Danuta Sułkowska – pisarka, krytyk literacki; autorka 5 tomów wierszy, aforyzmów i sarkazmów, 2 powieści, książki popularnonaukowej. Liczne publikacje w prasie literackiej i innej. Mieszka w Starym Sączu.
Danuta Sułkowska
* * *
poeta nie powinien
robić zakupów
śmiesznie wygląda
ulubieniec muz
badający podejrzliwie
świeżość salcesonu
albo kiedy
z ciężką torbą w ręce
wlecze się posapując
zamiast szybować
na lotnym pegazie
poeta nie powinien
mieć kataru
ani krosty na nosie
wyobraźcie sobie
taki nos
w spiżu
albo w marmurze
Mapa rzeki
moja rzeka nie pozwala się opisać
wczoraj odkryłam wir na miejscu
przedwczorajszej mielizny
naniosłam zmiany na mapie
tak zmiany bo było ich więcej
naprzeciw starego młyna nurt zmienił kierunek
olszyna runęła w przesmyk między wyspą a brzegiem
w trzcinach przed piaszczystą łachą
powstały dwa gniazda perkozów
kacze trudno zliczyć
nie można przejść w bród
w miejscu zawsze bezpiecznym i pewnym
na zakręcie z nawisu skalnego odpadły kamienie
odbija się od nich prawe ramię rzeki
trochę przeskakuje
reszta wypłukuje jaz pod grupą sosen
woda
codziennie opływa mnie inaczej
zmiany nurtu kształt i barwy fali
szkicuję tylko
dokładność w malowaniu ciała rzeki
nie jest na razie dla mojej ręki możliwa
są jeszcze szepty szumy
śpiew pomruki a także huk
zawsze groźny na szczęście nieczęsty
rozpoznałam zaledwie kilka liter alfabetu
mowy rzeki
jeśli się nie mylę
Kołysanka
Na środku obszernej izby
znów kołyszę młodszą siostrę
Siedzę na jednym z wyższych boków
zielonej kołyski z nogami na puchowym
materacyku i pracowicie naciskam go
stopami maszeruję lewa prawa
lewa prawa
Bieguny bujają się rytmicznie
niczym wahadło zegara
Znów zbyt głośno śpiewam i babcia
strofuje mnie ostrzegawczym psykaniem
Wiatr przelatuje obok nas drgają ściany
izby faluje dach i wszystkie belki domu
Przymykam oczy aby jeszcze przez chwilę
nie uleciał
* * *
huba świetnie mieści się w dłoni
jest doskonałym spełnieniem
żądzy posiadania czegoś
w zupełności
ogarnięcia w sposób absolutny
trzymania w garści
przez chwilę
gruby język huby przylega do mojej ręki
rozpiera się jedwabiście i twardo
wciska fałdami w zakamarki mięśni
poszukuje żąda czegoś
panoszy
już nie ma w niej nic ze spokoju
i obojętności kamienia
huba nie czuje się dobrze
w objęciu moich palców
protestuje przeciwko oddzieleniu
od drzewa życia
buntuje przeciw ciepłu i zamknięciu
jej niechęć wnika w moją skórę
mknie przewodami nerwów
dręczy krzyczy w myślach
wypycha ze świadomości wszystkie obrazy
grzyb rośnie w mojej wyobraźni
do rozmiarów monstrualnej tarczy
zjednoczonej z fałdami kory
twardością i barwą równej drzewu
trwającej pod baldachimem gałęzi
przez dziesiątki ludzkich pokoleń
przez całą drogę powrotną z lasu
obracam ją z nadzieją
na odrobinę łagodności
i akceptacji
nie mogę pomóc ani jej ani sobie