Książki historyczne w księgarni. By Raysonho @ Open Grid Scheduler / Grid Engine – Own work, CC0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=29093197
Jedni mówią, że historia lubi się powtarzać, inni natomiast bez głębszego powodu przypominają o zdarzeniach, o których nie powinno się mówić z różnych powodów. Wszystko można jednak ograniczyć do prostego frazesu – nigdy nie ma odpowiedniego czasu, ale czy na pewno? Czy to nie tak, że zaczyna się unikać trudnych albo niewygodnych tematów, by ograniczyć powstanie jakichkolwiek kontrowersji i w pewnym sensie – niejasności? Słowa bowiem mają zazwyczaj podwójne dno, stąd często dochodzi albo do nadinterpretacji, albo złego zrozumienia. Jednak Stanisław Barańczak w wierszu „Kiedyś, po latach” jest pewny być może najważniejszego – „Historia niczego nie pozna, nie przyzna się do niczego”. Pytanie, które należałoby zadać, brzmi następująco: dlaczego?
Jak każdą analizę, warto rozpocząć od tytułu stanowiącego w zasadzie pierwszy wers utworu. „Kiedyś, po latach”, jakby samo „kiedyś” nie wystarczyło. „Po latach” natomiast ma w sobie coś nostalgicznego, lecz w połączeniu z wcześniej wspomnianym wyrazem tworzy raczej pewną przemyślaną, czy też melancholijną całość potwierdzoną w dalszej części. Ponadto owo całe wyrażenie jest pełne nadziei. Ludzie (zastosowano liczbę mnogą) oczekują aż nadejdzie odpowiedni dla nich czas i równie aż wszystko stanie się po ich myśli. I wówczas w końcu przeszłość zostanie potwierdzona teraźniejszością.
Warto w tym miejscu odnieść się do językoznawczej strony literatury – w całym tego słowa znaczeniu. Chodzi bowiem o semantykę słowa „historia”, która właściwie jest konieczna, by móc prowadzić dalsze rozważania. Najczęściej przez to słowo rozumie się dzieje danego państwa, narodu, jakiegoś procesu, czy społeczeństwa lub naukę o tych wydarzeniach. W takim wypadku owo pojęcie odnosi się do wspominania tego, co miało miejsce w przeszłości. Barańczak zauważa, iż ludzie w pewnym stopniu o niej zapominają lub nie chcą mówić. Przyczyn jest wiele, ale do głównych można byłoby zaliczyć obecną wówczas cenzurę. Nie można było mówić o tym, co nie sprzyjało władzy, a społeczeństwo mogło czuć, że Historia przyzna im rację, albo co ważniejsze – potwierdzi, czy też zrozumie, iż dopiero za jakiś czas nadejdzie odpowiednia chwila, by w końcu jawnie można byłoby powiedzieć o tym, co się wydarzyło. I oczekiwano na to. Jednak to oczekiwanie musiało w znacznym stopniu się przeciągać, a to nie było wcale niczym dobrym, zresztą nie cechą ludzką jest ta czynność.
Można byłoby nawet zastanowić się, o jaki dokładnie czas Barańczakowi chodziło – czy to może bliższe czasy? Mimo wszystko wydaje się, że autor mówi o dość odległych realiach, jednak ta odległość ma coś wspólnego z bliskością – HISTORIĘ.
Kiedyś (czyli stosunkowo za parę, paręnaście lat) i po latach (minimum paręnaście, a nawet parędziesiąt) „Historia przyzna nam rację”. Długość oczekiwania na to, co i tak nie przyjdzie jest stosunkowo bliskie każdemu człowiekowi, ze względu na złudne przeświadczenie o nadejściu czegoś, na co wszyscy zaciekle oczekują. To ponadto związane jest z tym, iż samo w sobie oczekiwanie ma coś romantycznego. Okazuje się bowiem, iż nawet dawniej ludzkość napawała się oczekiwaniem, choć zdawała sobie sprawę z tego, że to właściwie jest bezsensowne. Była to jednak idea związana z ówczesnym myśleniem, które sprowadzało wszystko do cierpienia. Trzeba było cierpieć w zasadzie dla samej idei cierpienia. Nie bez powodu choćby miłość była wiązana z tym uczuciem. Poza tym to nawet kwestia patriotyzmu i oczekiwanie na przyjście kogoś, kto nigdy się nie zjawił.
Nawet w czasach bliższych Barańczakowi (niekoniecznie w jego czasach, choć i tam, jak i obecnie można spotkać się z takim myśleniem) wielokrotnie powtarzano ów frazes, dlatego też został wzięty w cudzysłów (poeta cytuje słowa, które na własnej skórze przeżył). Zdawał on sobie sprawę z jej nierealności. Sama myśl nie wystarczała, kiedy trzeba było w końcu wprowadzić działanie w życie. Przecież życie samymi teoriami nie prowadzi do niczego. A myślenie, że coś nadejdzie, kiedy pewność o tym zdarzeniu jest znikoma, jest nie tyle absurdalna, ale bez sensu. Czemu ma to służyć? Potęgowaniu w sobie rozpaczy? Napawaniu się nierealnymi wizjami? Mimo wszystko jaką rację ma przyznać Historia? Barańczak odpowiada na to pytanie na całkowicie swój sposób:
Ale Historia niczego nie przyzna, […] nie odezwie się już ani słowem, […] leży pod półtora metrem piasku albo gliny / pod skórą Historii zgęstniała w sińce krew / z wolna przemieszcza się w dół, zgodnie z prawami ciążenia […]
Notabene owa Historia została w specyficzny sposób przedstawiona – nie jako abstrakcyjna myśl, obiekt, mistyfikacja, ale człowiek. Autor, antropomorfizując poetycką bohaterkę, chciał odpowiedzieć na przekonanie ludzi, którzy wierzyli, że po latach, kiedyś to, co mówili nie tyle się potwierdzi, lecz będzie miało rację bytu. Innymi słowy to, co zaszło w przeszłości i całe te poświęcenie ludzkości, nie pójdzie na marne, ponieważ Historia nie tyle była tego świadkiem, a więc głosi o tym, ale nawet przyzna im rację. Nic bardziej mylnego.
Tak właściwie brzmi sens wcześniej wspomnianych wersów – Historia została „zakopana” wraz z tymi, którzy o niej świadczyli. A dalej, jakby była martwa, gdyż ustały procesy życiowe i „w oczach Historii jest pusta i nad wybitymi zębami / nawet nie drgną jej na zawsze zaciśnięte, / na zawsze uciszone, na zawsze osiemnastoletnie wargi”. Co przez to można rozumieć?
Otóż z tych wersów wynika, że przeszłość się skończyła – w całym tego słowa znaczeniu, i z nią opowieści o niej. To, co przykuwa uwagę, to pojęcie osiemnastoletnich warg. Czy więc tyle miała lat owa Historia? Być może jej usta tyle ją skrywały, aż nadszedł jej koniec. Czy to jednak oznacza, iż nikt już o niej nie powie? Nie do końca. Historię nie musi głosić ona sama, a ci, którzy niosą tę pamięć. Problematyczne dopiero staje się wtedy, kiedy „po latach” ich już nie będzie, a z nimi Historii.
Wobec tego powinno się o niej mówić wcześniej, gdyż z czasem może być już za późno i w taki sposób stworzy się pozory niepamiętania o tym, co ważne. Jednak to nie wina tych, którzy obecnie o Historii nie głoszą, a tych, którzy zbyt długo ją ukrywali, ponieważ wierzyli, iż ona sama w sobie będzie o sobie świadczyła lub po prostu ktoś ją potwierdzi, bez wiedzy o tym zadaniu. Cóż więc pozostaje?
Historia bynajmniej nie przyzna racji, ale rację mogą jeszcze przyznać jeszcze żywi, o ile nastało owe „kiedyś” lub „po latach”. Najważniejsze jednak jest to, aby nie dopuścić do stanu, kiedy zostałaby całkowicie uciszona. O niej trzeba mówić, a pamięć będzie stanowić ową historię.
Maja Myślińska