Coś nowego / Paweł Mańkowski

0
351
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ostatnio podjąłem decyzję o zakupie zwierzęcia domowego. Moi przyjaciele, prawdę mówiąc, odradzali mi to. „Po co ci zwierzę domowe? – mówią – Już masz teściową mieszkającą z tobą w mieszkaniu.” Ale ja jestem osobą poważną. W takim sensie, że jeśli się angażuję, to całkowicie, do końca. Zdecydowałem się najpierw dokładnie przemyśleć wybór zwierzęcia (innymi słowy, pewnego rodzaju „casting”).

Oczywiście, najpierw pomyślałem o psie. Jednak, na szczęście, jakiś czas temu wracałem z imprezy wcześniej niż zwykle (o 7 rano). I nagle widzę: facet z ogromnym psem spaceruje. Facet ma twarz tzw. wczorajszą, z uniwersalnym smutkiem w oczach, a myśli dokładnie dwie: co lepsze: rzucić się pod samochód czy pociąg? Bardzo mu się nie podobało spacerowanie rankiem, ale pies ma radosny wygląd! On rozumie, że z nich dwóch jeden pies już nie jest psem. Więc jest pełna swoboda! Radośnie patrzy na swojego właściciela, a w głowie ma jasne złe zamiary: „Ciekawe, czy teraz gdybym rzucił się za kotem, ten głupek pojechałby po błocie za mną na brzuchu, czy na zadzie?”

Tak więc zawiodłem się na psie i zacząłem myśleć o kotku. Przeczytałem w Internecie, że koty uważają swój dom za swoje terytorium i dlatego je oznaczają. Myślę, że to mi coś, jakoś dziwnie mi przypomina?! Jeszcze trochę pomyślałem. Zrozumiałem. To jest to! Teściowa! Z tym tylko, że koty zostawiają ślady wszędzie, a ona rozkłada serwetki koronkowe (zresztą do tej pory nie wiem, co jest gorsze). Myślę, że nie mogę mieć kota. Na pewno nie będzie się dogadywał z teściową. Prędzej czy później będę musiał uśpić jedno z nich.

Postanowiłem zakończyć mój wybór na świnkach morskich: jedzą siano, mieszkają w klatce i czasami wychodzą na spacery po pokoju. To po prostu ideał o którym marzę! Chciałbym wprowadzić taki sam tryb dla innych lokatorów mojego mieszkania… Dzwonię do sklepu zoologicznego, mówię: „Czy macie świnki morskie?”. A oni: „Morskich,  nie ma, ale lądowych mamy pełen sklep, zaczynając od właściciela”.

Zrozumiałem, że przez telefon nie mogę tego załatwić, więc pojechałem osobiście. Przyjeżdżam tam i… te świńskie mordki porozwieszane, jak w pomieszczeniach tych co są w dużej liczbie na paradzie równości, o nazywają się… No na „p”… To Ci… Słowa zapominałem. O! Przypomniało mi się! Policjantów. Na szczęście każda rasa jest oddzielnie powieszona i opisana. Idę wzdłuż zdjęć. Tak, sheltie – twarz nie ta, somali – sierść nie ta, crested – uszy nie te. Nagle widzę – O! To, czego potrzebuję: twarz, sierść, uszy, wszystko pasuje. Przeczytałem napis pod zdjęciem i wpadłem w osłupienie: „Główny księgowy sklepu Ewelina Wiśniewska”. Cholercia, jednak nie pasuje! 

Byłem już przy klatce ze świnkami. I wtedy sprzedawca podszedł do mnie z uśmiechem osoby, która właśnie się uwolniła od zaparcia. Nie wiem jak to lepiej wyjaśnić. Następnie powiedział: „Która się panu spodobała?” A ja nie wiedziałem jak mam mu w takim chaosie poruszających się zwierząt i zagęszczeniu pokazać mój wybór. Mówię „Tę, która jest po lewej od prawej, lekko pod czarną, ale jeszcze nie na białej. Rozumie Pan?” 

On wsadził rękę do klatki, a one przebiegłe gady (choć tak na prawdę to gryzonie), wszystkie się rozbiegły po kątach. On krzyczy „wyciągam, wyciągam, wyciągam…” z fizjonomią iluzjonisty, który od widza wziął sto złotych, zepsuł sztuczkę, a potem powiedział, że iluzja się nie udała…”wyciągam, wyciągam, wyciągnąłem!”. Był taki radosny, gdy to mówił i wtedy sobie pomyślałem, że jeśli on takie rzeczy przed swoją dziewczyną w nocy w łóżku robić będzie „wyciągam, wyciągam, wyciągam…!” Ona przez ten czas z pewnością zdąży zasnąć, przebudzić się, spakować się na oddział położniczy i urodzić, w momencie jego końcowego okrzyku „wyciągnąłem!”

Pytam go: „To chłopiec czy dziewczynka?”. On: „Zobaczymy”. I z miną znawcy patrzy między nogi świnki. Oglądał, oglądał…. Potem z pewnością stwierdził: „Chłopiec! Widać po oczach”. Ja mu na to: „Po oczach? Jak to określiłeś?!” A sam sobie myślę że stwierdzając po oczach to on jest p… To znaczy, ten co jest ich wielu na paradzie równości.

Potem wyjaśnił mi, jak dbać o tego małego świniaka: „Temperatura w pokoju 26 stopni, brak przeciągów, stale dostarczane witaminy A, B, C, D. Świeże warzywa, woda mineralna, zbilansowana dieta, pielęgnacja mokrą szczoteczką i raz w tygodniu smakołyki. W sklepie naprzeciwko sprzedają wszystko po około 70 złotych za sztukę”

Matko Święta! Kogo mi ten człowiek sprzedał?! To świnia czy peperomia tępolistna?! Jeżeli ona ma takie warunki, to ja sama przeprowadzę się do niej do klatki, a smakołyki będę jej jeść za 70 złotych, zamiast ciast od mojej teściowej!

Nie mam innego wyboru, więc przyniosłem świnię do domu, wpuściłem do klatki, a sam znów zajrzałem do Wikipedii. Sprawdzić jaki ma charakter mój podopieczny. Czytam: „Morskie świnie są miłe i roślinożerne”, więc włożyłem palec do klatki, żeby ją pogłaskać. Kiedy już wyciągałem z powrotem połowę mojego palca, pomyślałem: „Wszyscy kłamią w tej Wikipedii. Oszuści”.

Zrobiło mi się smutno. Zrozumiałem że naprawdę zajmuję się bzdurami. Lepiej mieć dziecko. Ma ono przynajmniej płeć określoną od razu. I to nie po oczach!

Paweł Mańkowski

 

Obraz wyróżniający: Kawie domowe w Santo Tomás. Cusco, Perú. Autorstwa Dtarazona – Praca własna, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=2842760

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj