Moje drugie „spotkanie” z zawodem galerysty łączy się z moim udziałem w Zarządzie GTPS w drugiej dekadzie lat dziewięćdziesiątych. Wspominam te czasy z rozrzewnieniem, nigdy chyba wcześniej, a i później nie byłem aż tak aktywnym. Praca zawodowa i związane z nią bardzo częste wyjazdy do Hamburga, wydawanie i współredagowanie z Andrzejem Waśkiewiczem „Autografu”, częste wizyty w Warszawie, gdzie w ówczesnym klubie „Remont” moi przyjaciele z czasów studenckich w Lublinie, Cezary Staniszewski i Andrzej Mitan grali dość ważne role, a przy tym własna aktywność twórcza. W 1996 roku wróciłem również do pracy w szkole.
Wznawiając „Autograf” postanowiłem, że każdy z kolejnych numerów poświęcony będzie jednemu, wybranemu twórcy. Niestety, biorąc pod uwagę stosunkowo niewielką aktywność intelektualną i artystyczną ówczesnego gdańskiego środowiska przyjąłem dla tego pisma cykl dwumiesięczny. Wydawać może się to nieprawdopodobnym, ale środowisko gdańskie nie było wówczas w stanie wykrzesać z siebie wiele więcej. Co ciekawe, „Autograf” pozostał dwumiesięcznikiem aż do 2020 roku. To smutne, ale taka jest prawda.
Wbrew zadowoleniu z siebie wielu gdańskich urzędników musimy stwierdzić, że sytuacja naszego środowiska wcale nie uległa poprawie. W 1980 roku publikowałem w „Dzienniku Batyckim” artykuł „Spotkania Jesienne z importu” wskazując na to, że potencjał artystyczny Pomorza jest zbyt mały, by wypełnić interesującym programem nawet taką imprezę. Kilka lat później wraz z Jackiem Kotlicą starliśmy się z jednym z gdańskich dziennikarzy, który twierdził (w artykule „Ktoś musi to powiedzieć”), że środowiska gdańskiego nie stać na tworzenie własnego pisma artystycznego, jest na to zbyt słabe. Polemizując z nim wskazywaliśmy z Jackiem, że właśnie z tego powodu takowe pismo powstać powinno, że przyszłym twórcom powinniśmy dać możliwość debiutu, zaistnienia. Jak jest obecnie? Polecam rozejrzenie się wokół siebie.
To właśnie w związku z „Autografem” przejąłem wówczas wpływy w GTPS-ie w Galerii PUNKT. Galeria naszego Stowarzyszenia funkcjonowała na zasadzie „wernisażowej”. Już następnego dnia po wernisażu odwiedzało ją naprawdę niewielu gości. Czasami tylko jakiś autor wystawianych dzieł zapraszał do niej swoich znajomych. Zaproponowałem zmianę, zbliżał się sezon turystyczny i postanowiłem, że w tym czasie spróbuję prowadzić w PUNK-cie działalność komercyjną. Cóż, każdy ma prawo do naiwności, do błędów. Od połowy czerwca zatrudniłem w Galerii PUNKT (na własny koszt) nawet pracownicę. Córka koleżanki, malarki, studiująca w Warszawie filozofię, chciała dorobić…
Galeria PUNKT mieści się w budynku GTPS-u w centrum miasta, kilkadziesiąt metrów od Ratusza, za Dworem Arysa… No właśnie… kilkadziesiąt metrów od…, za… To wielka różnica. W handlu liczy się nawet kilka, a co dopiero kilkadziesiąt metrów. Galeria była na drugim piętrze, z ulicy nie sposób było dostrzec jej wnętrza… To kolejny czynnik. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jak wiele elementów trzeba brać pod uwagę planując interes… o choćby i tradycja. Przyzwyczaić innych do odwiedzania miejsca, które funkcjonowało wcześniej według innych zasad wymaga długiego czasu, strategii… W tym wypadku mówimy zresztą o rynku bardzo trudnym, o sztuce. Rynku, który – po czasach wojennych (mimo, że minęło od wojny wówczas już ponad czterdzieści lat) – praktycznie nie istniał.
Przekonał się o tym inny galerysta, który w tym samym mniej więcej czasie zorganizował w Gdańsku pierwsze aukcje dzieł sztuki. Plany jego również spotkały się z całkowitym niepowodzeniem. Nie była sukcesem finansowym również działalność wspomnianego w poprzednim artykule Mieczysława Preissa, który – jak pisałem – szukał klienteli nawet na rynku niemieckim.
Moja próba komercjalizacji działalności Galerii PUNKT zakończyła się fiaskiem. W sezonie galerię odwiedzało nawet mniej ludzi. Wielu Gdańszczan przecież wyjechało na wakacje, a próby dotarcia do turystów okazały się zbyt trudne, zbyt kosztowne. Po dwóch miesiącach musiałem zwolnic swoją „pracownicę”.
By jednak nie popaść w pełny pesymizm postanowiłem wspomnieć tu o ważnym związanym z tamtym okresem wydarzeniu. Prowadząc Galerię PUNKT organizowałem kilka wystaw gdańskich artystów. Pomyślałem jednak, że aby umożliwić w przyszłości wystawy miejscowych twórców w głębi Polski, należy organizować w Gdańsku wystawy twórców spoza naszego środowiska.
