Mieczysław Czychowski
Jeszcze poczekać, Jeszcze –
a później odpoczynek.
Wiara w dobry uczynek,
I myśl – że się w sobie mieszczę.
A po co się wynosić.
Dobrze tu jak i wszędzie.
Co nie było to będzie.
Wcale nie trzeba prosić.
Jak kto nie jest. To nie jest.
Był – i też dziś go nie ma.
Wiele rzeczy już nie ma.
Nie ma czego żałować.
Dobrze gdy dużo słońca.
Zaraz jakoś weselej.
A smutny – i w słońcu smutny,
Dzięcioł mu drzewo ostuka.
Palenie w piecu
Pozbierałem rozrzucone:
rozrzuciłem obumarłe.
Ile trzeba się natrudzić,
żeby zlepić z prochów – garnek.
Garnek w domu rzecz potrzebna,
Garnek w domu – rzecz potrzebna,
na miód pszczeli i gorczycę
Siedzę teraz. W piecu palę.
I u ręki palce liczę.
Liczyć palce – rzecz okrutna.
Łatwa. I ogromnie smutna.
Napisałem list do matki –
Jakbym z kwiatu otrząsł jabłoń.
W głowie mi zakotłowało –
tak wysoko i bezdomnie.
I upadłem twarzą na dno.
Żółty mnie podziobał dzwoniec.
Upaść na dno – rzecz okrutna.
Łatwa. I ogromnie smutna.
Drogi mi się zagubiły,
jakby wszystkie z wiatru były.
Obróciłem się na wiatr:
Jakie drogi – taki świat.
Nie mieć drogi – rzecz okrutna.
Ludzka.
I ogromnie smutna.
Życie
Oślepia go –
ale nie zaślepia.
Rani mocno –
lecz nie zabija.
Okaleczony
żyje przecież
Tamponami zatyka
cięte rany
Upada
ale się podnosi.
Pęknięte związuje –
i to się zrasta.
Cały jest
z blizn i narośli.
Wasz bliźni –
człowiek
który się nie podda.
Napiętnowana
Kobieta bierze kąpiel.
Dziecko zbiegło do snu.
Cóż mi tu ze mnie, po mnie.
Tam byłem – a jestem tu.
Mówią: rzecz ma dwie strony.
Ma ich o wiele więcej.
Jestem niepocieszony.
Ż życia zrobiono klęcznik.
No to przyklęknij sobie –
mówią – lub – nie bądź głupi.
I tak w jednej osobie
jestem tu. Chcę się upić.
Życie plwociną gardło
zarasta; Zmienia się w żużel.
Napiętnowana pogardą –
milcząc – stoi przy murze.
[Wiersze z tomu: Mieczysław Czychowski, Lasem losem zboczem życia, Gdańsk 1974,]