Myślę, że to nie tylko my, Polacy, uwielbiamy różne święta. Szczególnie miłe są nam te związane z dniami wolnymi do pracy, ale i każde inne może sprawiać sporo radości. Okazją do wielu świąt mogą być i są często rocznice różnych wydarzeń. W tym ostatnim wypadku szczególnie uroczyście obchodzimy rocznice „okrągłe”. Powyższe stwierdzenia są niemal banalne, po cóż więc o nich piszę? Każdy pretekst do radości jest dobry. Czy jednak rzeczywiście każdy?
W zeszłym tygodniu w Warszawie uroczyście obchodzono 67. urodziny Pałacu Kultury i Nauki. Jak przeczytałem w jednym z poświęconych temu „wydarzeniu” artykułów, obiektu, który przez 66 lat był świadkiem najważniejszych dla Polski wydarzeń. Od lat jest ikoną Stolicy i najbardziej rozpoznawalnym miejscem w Polsce.
„Urodziny” Pałacu obchodzone są już od dość dawna. Ciekawe, czy autor tego pomysłu dostał kiedyś za swoją inicjatywę premię? Niektórzy uważają za datę urodzin Pałacu 21 lipca 1955 r., kiedy to rząd ZSRR przekazał oficjalnie obiekt polskim władzom, inni przekonują, że ważniejszym momentem jest jego spektakularne otwarcie i udostępnienie go społeczeństwu polskiemu, co nastąpiło dzień później, 22 lipca. Warto przy okazji przypomnieć, że PKiN został wybudowany w latach 1952-1955, według projektu urodzonego w Nowogrodzie rosyjskiego architekta Lwa Rudniewa. Już tu pojawiają się kontrowersje. Polska Wikipedia określa jego narodowość jako „radziecką”. Cóż, były czasy gdy mówiono o „narodzie radzieckim”, dziś jednak mało kto potrafi to pojęcie zdefiniować. Dzień 22 lipca również źle się kojarzy, wszak to czas ogłoszenia manifestu PKWN, przejęcia władzy w Polsce przez komunistów i faktycznej kolejnej utraty naszej suwerenności. Tak, data 21, jak i 22 lipca dla Polski, Polaków nie jest datą chwalebną.
Pomińmy jednak datę, przyjrzyjmy się samemu „prezentowi narodu radzieckiego dla polskich przyjaciół”. Pod budowę przeznaczono ok. 50 hektarów najbardziej atrakcyjnych gruntów w centrum miasta na dziesięciolecia niszcząc wcześniejsze założenia architektoniczne i uniemożliwiając wykorzystanie tych gruntów w bardziej sensowny sposób. Ideologia, komunistyczna propaganda miały być ważniejsze od potrzeb mieszkańców. Dominujący nad Warszawą wieżowiec postawiono na obszarze przed II wojną światową ściśle zabudowanym. Pomiędzy Alejami Jerozolimskimi, Marszałkowską, Świętokrzyską i Emilii Plater. W kwartale przeznaczonym na plac budowy znalazły się fragmenty Chmielnej, Złotej, Siennej, Śliskiej, Pańskiej, Zielnej oraz część Marszałkowskiej. W trakcie budowy wieżowca zniknęła w całości jedna ulica. Była to Wielka, która biegła równolegle do Marszałkowskiej. Prawdziwy rozkwit tej części Warszawy nastąpił wraz z otwarciem Dworca Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, który stanął na rogu Alei Jerozolimskich i Marszałkowskiej w 1845 roku. Na przełomie XIX i XX wieku teren dzisiejszego Placu Defilad był już wypełniony wysokimi secesyjnymi kamienicami i uznawany za centrum Warszawy. Znajdowało się na nim około 180 budynków mieszkalnych. Kamienice pięcio-sześciopiętrowe, niektóre trzypiętrowe, ale z przewagą tych wyższych. Dobre nazwiska architektów, efektowne elewacje. Były to domy eklektyczne i secesyjne i każdy z nich był inny niż sąsiedni.
