Ludwik Filip Czech
Dar Poezja jest kłopotliwym darem Kiedy spływa na człowieka Zamiast robić coś pożytecznego Siada i zaczyna pisać A skutki tego są mizerne Czasami wierszyk w gazecie Czasami książeczka Recenzja na jeden akapit A wszystko to za późno I jeszcze to poczucie straty czasu Bo kiedy pisze się wiersz To myśli się że powinno prozę I psia krew Na odwrót Można oczywiście rzucić to wszystko Ale zaraz powiedzą że człowiek się skończył Przypomną mu złe towarzystwo Kurestwo i alkohole A zresztą co innego potrafi poeta Prócz wymyślania wieczorów autorskich Na których odpowiada błyskotliwie Na głupie pytania Więc chcąc nie chcąc robi herbatę Wyłącza telewizor Bierze kartkę I dalej jedzie z tym koksem
Ciotka Baśka Ciotka Baśka zawsze nam mówiła Że chce być zjedzona przez Dzikie zwierzęta Wrzućcie mnie po śmierci Do klatki lwa W Zoo Nie chcę do skrzynki I żadnej defilady z trupem Grzebania w szeregu Ma być ze mnie uczta Zabawa kosteczkami Pochowaliśmy ją zwyczajnie Na katolickim cmentarzu Przycisnęli marmurową płytą Pod majowym głogiem Ale wcześniej umyliśmy Ubrali I na wszelki wypadek Skrępowali Różańcem
Kusza Miło jest obudzić się W środku nocy Zrobić małą kawę Zapalić papierosa Wrócić pamięcią Do przerwanego snu W którym chodzisz Uliczkami egzotycznego Bazaru Gdzie mirra kadzidło I złoto Żeby kupić kuszę Miło jest potem Zapisać to w zeszycie Zeszyt położyć Przy łóżku Zdjąć okulary I resztę nocy zgadywać Do bladego świtu Po jaki chuj Potrzebna była ci Ta kusza
Kwarantanna Moja matka cały dzień Siedzi przed telewizorem Przegląda gazety Czyta w tablecie O zarazie Jestem już stara mówi I teraz bez twojej pomocy Nie dam sobie rady Dlatego na miłość boską - W autobusie Tramwaju W sklepie Nie smarkaj Nie kasłaj Nie oddychaj Duś to w sobie Bo cię zamkną
Nożyk Po śmierci ciotki Baśki Odziedziczyłem nożyk Do listów Ten sam Który dałem jej 40 lat wcześniej Teraz do mnie wrócił Nawet nie próbuję zgadywać Ile przez ten czas otworzył kopert Ile wypadło z nich listów Zapewnień o miłości Dowodów zdrad Ile zwykłych rachunków Być może dawniej Kiedy książki były jeszcze tajemnicą Rozcinała nim ich kartki A może po prostu Służył jej za śrubokręt Albo wykałaczkę Tylko on to wie Teraz leży na moim biurku Obok okularów i ołówków I jak każdy nożyk do listów Milczy Trochę żałobnie Trochę sekretnie
Poczekaj Jeszcze o tym nie pisz Poczekaj To wszystko nadal się dzieje Niech się skończy Niech kurz opadnie mgły się rozwieją Porozrzucane Niech się ułoży Kiedyś znowu wszystko Stanie w miejscu Zbierze siły I zacznie opowiadać Swoją historię Wtedy ty zacznij pisać I opowiedz własną
Taktyka Koledzy z mojej klasy Żeby zwrócić na siebie uwagę Pani od polskiego Wiercili się w ławkach Stroili małpie miny Albo głośno czkali Ja nie miałem tej odwagi Dlatego chcąc się przypomnieć Robiłem celowo W najprostszym dyktandzie Ortograficzny błąd
To Nigdy tego nie opowiem Nigdy nie opiszę To nie znajdzie się W żadnym moim Wierszu Chociaż wyrywa się Prosi Skamle Przybiera kuszące formy Pokazując że jest Gotowe Ale nigdy nie będzie Gdyby tylko mogło Wyskoczyć ze mnie Stanęłoby w otwartym oknie I zaczęło krzyczeć
Obraz Luisella Planeta Leoni z Pixabay