Horyzont zderzeń
Odkąd mnie pamięć rozpiera,
zawsze było mnie więcej niż mniej,
ale to chyba mija. Pomiędzy Chełmskiem
Śląskim a Łączną ginie mi z oczu
horyzont, którego do dzisiaj trzyma się
życie, choć z drugiej strony otwiera
się coś, czego wcześniej nie było:
do mięśni i ścięgien lepi się oddech
i krew nie ustaje w wysiłkach,
by zmieść ciało z powierzchni,
pokonać opór Zaworów,
przedostać się
w głąb.
Trzask kości
Nie wiem, może coś jeszcze bąknę
na suchy trzask łamanych kości. Na zew
wietrzejących ran. A może siądę na kole
tej płochej Pani od Strat i powłóczę się
trochę po mieście, złożonym z poręb,
przerębli i mchów. W Dobromyślu
lub Suchołęce wdepnę na chwilę do ruin
kaplicy, gdzie między jednym oddechem
a drugim wyzbędę się resztek dusznicy
pamięci, skoro jest post, kryzys lub Bóg
wie co. Zawsze jest dobra okazja, aby coś
zyskać na starcie lub stracić. Na mecie
mieć suchy pysk.
Żałobnik
Wiecznie, wiecznie zakochany
wychodzi ze mnie żałobnik. Wraca
do siebie, ale nie wróci. Jeżeli coś
mówi do wewnątrz pod Chełmskiem
Śląskim lub Suchołęką (gdzieś przecież
musi), to bynajmniej nie po to, aby
wszyscy słyszeli ten szum między
jedną falą a drugą. Z drugiej strony
i ręki chciałby im wcisnąć samo
to zakłócenie, ale nie wciska.
Nikogo takiego nie struga. Mowa
to pszczeli kit, a życie to mączka
i wodne szkło.
Chełmski aniołek
A od dziewczyn z Koła Gospodyń
Wiejskich z Chełmska Śląskiego
przywiozłem dla Ciebie lnianego
aniołka. Pamiętaj, aniołku, aby anielski
dzień chełmski raz w roku święcić
siarczystym polibkiem. Może być
mailem albo, jak wolisz, przez mamy
zimny policzek. Jej też powiedz
ode mnie, że wszystkie najlepsze
z tych cierpkich wiersze to przez nią.
Bogu nic nie mów, a wracaj szybko.
To nie jest miejsce dla takich boskich
istotek jak Ty, zanim do tego
dorośniesz. Zanim Cię Twoja
dziecięca anielskość o głowę
przerośnie jak Nic.
Grzegorz Tomicki