Ciało (z cyklu: Alfabet artysty) / Marek Weiss-Grzesiński

0
469
Niezależnie od ogromnej wiedzy naukowej i milionów książek o tym czymś, co właśnie przebiera palcami na klawiaturze mojego kompa, pragnę wreszcie się dowiedzieć, gdzie w moim ciele mieszka dusza. Wiadomo już z pewnością, że nie w prostej pompce, jaką jest serce, ani w galaretce z neuronów pod czaszką. Tym bardziej nie błąka się w jelitach i nie kryje się w wątrobie. Uparci mędrcy z dyscyplin metafizycznych wyśmieją moje rozważania, bo przecież dusza jest bytem niematerialnym i nie musi być nigdzie zlokalizowana, ani odnaleziona przez najczulsze nawet przyrządy. Ale skoro nie można, to skąd o niej wiadomo? Ze starych książek? Pełno w nich takich żenujących bredni, że nie możemy dzisiaj bezkrytycznie przyswajać zapisane przez zacnych przodków tezy. Może z wierszy o miłości? To piękne uczucie objawiło tyle swoich dziwnych znaczeń, że nie może być panaceum na wszystkie wątpliwości. O nauczaniu Kościoła nie wspomnę z prostego odruchu przyzwoitości. Może po prostu przez tysiące lat nie mogliśmy się pogodzić, że każde JA, to tylko worek ze skóry pełen obrzydliwości. Może i jest w nim jakaś skomplikowana maszyneria biologiczna, ale przecież nasze uczucia, idee, cierpienia z powodu utraty godności, czy duma z wielkich bezinteresownych poświęceń w imię dobra, nie mogą być wynikiem trawienia, enzymów i utleniania krwi przez pracowite płuca. Miłość, która doprowadza nas do szaleństwa nie może być wynikiem pracy gruczołów płciowych i chęci powielenia DNA w jakimś dowolnie spłodzonym bobasie! A przede wszystkim ciało umiera, gnije lub usycha, spala się w piecu, lub zostaje pożarte i strawione. To nie może być finałem naszej wędrówki przez tyle lat! Jak to, tyle wysiłku, męczarni, zwycięstw i klęsk po których pozostanie tylko wątpliwa pamięć u następnych pokoleń? Dusza, gdziekolwiek i jakkolwiek funkcjonuje w moim ciele, gwarantuje nieśmiertelność mojego JA i nadzieję, że po śmierci dalej będę sobie oglądał tan świat, a może tamten świat i Pana Boga siedzącego na tronie z kimś po prawicy i lewicy? Czepiamy się więc wiary, że ona jednak istnieje i że jest indywidualna, moja własna, a nie wspólna i ogólna, jak chmura internetowa, w której zapisujemy fotki z miłych wydarzeń. Szukamy dalej śladów tej duszy w odmętach naszego ciała i wielu nawet poważnie i gruntownie wykształconych uczonych tropi działania duszy mimo rozpaczliwego podejrzenia, że nie istnieje żaden Pan Bóg siedzący na tronie. Nawet jeśli wszyscy zostaną przekonani, że jesteśmy produktem ewolucji powolnej i skomplikowanej, ale jednak rozpoczętej w gorących bajorach prehistorii, to tak jak uparci „płaskoziemcy” nieprzekonani przez Kopernika i jego następców, znajdą się tacy, co będą nauczać, że badania mikroskopowe komórek ukazujące niesamowitą złożoność procesów, jakie zachodzą w każdej z nich, są oszustwem i spiskiem szatanów mających na celu odebranie nam wiary w życie wieczne.

                                           Marek Weiss-Grzesiński

Tekst publikowany był pierwotnie na facebooku pana Marka Weiss-Grzesińskiego.              [Tu za zgodą autora ]