Nie dla przedmiotu „Historia i teraźniejszość” / Piotr Kotlarz

0
4488

Dziś rano na łamach Dziennika (portalu dziennik.pl) przeczytałem apel prezydenta Poznania, pana Jacka Jaśkowiaka, wzywający nauczycieli, by nie korzystali z podręcznika do HiT autorstwa prof. Wojciecha Roszkowskiego. Podręcznik ten, jego zdaniem, zawiera bowiem: wiele dyskryminujących, nieprawdziwych czy wręcz haniebnych treści dotyczących m.in. in vitro.

Z apelem prezydenta Poznania nie sposób się nie zgodzić, moim zdaniem jednak nie w tym podręczniku tkwi problem. Inne podręczniki są w mojej ocenie (choć ich nie czytałem) równie złe. Moja opinia wynika bowiem z tego, że każdy z autorów będzie starał się w swym podręczniku narzucić swoją wizję historii, swoją ideologię. Ilu autorów, tyle na najnowszą historię spojrzeń. Istota zagadnienia znajduje się gdzie indziej, chodzi o samą reformę oświaty i o wprowadzenie do szkół nowego przedmiotu, o próbę ideologizacji szkoły. Taki bowiem cel przyświeca tzw. nauczaniu „Historii i Teraźniejszości”. Każdy wybór wydarzeń historycznych z danej epoki jest wyborem subiektywnym, ponadto wyciąganie wniosków historiozoficznych, a tym bardziej wniosków aksjologicznych, z wydarzeń najnowszej historii jest zadaniem niezwykle trudnym i niebezpiecznym choćby z tego powodu, że historia ta jest nam dziś tylko pozornie dobrze znana. Wiele dokumentów wciąż spoczywa w archiwach, dopiero z czasem, gdy do nich dotrzemy, gdy ukażą się liczne wspomnienia i pamiętniki, gdy źródła te zostaną poddane krytycznej analizie, będziemy mogli pokusić się o jakąś głębszą próbę zrozumienia wielu procesów. Dopiero z czasem poznamy pełne skutki wielu dzisiejszych wydarzeń i podejmowanych w ostatnich latach, czy dziesięcioleciach, decyzji.

Dotychczasowe nauczanie historii, jej program, ujmowało dzieje w porządku chronologicznym. Faktem jest, że często w wielu szkołach nauczyciele nie zdążali z realizacją programu i dzieje najnowsze nie były w czasie zajęć szkolnych omawiane. Czy w takim przypadku nie należało tylko zmodyfikować programy, stworzyć warunki do tego, by materiał ten omówiony został do końca pierwszego półrocza ostatniej klasy? To kwestia odpowiedniego przydziału godzin. Może zajęcia w ostatnim półroczu liceów powinny być bardziej podporządkowane przyszłym egzaminom? Takie działanie uznałbym za racjonalne, zrozumiałe. Wprowadzanie nowego przedmiotu za takie uznać nie sposób. Oczywiście bardzo potrzebne są też zajęcia z wiedzy o społeczeństwie. To w ich trakcie młodzież może poznać mechanizmy demokracji, prawa rynku, działalności gospodarczej, podstawy znajomości prawa (w tym prawa własności, prawa spadkowe itp.). Wbrew pozorom lekcje te nigdy nie służyły ideologizacji (wiele zależało oczywiście od nauczycieli), ale tak będzie zawsze. Od wielu lat nie uczę już w szkołach, nie znam więc ostatnich podręczników tego przedmiotu. Jeśli rzeczywiście zaczęły przeważać w nich cele ideologiczne, to należało tylko je usunąć. Wiedza odnosząca się do zasad funkcjonowania państwa, samorządów, przedsiębiorstw, wiedza z zakresu prawa, są wystarczająco obszerne, by wypełnić program nauczania tego przedmiotu.

Szkoła ma uczyć, przekazywać pewien zasób wiedzy, ale przede wszystkim uczyć jak z niej korzystać, wyrobić nawyki uczenia się przez całe życie. Uczyć logicznego myślenia, myślenia przyczynowo-skutkowego, umiejętności rozwiązywania zadań. Cele wychowawcze, kształtowanie postaw obywatelskich, należą również do zadań szkoły i realizowane są w czasie wszystkich zajęć, w tym zajęć pozalekcyjnych (koła zainteresowań, zespoły artystyczne, teatr szkolny). Nie widzę żadnego powodu tworzenia odrębnych lekcji, których celem ma być jakakolwiek ideologizacja. Dziś rządzi PiS, więc jego ideologowie będą próbować narzucać w ramach nowego przedmiotu swoją ideologię, gdy dojdzie do władzy opozycja (liberałowie lub tzw. lewica), ci dążyć będą do zmian podręczników i narzucania w nich swojej ideologii. Dokąd ma nas to doprowadzić? Pozwólmy młodzieży samodzielnie dokonywać wyborów. Dziś szkoła jest tylko jednym z wielu miejsc, które kształtują świadomość młodego pokolenia. Nasze dzieci wiedzę i umiejętności zdobywają nie tylko w niej. Internet, telewizja, radio… dostęp do informacji jest ogromny i nieograniczony. Szkoła przyszłości musi bardziej koncentrować się na tym, by nauczać metod korzystania z tej wiedzy, tego by młodzież nie zagubiła się w gąszczu informacji. Szkoła rzeczywiście wymaga reform. Reform, ale nie ideologizacji.

Jakakolwiek próba wybiórczego przedstawiania wydarzeń historycznych mija się z celem. Uważam za konieczne likwidację przedmiotu „Historia i teraźniejszość”. To tylko strata czasu i wzbudzanie nikomu niepotrzebnych emocji, pretekst do toczenia jałowych dyskusji.

                                                                 Piotr Kotlarz