Justyna Luszyńska
Później będzie za późno
Siedzę na łóżku, gapię się w ekran komputera, a lewą ręką sięgam do białej torebki, w której mieści się kilka pierników z Torunia. Świeżo przywiezione, każdy w innym smaku, choć teraz już nie potrafię odróżnić który to który. Przeraźliwie słodkie, ale przecież toruńskie, więc nie będę narzekać. Wczoraj był najbrzydszy dzień w całym tygodniu, a może i dwóch, które minęły i trzech, które dopiero mają nadejść. Lało tak bardzo, że strugi wody spływały po moim czole, z włosów po karku i na plecy. Nie wzięliśmy parasola, bo telefon podpowiedział, że padać nie będzie do dwudziestej. To po co taszczyć parasol, jak ciężki i przeszkadza? Wszyscy się łapali za głowy, gdy widzieli, że my tacy bez parasola, mokrzy i jeszcze na domiar złego zadowoleni. Mój śmiech odbił się echem od kilku ścian kolorowych kamienic i mnie przestraszył. Tylko ja się śmiałam, ale nic nie szkodzi.
Dzień wcześniej powiedziałam, że duszę się w swoim mieście i bardzo bym chciała się wyrwać. Nie ma problemu, zalejemy bak do pełna i jedziemy. Pojechaliśmy więc z samego rana. Nikomu nic nie mówiliśmy. Luby kupił w piekarni bułki, a ja przytaszczyłam termos z gorącą herbatą. W Ciechocinku pobrudziliśmy buty błotem, a zapach soli był tak intensywny, że aż drapał gardło. Znaleźliśmy stoisko z tanimi pamiątkami i kupiliśmy magnesy i zakładkę do książki. Potem Toruń, Kopernik i pierniki. Wciąż padało, a zimny wiatr przedzierał się przez dziury w moim swetrze. Nie miałam ochoty narzekać, ani zaszyć się w domu. Szłam pewnie przez następne kałuże, wśród żółtych i pomarańczowych liści, które umiejętnie je maskowały. Jego buty przemokły. Nic nie szkodzi.
Kupiłam jajko z niespodzianką, chociaż moja mama wciąż powtarza, że za stara jestem na takie rzeczy. I dynię, bo przecież idzie Halloween, więc trzeba stworzyć lampion, jak co roku. Włączyliśmy płytę i samochód wypełnił się spokojnym brzmieniem moich ulubionych piosenek. Z nawiewu leciało ciepłe powietrze i otulało mnie, jednocześnie usypiając. Kątem oka zerknęłam na lubego, który nucił pod nosem i uważnie wpatrywał się w drogę przed nami. Dobrze, że jest – pomyślałam. I dobrze, że wyjechaliśmy na ten jeden dzień.
Akcja – reakcja. Gdy ktoś coś Ci proponuje, możesz się zgodzić lub odmówić. W teorii. W praktyce, życie funduje nam multum okazji do powiedzenia samemu sobie „zastanowię się nad tym”. I myślimy. Dzień, drugi, tydzień, miesiąc, trzy lata, czterdzieści, aż w końcu dociera do nas, że już raczej na lekcje gimnastyki się nie zapiszemy, bo z tym chorym biodrem, to lekarz nigdy nie pozwoli. I gimnastyka siedzi nam w głowie – najpierw w czole, potem przesuwa się do skroni, następnie na sam czubek, wywołując nieraz łysienie, w końcu na tył i albo znika, albo sami ją wymazujemy. Tak ważną myśl, która tyle czasu siedziała w najważniejszym narządzie naszego ciała! A dlaczego? Bo w wieku lat dziewiętnastu powiedzieliśmy gimnastyce, że się nad nią zastanowimy, a potem czasu na nią nie było. Zwyczajnie zabrakło czasu.
Gdyby luby powiedział mi: „zastanowię się nad tym”, zamiast: „jedźmy”, wciąż tkwiłabym w mieście i nie mogłabym sobie teraz chrupać jednego piernika za drugim, zastanawiając się, na który smak trafiłam, skoro smakuje tak samo jak poprzedni. I magnesów bym nie miała. Kilku zdjęć z głupimi minami. Nie pozwólcie, by pierniki przeszły Wam koło nosa. Podejmujcie decyzje i nie odkładajcie życia na później. Później będzie za późno.
Kilka słów o autorze: Justyna Luszyńska
„Autorka książki pod tytułem „Będę czekać całą noc”, która miała swoją premierę w październiku 2016 roku. Laureatka Ogólnopolskiego Konkursu im. Bolesława Prusa organizowanego przez miesięcznik WOBEC, potem stała autorka miesięcznika, redaktor działu prozy, a od niedawna zastępca redaktora naczelnego. Przyznano jej również nagrodę specjalną w ogólnopolskim konkursie o nazwie „Sienkiewiczki” za esej o tematyce miłosnej. Redaktor koordynator oraz dziennikarz w serwisie EYIA (EuropeanYouth Information Agency). Studentka filologii angielskiej w specjalności glottodydaktycznej.
Obecnie pracuję nad następną książką, której do romansu daleko. Trzymajcie kciuki, żeby się udało!