Po pięćdziesiątce
Po pięćdziesiątce to już z górki,
Droga się wikła, kłują osty,
Na grządkach kwitną już ogórki,
Świat co był prosty – nie jest prosty.
A dawniej tak się nam zdawało,
Gdy młodość pędem z nami biegła.
Dziś – ile życia nam zostało
Biednego, gdy ojczyzna biedna?
I nie poskarżysz się, bo komu
I cóż pomoże twoja skarga –
Zwątpienie wchodzi po kryjomu
I czujesz ciężar na swych barkach.
A inni chytrzy i podstępni
Tuczą się na twej krwi i pracy.
Oni – nieskazitelni piękni.
Widzisz, jaki ten świat sobaczy.
Cień
Uzbierałem cię z trudu
teraz cię rozsypię.
Cała jesteś ułudą
ciemną jak skrzypce.
Żal mojej ręki –
to zdmuchnięty popiół:
Ule się wyroiły
i mrówki wyszły z kopców.
Słońce jest cieniem pamięci
a śnieg jest z nieistnienia.
Chciałbym ci ten cień poświęcić,
ale nie ma już cienia.
Rejs ostateczny
Poniosło cię – Boże mój
w zadymce życia jak w śnieżnej zawiei.
Łza się zeszkliła w lodowatą perłę
i co było wiarą – teraz jest niewierne.
I co zrobisz, gdy z ciemności bestie
wynurzą się – a ty przepływając
między Scyllą a Charybdą – zadrżysz
i wypuścisz z ręki ster.
Ale ty trzymasz go mocno
w oczy patrząc nieszczęściu.
Przepłyniesz, zwyciężysz jak Odys.
Sny się rozpływają i rozpływa życie
w ciemnej rzeczywistości trwając
kurs bierz na Itakę.
Nad tobą przestwór, gwiazdy i wszechobecny Bóg.
Nie powtórzysz tej drogi nigdy – ona jest ostateczna.
Dopłyniesz do swego Pana i uklękniesz w prochu..
Mieczysław Czychowski
[Powyższe wiersze publikowane są tu za „Autografem” nr 2 (30) z 1996 roku, wcześniej publikowane były w „Pracowni” nr 11 z 1993 roku.]