Justyna Luszyńska: Maliko, jesteś człowiekiem-słowem. Muszę przyznać, że podczas czytania Twojego biogramu to była pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy. Za Tobą wiele publikacji – w magazynach, ale przecież nie tylko. Powstają książki. Twój tom poetycki „Każdy ma jakiś problem” jest jeszcze ciepły – premiera miała miejsce dopiero co, przed chwilą.
Malika Tomkiel: Coś w tym jest, że lubię o sobie mówić, że jestem kobietą, która waży słowa. To szczególnie zabawne, gdy pomyśli się o tym, że moja pierwsza książka („Biel Kości”), ale i prace uniwersyteckie były na temat zaburzeń odżywiania i reportaży, rozmów dookoła tego. Tak, lepiej ważyć słowa niż maniakalnie swoje ciało. Ważę słowa od lat i dobrze mi z tym – lawiruję pomiędzy prasą, książkami a nawet marketingiem i deskami teatru – każda z tych rzeczy charakteryzuje się zupełnie innym pisaniem i wrażliwością. Po wielu próbach czuję jednak, że eseje, felietony i poezja to to, co czuję najbardziej.
Sama mówisz, że Twój nowy tom poetycki to dzieło, w którym nie ma tematów tabu. Nie boisz się mówić o rzeczach ważnych – o tym, co ludzie lubią czasem przemilczeć.
Wiesz, chciałabym myśleć o tym w sposób, że jeśli ludzie mogą coś przemilczeć, to pióro i papier mogą to unieść. Sama jestem z osób, które często mimo uznawania szczerości totalnej mają trudność z powiedzeniem pewnych rzeczy. Są cicho. Często to właśnie słowo pisane pozwala nam na więcej – również dlatego, że możemy na to spojrzeć, ocenić, poprawić, zamazać. Słowo mówione trudniej wygumkować. Nie oznacza to jednak, że powinniśmy siedzieć cicho. Nic z tych rzeczy. Uważam, że społeczeństwo jest coraz bardziej gotowe na to, by poruszać tematy trudne: choroby, adopcji, braku akceptacji, wykluczenia. To jest nasze, ludzkie.
W tym miejscu nasuwa mi się bardzo ważne pytanie: pisanie o sprawach drażliwych, zamiatanych przez społeczeństwo pod dywan, wymaga odwagi. Choć właśnie – może to być odczucie subiektywne, bo mi nie przychodzi to z łatwością. Jak jest z Tobą? Czy od początku swojej pisarskiej drogi wiedziałaś, że w swojej twórczości chcesz się mierzyć właśnie z taką tematyką? Czy był to proces?
Był to proces. Zaczynałam od gazetek promocyjnych, małych artykułów pod SEO, działów kultury czy sztuki, redakcji szkolnych i uniwersyteckich gazetek aż po bycie naczelną w prasie. Każdy kolejny tekst budzi w pisarzu bądź dziennikarzu większą świadomość – tu chcę iść, a z tej drogi schodzę. Z drugiej strony szybko dostrzegłam, że kręci mnie rozmawianie z ludźmi. Mamy wybór: podczas wywiadu możesz zapytać drugiego człowieka o ulubione danie na obiad, a możesz zajrzeć nieco głębiej i zobaczyć co kryje się za daną odpowiedzią. Możesz napisać książkę dającą do myślenia, by płynące w niej słowa wpływały na czytelnika i otworzyły mu percepcję na pewne sprawy, a możesz stworzyć taką, która po będzie po prostu „miłą lekturą”. To też jest ok, ale wybieram pierwszą opcję chociaż często bardziej swędzi.
Powiedz, czym jest dla Ciebie Twoja najnowsza publikacja? Kiedy patrzysz na tę książkę, gdy trzymasz ją w dłoniach – co czujesz? Jakie emocje Ci towarzyszą, gdy myślisz o tym, co zawarłaś w tym tomie poetyckim?
Ta publikacja jest mną. Jest też moimi bliskimi, historią, którą nieśli przez lata. Jest moim psem, kotem, obrazem za oknem. Jest islandzkimi kucami, owcami i placem w Wiedniu, gdzie zwierzałam się przyjaciółce. Jest też porodówką, której nie doświadczyłam i onkologią, której doświadczyłam. Jest też szpitalem psychiatrycznym, kwiaciarnią i pewnym wyobrażeniem, które nie istnieje. Czuję wdzięczność.
A jakie emocje chcesz wzbudzić w czytelnikach? Jak chciałabyś, by odbierali Twoją twórczość i co z niej wynieśli?
Chciałabym wzbudzić zatrzymanie. Myślę o czytelnikach i czytelniczkach, jak o sobie samej. Ja sama lubię smakować książki i litery – nawet ajuwerdyjska lekarka powiedziała mi, że rytm jest dla mnie wszystkim. Jeśli ktokolwiek czytając moją twórczość podkreśli w swoim umyśle jakiś wers, to będę szczęśliwa. Niech to będzie słodkie i gorzkie równocześnie. Może być też niewygodne i sprawić, że ktoś zapragnie gdzieś poluzować. Często swoim odbiorcom i odbiorczyniom piszę w dedykacji słowo „oddychaj”. Niech oddychają głęboko, po prostu.
