Wiersze / Maciej Bieszczad

0
1439
Wielcy metafizycy

 

Żaden się nie wyrywał niewielu chciało
zostać posiadaczami prawdy
Jeśli o czymś marzyli
to niemetafizycznie

Wzbraniali się wskazywani
przez anioła palcem albo wracali
do starych i wypróbowanych zajęć
albo odpływali do Tarszyszu

Co za jednomyślność
jak zastanawiająco byli
ze sobą zgodni: Nie znam się na tym
nie jestem tego wart

Ruchome sny

Gwiazda o sześciu ramionach
Połyka galaktyki

Pociąg wtacza się na peron
Pusty i połyskliwy

Jak wypatroszona ryba
Wpada do rozgrzanej puszki

Za ścianą w poczekalni
Otwarte gardła i krtanie

Szpalery łóżek ustawionych
W równych odstępach

Budzą cię bliscy zmarli
Połóż palec na ustach

Nikomu nie jest potrzebna
Twoja lotna puenta

Urywają się oddechy
Miasta przykrywają płótnem

Albo prorokujesz
Albo nic nie mówisz

Koniec

Bezczelny z niego typ, autentyczny
czarny charakter – rozsiada się między

świętującymi. Jednym słowem unieważnia
teologię. Ogłusza, aczkolwiek nie jest

wrzaskiem. Zwala z nóg, choć pośledni
z niego siłacz. Zjawi się, gdy coś się zaczyna.

Dolorem

Kiedyś zapytałem,
co ją rozwesela.
W odpowiedzi wymieniła
listę potrzeb: wczasy
w egzotycznych krajach,
ekskluzywne
meble do mieszkania
kupionego za gotówkę
nad Oceanem Spokojnym.
– Wygrzewałabym się
w słońcu, przynosiłbyś mi
lampki szampana,
rozbijałbyś je
o przybrzeżne głazy,
przykrywałby nas
ciepłe fale – mówiła
przed zaśnięciem.
Ani słowem
nie wspomniała
o otarciu łez.
Przyklejała sobie
powiększające się
bruzdy na czole
i wypadające włosy.
Nieudolnie podszywała się
pode mnie.
Raz przyjrzałem jej się z bliska.
Moja rozpacz
miała twarz chochlika.
W świetle neonu reklamy
pralni miejskiej
rzeczywiście nie była mną.
Gdy wchodziłem po schodach
do mieszkania,
naśladowała mój
ociężały chód.
Musiałem siłą
wypychać ją z łóżka.
Nigdy dotąd
nie spotkałem kogoś
równie natarczywego.

Duch

Straszyli mnie Tobą w domach ciotek i dalekich krewnych.
Zionąłeś ogniem jak dwugłowy smok w snach dziecka.

Kolejno spadały obrazy, drzwi zamykały się same,
Dało się słyszeć nieregularne pukanie w zegarach i szafach

Kwadrans po pierwszej w nocy. Przez Ciebie bałem się wyjść
Spod łóżka. Po dziś dzień ogłaszasz bezchmurne lato

I rok pokoju. Jesteś uśmiechniętym chłopcem o oliwkowej
Karnacji, skrywasz w dłoni błękitny kamyk. Możesz być

I nie być. Nie dotyczą Cię miary i skale. Autorze Canis Majoris –
Największej spośród odkrytych dotąd gwiazd – oddaj sierotom

Ich rodziców, pozwól nam biegle władać językami miłości.

Przed wejściem do tunelu

Na końcu poręczy odstąpił ode mnie strach,
Niezdolny już dowieść swych racji.

                 Maciej Bieszczad
Maciej Bieszczad – ur. 12.06.1978 w Wieluniu. Poeta i prozaik.
Wiersze publikował w czasopismach literackich: „Tygiel Kultury”, „Pogranicza”, „Nowa Okolica Poetów”, „Kresy”, „Akcent”, „Fraza”, „Arterie”, „Migotania”, „Nowy Napis”, „Topos”, „Czas Literatury”, „Śląsk” i „Twórczość”.
Wydał zbiory poezji: Elipsa (2010), Okolice Gerazy (2012), Arnion (2014), Pogrzeby wróbli (2017), Kołatanie (2019), Niteczka (2020), wybór wierszy Kroki (2021) oraz tom opowiadań Ulewa (2020).
Jest dwukrotnym stypendystą Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w dziedzinie literatury (2017,2022), laureatem konkursów: VII Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego Złoty Środek Poezji na najlepszy poetycki debiut książkowy roku 2010 za tom Elipsa (2011) oraz XI Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Rainera Marii Rilkego (2017). Niteczka została nominowana do Nagrody poetyckiej KOS im. Kazimierza Hoffmana za najlepszy tom wierszy 2020 roku i wyróżniona Nagrodą Literacką im. ks. Jana Twardowskiego.
Należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich Oddział Kraków.