Dla komunistycznych władz nie potrzeby mieszkańców jednak były ważne, nie liczyli się też z uwarunkowaniami urbanistyki z ekonomią. Dla nich liczyła się propaganda. Komuniści chcieli podnieść “kulturę” do rangi symbolu. Kultura, którą mieli przynieść rosyjscy komuniści miała teraz mieścić się w “pałacach”. W samym centrum odbudowywanej stolicy powstał “pałac”, a wokół ogromna pusta przestrzeń. Warto zauważyć, że już sam pomysł budowy “pałaców” dla “ludu” był tragikomiczny.
Tak Pałac Kultury stał się symbolem. Czego jednak, bo nie kultury przecież? Tę tworzą ludzie, artyści, pisarze, malarze, muzycy… Ci nie potrzebują pałaców, odbiorcy ich dzieł nie potrzebują ich również. Od tego są galerie, teatry, kina, wreszcie domy i mieszkania. Dziś zwolennicy Pałacu Kultury wspominają, że to w nim odbył się koncert grupy The Rolling Stones, że to w nim rozpoczynała się promocja Coca-coli. Jakoś trudno mi znaleźć inne przykłady sukcesów „kultury” związanych z tym obiektem. Wspomniane komercyjne wydarzenia mogły się przecież odbyć i w innych obiektach. Przecież niekoniecznie w tym brzydkim budynku z niefunkcjonalnymi wieżyczkami ozdobionym u podstaw brzydkimi surrealistycznymi rzeźbami. Znalazły w nim miejsce teatry, kina, muzea. To dobrze, że o nich pomyślano, myślę jednak, że Warszawa mogła te obiekty zbudować i w innych miejscach niekoniecznie niszcząc w celu ich powstania swoje centrum.
Budowa Pałacu Kultury i Nauki im. Józefa Stalina rozpoczęła się w maju 1952 r., a oficjalnie zakończyła w lipcu 1955 r. Wszelkie obiekty z czasem wymagają remontu, odnowienia. Okazało się, że takowego wymaga Sala Kongresowa. W mojej ocenie to jedna z większych „afer” warszawskich władz. Rozpoczęte w 2014 roku prace remontowe miały trwać dwa lata i kosztować 40 mln zł. Wcześniej, przez cztery lata przygotowywano dokumentację. Wszystko na marne. To jeden z najdłużej ciągnących się remontów w Warszawie. Z czasem jego koszty podniesiono do kwoty ponad 220 mln zł. Podobno w zeszłym roku Rada Miasta zarezerwowała na ten cel łącznie aż 311 milionów złotych, które będą wypłacane stopniowo, aż do 2026 roku. Zapewne w kolejnych latach pojawi się problem remontu i dofinansowania kolejnych pomieszczeń tego „pałacu”. Wszystko na koszt podatników, mieszkańców Warszawy. Mam nadzieję, że jakiś dziennikarz, może jedna z lokalnych gazet przyjrzy się wreszcie temu, ile mieszkańców Warszawy kosztuje utrzymywanie tego obiektu?
Jaka rocznica, takie i obchody. Dla dorosłych i dzieci, zarząd Pałacu Kultury i Nauki przygotował „mnóstwo atrakcji”. W holu głównym PKiN przez cały dzień (od godziny 10 do 18) dla najmłodszych organizowano animacje i pokazy pająków. Z kolei na 30. piętrze Pałacu Kultury i Nauki na dzieci i rodziców czekała będzie wata cukrowa, lizaki i pamiątkowe zdjęcia w fotobudce (wszystko w cenie biletu). Przed Pałacem na najmłodszych od godziny 10 do 18 zorganizowano interaktywne stoisko Narodowego Muzeum Techniki, strefę zabaw MPWiK z beczkowozem i kurtyną wodną, stoisko edukacyjne Straży Miejskiej. Na nieco starszych czekała strefa wypoczynku, gdzie mogli napić się kawy i lemoniady, stoiska Collegium Civitas oraz Wszechnicy Polskiej. O godzinie 14, na palcu Defilad, wszyscy mogli skosztować urodzinowego tortu. Dwie godziny później, przed Pałacem artyści Młodego Baletu Polskiego poprowadzili otwartą dla wszystkich lekcję baletu, o 17 urodzinowy spacer miejski z przewodnikiem wokół PKiN. Wieczorem, o godzinie 20 w Kinotece PKiN, w Sali „Wiedza”, wyświetlony został kultowy film „Miś” (bilety w urodzinowej cenie 6,70 zł). Cóż, jaki „Pałac Kultury i Nauki” takaż i w związku z jego rocznicą urodzin propozycja „kultury”.
