Jak sobie radzić na szlaku? / Marek Baran

0
395
Kawa na stacji benzynowej
Czy dla kajakarza stacja benzynowa może być instytucją przydatną? Wydawać może się, że nie, a jednak.
„Musiałem mieć dostęp do Internetu, więc starałem się szukać stacji benzynowych. Pijąc na nich kawę, spożywając jakiś ciepły posiłek, mogłem sobie podładować telefon i skorzystać z Internetu. Dwie, trzy godziny na to wystarczało. Dojście do stacji benzynowej to odległość kilku (z reguły dwa, trzy) kilometrów od linii Wisły (najbliżej było w Modlinie)”. Wadą były dość wysokie ceny. 
                            Piotr Kotlarz
Bezpieczny ekwipunek
Najważniejszym sprzętem w czasie rejsu był oczywiście kajak. Był to zwykły, dostępny w sklepach ze sprzętem sportowym dmuchany kajak. Choć nieco nieporęczny, po złożeniu można go było w miarę wygodnie transportować. 
„Jest dosyć niewygodny. Kupiłem nawet wózek do jego transportowania, bo myślałem, że częściej go będzie trzeba przenosić w czasie rejsu. Wózek okazał się niepotrzebny – zostawiłem go w prezencie – stawał się zbędnym balastem. Łatwiej jest skorzystać ze śluz- to wygodniejsze i bardzo tanie rozwiązanie. Koszt śluzy to zaledwie 4 złote i siedemdziesiąt groszy.” 
                     Piotr Kotlarz
Wiadomo jak może skończyć się pozostawienie bagażu bez opieki. Tymczasem całe wyposażenie zgromadzone w kajaku czekało na właściciela nie ruszone. 
„Najczęściej zostawiałem ekwipunek bez opieki. Raz we Włocławku, gdzie nawet jest zadbana przystań (zbudowana dwa lata temu) wróciłem do zostawionego kajaka i okazało się że powietrza w nim nie ma. Była dziwna dziura. To było ryzyko tak długiej podróży. Do końca nie wiem, czy coś złego się wydarzyło, czy to ja sam go uszkodziłem. Zwykle, mój sprzęt wychodził bez szwanku po tym jak go pozostawiałem bez opieki”.
                          Piotr Kotlarz
Uzupełnienie dla sportu rowerowego
Wielu młodych (i nie tylko) ludzi obecnie poświęca swój czas na aktywne uprawianie sportu rowerowego. Według Piotra sport kajakowy może być uzupełnieniem tej aktywności. Inne mięśnie pracują, a spływ Wisłą kajakiem jest bezpieczny.
„Na rekreacyjny spływ Wisłą proponowałbym normalny, plastikowy kajak, nie gumowy jakim ja płynąłem. Można go przewieźć na dachu samochodu osobowego. Kilkukilometrowy spływ Wisłą jest w zasięgu możliwości każdego średnio sprawnego człowieka. Na przykład spływ z Tczewa do Gdańska zajmie jeden – dwa dni. Trasa Grudziądz – Gdańsk to maksymalnie trzy dni. Oczywiście można rozłożyć to na cztery dni. Na takie odcinki gumowy kajak jest wystarczający”.
                              Piotr Kotlarz
Można zatem zapakować kajak do pociągu, podjechać do Tczewa, albo Grudziądza i przez kilka dni cieszyć się Wisłą.
Koszty
Wszyscy zapewne zastanawiają się czy taka wyprawa jest kosztowna. Miesięczny rejs okazuje się być w zasięgu finansowym niemalże każdego Polaka.
„Mnie cała przygoda kosztowała około dwa i pół tysiąca złotych – łącznie z wyżywieniem. Mam tu na myśli również koszt zakupu sprzętu. Mój kajak kosztował około pięciuset złotych, chociaż polecam trochę lepszy sprzęt za około tysiąc dwieście złotych. Namiot, który wytrzyma tak długi rejs kosztuje około dwieście – trzysta złotych, materac około stu złotych”.
                           Piotr Kotlarz
Jak widać nie jest to duży koszt, ale należy zauważyć, że Piotr nie korzystał z hoteli, spał w namiocie, zwykle rozbijając się „na dziko”.