Emocje. Słowa wzbudzają w ludziach emocje. Myślę, że właśnie to jest najważniejsze dla twórców – żeby ich dzieła były dla odbiorców nieobojętne. Nie wiem, jak Ty to widzisz, ale mnie się wydaje, że czytelnicy szukają w słowach pisarzy i pisarek odbicia ich samych, tego, z czym się mierzą i co ich boli. Pragną mieć na papierze dowód, że nie tylko oni tak mają. Szukają zrozumienia.
Szukają identyfikacji ze znanym, ale i z nieznanym, tak.
Czy Ty również szukałaś tego, gdy zaczynałaś swoją poetycką podróż? Kochałaś poezję już wcześniej, czy najpierw chwyciłaś pióro, a ta miłość przyszła później? Od czego to wszystko się zaczęło?
Miałam 12 albo 13 lat, gdy wydałam pierwszy tom poezji. Miał tytuł „Porcelana”, na okładce były moje zielone glany, a całość była o niespełnionej, szkolnej miłości. Wychodzi więc na to, że faktycznie pisałam od podstawówki i ktoś to dostrzegał. Pamiętam, że bardzo się cieszyłam, bo moja wspaniała polonistka postawiła mi 6 z j.polskiego i mogłam czytać książki pod ławką. Potem długo nie pisałam aż do czasów licealnych, bo kręciła mnie neurobiologia, mózg, psychiatria – chyba to nakreśliło to, co poruszam w swoich książkach teraz. W końcu na okładce tomu poezji są ryciny neuronów.
Czy jest ktoś, czyja twórczość Cię inspiruje? Mnie zawsze to pytanie peszy, ponieważ są dzieła, które kocham, ale niekoniecznie konkretni twórcy. Jak jest z Tobą?
Virginia Woolf (w szczególności jej „Fale” i w ogóle literatura brytyjska tamtego okresu, Susan Sontag, T.S Elliot i jego „Ziemia Jałowa” (szczególnie czytana w kawiarni w Oxfordzie), Myśliwiecki. Daj mi leksykon literatury brytyjskiej a przepadnę. Pamiętam, że swego czasu mocno inspirowała mnie też Brach-Czaina i jej „Szczeliny Istnienia”. A! Ukłony dla mojego redaktora tomu, Piotra i polskiego poety Julka Rosińskiego – ich twórczość i osobowość mnie inspirują (chociaż pewnie nigdy tego nie przeczytają).
Gdybyś była wierszem – to jakim?
białym (pisownia nieprzypadkowa)
I nie mogłabym nie spytać – wiele osób twierdzi, że ludzie już nie czytają poezji. W ogóle się z tym nie zgadzam, ale jakie tam mam w tej materii doświadczenie! Znikome. Dlatego spytam u źródła: czytają?
Jak widać po sprzedającym się tomie, tak – ale wciąż niewiele. Nie jest to kryminał ani pikantny romans, które wiodą prym. To bardzo hermetyczna ścieżka. Rynek książki w Polsce nie jest taki jak się wydaje i zdecydowanie za bardzo romantyzujemy zawód pisarza.
Maliko, zajmujesz się również organizowaniem kursów pisarskich, a także prowadzisz autorów przez ich proces wydawniczy. Masz kontakt z początkującymi osobami piszącymi. Napisanie książki i wydanie jej to wymagająca praca, dlatego wiele osób rezygnuje już na starcie – nie kończą książek, poddają się po kilku odmownych odpowiedziach od wydawnictw.
To wszystko co mówisz jest prawdą. Ostatnio razem z Mariką Krajniewską rozpoczęłyśmy, po wielu rozmowach, kawach i dyskusjach, ponad trzymiesięczny kurs pisarski pt. „Świadomie i z sensem”. Wszystko po to, by przekazać naszym kursantom i kursantom wiedzę, którą nabyłyśmy wydając, redagując książki innych osób, ale i swoje. Rzecz w tym, by, jak wskazuje nazwa, „świadomie” poruszać się po rynku i kartkach swoich dzieł/powieści – cokolwiek piszemy. Trudno wejść do jakiejkolwiek branży bez jej znajomości. Trudno nie odczuwać frystracji, gdy nie zna się siebie: swoich mocnych stron, słabych. Wiesz, są pisarze i pisarki, które świetnie piszą, ale przenigdy nie będą odpowiednimi osobami do tego, by wystąpić na wieczorze autorskim bądź by podołać z selfpublishigiem. Grunt, by znaleźć niszę dla siebie, zyskać pewność siebie i nie zniechęcać się. Czasem też oczywiście trzeba odpuścić i zrozumieć, że to, że mama bądź dziadek mówili nam, że wspaniale piszemy i możemy wszystko nie oznacza, że możemy – wiara w siebie to jedno, ciężka praca i realia to drugie. Warto mówić o tym, że rynek jest przepełniony modami. Jest też zwyczajnie brutalny.
