągu swego życia świadczyliśmy pracę. Do 1989 roku w ramach instytucjonalizowania całości życia społecznego większość z nas miało etaty. Takie mieli również i artyści (tak twórcy, jak i odtwórcy). Przypominam sobie proces instytucjonalizowania nawet teatrów studenckich, co zresztą wpłynęło później na ich stagnację i doprowadziło w końcu do upadku tego jakże potrzebnego ruchu. W każdym razie było jedną z przyczyn tego procesu. Wiele instytucji kultury rozszerzało swe etaty często do granic absurdu. Mechanizmy rynkowe przestały całkowicie funkcjonować, a aktywiści związkowi starali się o to, by jak najbardziej ograniczyć wysokość świadczonej pracy. Płace etatowe w związku z nadmiernym zatrudnieniem były bardzo małe, także w związku z tym  artyści próbowali dorabiać i dorabiali różnymi „chałturami”. Już samo określenie wskazuje na to w jaki sposób traktowali to drugie zajęcie, choć to właśnie ono pozwalało im często na dostatnie życie. O przyszłość w zasadzie nikt się nie martwił. Byliśmy młodzi i wielu wydawało się, że „państwo” przecież wypłaci nam emeryturę. Osób nie mających zatrudnienia było w czasach PRL-u naprawdę niewiele. Pisarze zdobywali jakieś etaty w redakcjach, znałem poetę, którego zatrudniono w banku, niektórzy pracowali w szkołach… Byli też tacy artyści, którzy wiązali się z różnymi instytucjami organizującymi koncerty, czy też występy w kraju i za granicą. Jeden z moich kolegów koncertujący dzięki temu przez dwa lata w Finlandii dostaje dziś również fińską emeryturę (niewielką, za dwa lata ówczesnej pracy, ale jednak).

Byli jednak i tacy, którzy wybierali drogę niezależną. Tacy pojawili się zwłaszcza po 1989 roku, w ramach tzw. „uwolnienia rynku”. Pojawiły się masowo umowy o dzieło, umowy zlecenia. Topowi artyści estrady potrafili zarabiać krocie. Wielu z nich zarobione pieniądze inwestowało. Kupowali nieruchomości, inwestowali. Te drugie, bywało, że okazywały się chybione. Przecież to jednak tylko ich ryzyko, można tracić dorobek życia również oddając się hazardowi… Bywa, że tracimy majątek życia lub tylko jego część w wyniku sytuacji losowych… wypadku, a nawet tylko rozwodu. Czy społeczeństwo powinno w takim razie troszczyć się o osoby, które popełniły takie właśnie błędy lub które dotkną w taki sposób los? Myślę, że nie. W każdym razie nie bardziej niż o inne osoby ze swego grona dotknięte podobnymi nieszczęściami.

Kolejna kwestia dotyczy tego, że dochody artystów, zwłaszcza twórców, nie pochodzą tylko z jednego źródła, z tzw. stosunku pracy. Część twórców czerpie dochody również z tytułu odtwarzania ich dzieł (np. pisarze i kompozytorzy). Oczywiście są tacy (nieliczni), którzy z tych źródeł mają dochody dość znaczne, większość jednak uzyskuje dochody z tego tytułu zaledwie śladowe. Cóż, takie jest życie…

Do napisanie tego artykułu skłoniły mnie zwłaszcza informacje o artystach „z pierwszych stron gazet”, tych, którzy swoimi nazwiskami firmują podejmowany problem. Przyznam się, że to właśnie oni wypowiadają się w tej sprawie bardzo mnie dziwi. Ktoś, kto w swoim życiu zarabiał aż tak wiele, osiągał aż tak wielkie sukcesy (zwłaszcza finansowe) powinien, w mojej ocenie wstydzić się twierdząc, że wciąż mu mało i próbować sięgać do społecznej kasy.

Problem zasad zatrudnienia, konieczności świadczeń w zawodach określanych jako artystyczne jest jednak bardzo ważny i rzeczywiście powinniśmy postawić tu wiele pytań. Są przecież i tacy artyści, którzy przez lata swojej pracy nie osiągali aż takich finansowych sukcesów, którzy pracując „w kulturze” wnieśli do tej sfery naszego społecznego życia bardzo wiele, a którzy dziś rzeczywiście znajdują się w potrzebie.

Niestety po przemianach po II wojnie światowej został również zniszczony dorobek organizacyjny społeczeństwa polskiego. Z trudem budowany Związek Zawodowy Literatów Polskich został na przykład przekształcony w stowarzyszenie, Związek Literatów Polskich. Podobnie Związek Artystów Scen Polskich również zmienił swój charakter.  To zasadnicza różnica, choć początkowo tak ZLP, jak i ZASP próbowały negocjować z ówczesnymi rządami kwestie pracownicze, ale negocjacje te wiązały się ze „spolegliwością wobec władzy”.

Obecnie, po przemianach 1989 roku nie istnieje żadna instytucja artystyczna o charakterze związkowym, taka, która podejmowałaby kwestie socjalne zrzeszonych w niej członków. Problemy przyszłych artystycznych emerytur, ponoszonych opłat w ramach umów, ubezpieczeń itd. każdy artysta musi rozstrzygać i załatwiać sam. W razie trudności może wprawdzie pisać do Ministerstwa czy instytucji samorządowych, ale kwestie te nie są w żaden sposób uregulowane prawnie. Wszystko zależy od jednorazowych, arbitralnych decyzji.

Oczywiście artyści, tak jak i wszyscy inni przedsiębiorcy mogą (nie uzyskując pracy etatowej w instytucjach kultury, teatrach itd.) przejść na samozatrudnienie. Specyfika zawodów artystycznych jest jednak nieco od innych zawodów odmienna. Sukcesy, ze swej natury są chwilowe, nakłady środków koniecznych do realizacji różnych projektów często bywają ogromne. Ciągła zmienność, brak stabilizacji… Jak zabezpieczyć na przykład sobie prawo do opieki zdrowotnej, gdy przez pewien czas (miesiąc, nawet pól roku, rok) nie ma się dochodów wystarczających, poza kosztami utrzymania, na opłacanie wciąż rosnących składek zdrowotnych. Jak w takim wypadku płacić wysokie składki na przyszłą emeryturę? Znajomy artysta, aktor, sugerował, że może by potraktować środowisko artystyczne podobnie jak rolników i umożliwić zawodowym artystom (np. zrzeszonym w związkach twórczych) świadczenia  w wysokości porównywalnej do takiej, jaką płacą rolnicy ubezpieczeni w KRUS. To tylko jeden z możliwych wariantów, jedno z proponowanych rozwiązań… Problemów jest bardzo wiele. Warto na te tematy dyskutować.

Zapraszamy do dyskusji.

Piotr Kotlarz

Obraz za: Pixaby Free