Rady
Wybierając się w rejs trzeba przede wszystkim zabrać ze sobą zapas wody. Co najmniej dwa litry na osobę na każdy dzień. Oczywiście po każdym dniu zapas powinno się odnawiać. W okolicy Wisły są sklepy albo stacje benzynowe. 
Warto również zabrać ze sobą podstawową apteczkę. I oczywiście żywność. Piotr żywił się głównie konserwami rybnymi i mięsnymi. Kajakarz poleca kefiry, które, wbrew obawom wytrzymują nawet dwa dni bez lodówki w całkiem wysokiej temperaturze. Okazyjnie można zjeść wędlinę, ale nie jest to specjalnie wygodne. Można zabrać ze sobą kuchenkę i przygotowywać sobie jedzenie. To się zmieści w kajaku, ale Piotr wybierał posiłki  na stacjach benzynowych, które są oddalone od wody o około dwa, trzy kilometry. Przejście takiego dystansu jest korzystne, gdyż mięśnie nóg nie pracują przez czas płynięcia, więc warto rozruszać je pokonując taki dystans.
Nie można liczyć na pozyskiwanie żywności z drzew i krzewów dziko rosnących w pobliżu Wisły. Wydawać mogłoby się, że jabłonie wyrosłe dziko są wszędzie ale okazuje się, że nie należy planować urozmaicania diety jabłkami wyrosłymi z porzuconych niegdyś ogryzków.
Nie można też liczyć na złowione ryby. Spotkani przez Piotra wędkarze narzekali na małą ilość ryb w Wiśle. Być może ptaki polują skuteczniej niż człowiek.
Minimalistyczny styl życia
W czasie rejsu jaki odbył Piotr człowiek skazany jest na pewien minimalizm. Trzeba ograniczyć swój komfort, swoje przyzwyczajenia i swoją dietę. Takie funkcjonowanie powoduje, że człowiek zastanawia się nad dotychczasowym funkcjonowaniem i odkrywa błędy jakie popełnia.
„Dla zdrowia chciałem się trochę przegłodzić, bo czułem, że wcześniej jadłem zbyt dużo. Ja się czuję ciągle dosyć młodo – nie brałem pod uwagę tego, że w moim wieku organizm potrzebuje dużo mniej jedzenia. Jadłem tak, jakbym miał czterdzieści, pięćdziesiąt lat – i było to za dużo. Zrozumiałem, że w moim wieku organizm nie potrzebuje tyle jedzenia”.
                   Piotr Kotlarz
Atmosfera resetu
Czas rejsu to czas refleksji i oderwania się od normalnego życia.
„W czasie rejsu odrzuciłem stres w jakim żyłem. Pokonując rzekę człowiek żyje w oderwaniu od codziennych trosk i kłopotów. Czasami w życiu trzeba uzyskać spokój. Trzeba zamknąć pewien etap”.
                          Piotr Kotlarz
Rozsądna decyzja
Jeśli ktoś planuje po przeczytania tego tekstu podobną wyprawę należy wziąć pod uwagę kilka ważnych faktów. Po pierwsze Piotr Kotlarz bardzo dobrze pływa, od dzieciństwa, gdyż wychował się nad Wisłą.
„Wody się nie boję. Mieszkałem nad Wisłą. W młodości dość często pływałem w Sobieszewie do mojego domu przez Wisłę. Przepłynąłem też jezioro w Straszynie z jednego brzegu na drugi. Wówczas można było się kąpać w Straszynie”.
                         Piotr Kotlarz
Po drugie warto skonsultować się z lekarzem. Najlepiej specjalistą od medycyny sportowej. Minimum to konsultacja kardiologiczna. W czasie takiego rejsu może wydarzyć się dużo nieprzewidzianych sytuacji, a w przypadku ataku serca albo udaru nie będziemy mogli liczyć na szybką pomoc.
W czasie tak długiego rejsu najbardziej wykorzystywane są górne części ciała, gorzej z nogami. Dlatego warto po każdym odcinku pójść na dłuższy spacer. Piotr codziennie poszukiwał sklepu i stacji benzynowej, na której ładował komórkę. Taki kilkukilometrowy spacer był bardzo ważny. Jego brak mógłby odbić się negatywnie na mięśniach (i stawach) nóg.
                      Marek Baran