Z perspektywy kogoś, kto prowadzi takie osoby do celu – o czym powinna wiedzieć osoba, która chce napisać i wydać książkę? O czym nigdy nie zapominać?
Powiedziałabym, że o sobie. Wróćmy tu do wspomnianej „mody”. Na rynku wydawniczym jest… dajmy na to… moda na książki świadomościowe: jak żyć lepiej, wolniej, szybciej, medytować na sto sposobów i jeść odpowiedni rodzaj sałaty. Jeśli chcemy odnieść sukces, ale nie mamy pojęcia o danym temacie, to to będzie wyczuwalne i Czytelnik bądź Czytelniczka to odczują. Grunt to znaleźć swoją niszę. Zrozumieć, że to co widzimy w mediach to są jakieś złote strzały, konkretne nazwiska wypracowywane przez lata i warto zacząć od tego, by najpierw zaznajomić się ze swoimi tzw. „skillami”, dobrymi i złymi stronami, tematami które mnie interesują. Z rzeczy praktycznych to zdecydowanie warto wiedzieć jak wyglądają umowy wydawnicze, czego możemy oczekiwać od wydawcy, na co uważać i jak wygląda sam proces powstawania książki. Zabawnie byłoby piec sernik widząc tylko końcowe zdjęcie ładnie ułożonych brzoskwiń, ale bez zupełnego pojęcia z jakich składników się składa, ile czasu zajmuje pieczenie, mieszanie składników. Jaką słodycz chcemy uzyskać?
Opowiedz nam troszkę o swoim procesie twórczym. Jak swoje dzieła tworzy Malika Tomkiel?
Pierwsza myśl „o dżizas”, tak się czasem myśli, nie? Żartuję oczywiście. Jako, że zaczynałam od dziennikarstwa, to bardzo szybko zauważyłam, że nie umiem pisać o czymś co mnie nie interesuje. To musi być zajawka, coś co mnie kręci – prywatnie, zawodowo na danym etapie życia. Ponoć zawsze piszemy o sobie i… ja się z tym zgadzam. Nawet jeśli nie w bezpośredni sposób, to jest to odzew naszej wrażliwości, historii bądź koneksji. Coś „do czego woła”. W głowie rodzi się więc temat. Tylko on nie rodzi się dzień, dwa przez rozpoczęciem pisania. Myślę, że on rodzi się raczej rok, dwa, trzy wcześniej, gdy chodzimy na spacer, biegamy, rozmawiamy. Książka to chyba efekt finalny przelania tego na przysłowiowy papier. Ja więc chodzę, biegam (dużo biegam), praktykuję jogę, obserwuję ludzi, głaszczę psa, płaczę, śmieję się, a potem to chyba wychodzi. Jest to też rzemiosło – im więcej czytam i rozmawiam, czerpię od innych, to czuję jak rozwija się mój język i przekłada się na literackie nastroje. Mąż się śmieje, bo z poezją jest tak, że jak ktoś mi mówi „ale to dobre”, to ja odpowiadam „boże, pisałam to 5 minut pod śmietnikiem, weź przestań…”, ale taka prawda – kiedyś w wywiadzie Paulina Młynarska powiedziała mi, że to jest jakaś totalna, nieistniejąca utopia, że muza spływa z nieba na wakacjach na Malediwach w hotelu i wtedy, gdy podają nam śniadanie do łóżka. Bzdura. Czasem tak jest, owszem, ale nie stać mnie na Malediwy. Piszę w wolnych chwilach, rutynowo, gdzie popadnie. Gdybym czekała na wakacje all inclusive, to prawdopodobnie nigdy bym nic nie napisała, bo nie jeżdżę na all inclusive.
A teraz pozwól, że zadam Ci ostatnie pytanie, którego nie mogłoby zabraknąć – co daje Ci pisanie? Czym ono dla Ciebie jest?
Oddech. Zdecydowanie. Chyba mówiłam już wcześniej o oddechu. Uwielbiam to uczucie, gdy napiszę coś i poczuję przypływające szczęście. Wtedy wiem, że to jest to i dzień staje się zwyczajnie lepszy. Czasem pisanie pokazuje mi coś, co jest zakorzenione głęboko we mnie. Sama siebie zaskakuję, bo nie do końca rozumiem jak to się dzieje, że biegam po lesie i nagle w mojej głowie pojawiają się konkretne wersy/wstęp do eseju na temat cierpienia ludzi podczas wojny. Przecież nie myślę o tym, nie rozmawiam o tym z mężem przy kolacji, dlaczego więc to wyrzuca mi podświadomość? Pisanie daje do myślenia i pokazuje to, co jest naprawdę głęboko.