Jak wspominałem powyżej miałem wówczas (a właściwie już od końca lat siedemdziesiątych) kontakt z klubem „Riwiera-Remont” w Warszawie. Wokół tego klubu skupiali się czołowi intelektualiści: prof. Maria Szyszkowska, prof. Kazimierz Dąbrowski, prof. Artur Sandauer. W 1996 roku prof. Artur Sandauer, wybitny tłumacz i krytyk literacki już nie żył, ale, przez mego przyjaciela Cezarego Satniszewskiego, poznałem jego syna Adama. Wraz z Cezarym bywałem (nocowałem) nawet w ich mieszkaniu i w ten sposób poznałem również mamę Adama, Erne Rosenstein. To wielka polska malarska o żydowskich wiedeńsko-lwowskich korzeniach, członek-założyciel Szkoły Krakowskiej. Poznałem panią Erne bardzo późno, bo dopiero w 1995 roku. Bywając wówczas często w Warszawie zdarzało mi się czasami nocować u Adama, często wspólnym gościem w jego mieszkaniu bywał wówczas i Cezary. Zdarzało się, że razem z panią Erne i Adamem jadaliśmy u nich śniadanie, czasami spotykaliśmy się przy kawie. Pani Erne była kobietą niezwykle aktywną, to ona prowadziła dom, mimo wieku wciąż była bardzo sprawna intelektualnie, a i fizycznie. Niewielu spotkałem w swoim życiu tak mądrych ludzi. Bywało, że grywaliśmy, z jej inicjatywy, w kalambury. W czasie jednej z wizyt zaproponowałem jej zorganizowanie jej wystawy w Gdańsku. Jakiś czas wybieraliśmy prace. W jej pracowni były ich setki, może tysiące. Sporządziliśmy listę, załadowałem wybrane prace do swego Ducato i wróciłem do Gdańska. Wystawa miała miejsce jesienią 1996 roku i cieszyła się sporym zainteresowaniem, poświęciłem pani Erne też jeden z numerów „Autografu”, który wzbogaciłem jej wierszami.
Wystawa nie miała celu komercyjnego i oczywiście nie sprzedałem żadnej pracy pani Erne Rosenstein, nie taki był jej cel, nie ustalaliśmy nawet cen obrazów. Było to jednak, w mojej ocenie, jedno z ważniejszych wydarzeń artystycznych Gdańska końca XX wieku, jak zresztą i inne inicjatywy GTPS-u z tamtego okresu.
Erne Rosenstein – wiersze
Ślini się ślicznie nielogicznie Gdańsk to asonans z kontredansa. Wszystko się zmieści tańcem bez treści. Kręcą się bajki z czerezwieczajki. Dymią z kominów fajki – fufajki. Grają fruwają złote anioły. Lecą do góry bzdury fryzury. Grają grajdoły śmieją się stoły. Słuchaj jak chucha ucho do ucha Może się słowo wydmucha? Wezwanie Śpiewają bańki mydlane w więzieniach. Chcą mówić słowa. Nie mają ust. Rano Dzień mnie obudził. Drzewa palcami liści uderzają w niebo. Ślady obrazów lecą po ścianach. Rzeka. Z samego siebie śmieje się echo snu. Leżę… Czekam… Rozebrana… Było? Jest? Palą się wszystkie nazwiska. Z ogniska lecą płomienie. Smaży się cisza. Noc krzyczy. Lecą i jarzą się cienie. W zegarach stukają wieki. Dosypują się chwile. Ma samym dnie kamienie. Szparami krew z nich tryska w ciemny ten rów. Zamkną się wszystkie powieki. Nie usłyszy już nikt. Nic nie ma. Kręci się… Stoi ziemia… Znikł ogień. Dymią korzenie. Zegar minuty liczy znów. Którędy? Stuka mi serce. Chce wyjść z więzienia. Piersi zamknięte. Nie ma drzwi. Wypowiedź W głowie mej bije zegar. W ustach nagrana płyta. Jestem modelka z witryny. Obywatelka wszechświata. Herb mój z Euromaszyny. Sztandary w hiperplakatach. Noc Zamknij oczy. Uśmiechnij się z za grobu. Już jesteś Mona Lisa we śnie. Lunął deszcz. Dreszczem śniegu ruszyłaś w powietrze. Bądź teraz w sobie. Rozłóż skrzydła szeroko. Twe oczy fruną jak Miro. Jesteś światłem i błyskawicą. Bądź dno bez dna. Idź głęboko bardzo ciemną i ciepłą ulicą… Dokąd? Gdzie jeszcze?
Rrna Rosenstein – urodziła się 17 maja 1913 roku we Lwowie. Studiowała w wiedeńskiej (1933-1934) i krakowskiej (1935-1937) Akademii Sztuk Pięknych. Związana z lewicą społeczną (MOPR, Wiener Jungarbeiter, KZMP) i awangardą artystyczną. Członek-założyciel reaktywowanego po wojnie stowarzyszenia artystycznego „Grupa Krakowska). W latach 1950-1955 nie wystawiała. Do działalności wystawienniczej powróciła w roku 1955 w zbiorowej wystawie „Grupy Krakowskiej”. Wystawiała w większości miast polskich, miała też liczne wystawy za granicą, w krajach europejskich, w USA, a także w Japonii, Brazylii, Izraelu, Syrii, Egipcie, Maroku. Jest laureatką Nagrody Krytyki im. C. K. Norwida (1976), a także nagród festiwalowych (m.in. Festiwalu Współczesnego Malarstwa Polskiego w Szczecinie, 1964, zielonogórskiego Złotego Grona, 1965, 1969). Uprawiała malarstwo sztalugowe, rysunek. Poetka, autorka czterech książek.
ErnaRosenstein,Kompozycja,CyfroweMuzeumNarodowewWarszawie
Erna Rosenstein, _Masakra Żydów_, Muzeum Narodowe w Poznaniu jpg 2
Obraz wyróżniający: Erna Rosenstein, Bez tytułu, 1947