Nie podejmowałbym jednak tematu tych obchodów, gdyby nie poważniejsze tematy. Dziś, z chwilą napaści Rosji na Ukrainę wróciły pytania o dalszy los Pałacu Kultury i Nauki, będącego dla jednych symbolem zniewolenia Polski przez sowieckie imperium, dla innych obiektem o dużej wartości historycznej.
Ci drudzy znaleźli wsparcie w fakcie wpisania w 2007 roku Pałacu Kultury i Nauki do rejestru zabytków. Postanowienie to wywołało sprzeciw grupy 70 osób ze świata kultury, nauki i mediów, które 30 marca 2007 wystosowały do Prezydenta RP protest: „List do prezydenta w sprawie Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie z prośbą o interwencję i spowodowanie cofnięcia decyzji mazowieckiego konserwatora zabytków o uznaniu Pałacu Kultury i Nauki (PKiN) w Warszawie za zabytek. Zdaniem autorów protestu konserwator nie miał prawa podjąć takiej decyzji, gdyż PKiN nie jest bowiem tylko „zabytkiem”. Jest symbolem zniewolenia Polski przez sowieckie imperium, jest znakiem upokorzenia narodu polskiego i wyrazem pogardy dla – de facto – okupowanego w latach PRL „prywislianskogo kraja”. Od razu dodam, że wpisanie czegoś do „rejestru zabytków” nie musi przecież być decyzją ostateczną. Obiekty można do takich rejestrów wpisywać i wykreślać.
Przeciwnicy wyburzenia Pałacu powołują się też na koszt takiej rozbiórki. Wiele lat temu warszawski ratusz przygotował raport, z którego wynikało, że przedsięwzięcie pochłonęłoby aż 900 mln zł. Warto porównać ten koszt z szacowanymi kosztami remontu tylko Sali Kongresowej. Przeciwnicy wyburzenia mówią też, że dodatkową kwestią jest też zagospodarowanie miejsca po PKiN. W tym wypadku to oczywiście tylko demagogia. Grunty w centrum miasta osiągają bardzo wysokie ceny, a powstałe w miejsce byłego “Pałacu” budynki (w tym wysokościowce) w przyszłości przynosiłyby tylko z tytułu podatków miastu ogromne zyski.
W przeszłości pozytywnie o pomyśle wyburzenia PKiN wypowiadało się wielu polityków, także z obozu obecnie rządzącego, w tym Mateusz Morawiecki, który w 2017 r. – gdy był jeszcze wicepremierem oraz ministrem finansów i rozwoju – mówił, że jest za tym żeby Pałac Kultury i Nauki, relikt panowania komunizmu, zniknął z centrum Warszawy.
Oczywiście dziś temat ewentualnej rozbiórki Pałacu Kultury I Nauki to tylko teoretyczne rozważania. Warto jednak zauważyć, że życie jest silniejsze od rozmaitych planów I założeń. Już dziś tereny wokół Pałacu są zagospodarowywane. Po północnej stronie placu Defilad, od strony ulicy Marszałkowskiej powstaje nowa siedziba Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Czteropiętrowy budynek będzie mieć w sumie ok. 20 000 metrów kwadratowych. Oprócz przestrzeni wystawowych pomieści m. in. kino, audytorium, sale edukacyjne, pracownie konserwatorskie, kawiarnię. Po raz kolejny należy postawić pytanie, czy jest to obiekt w tym miejscu najbardziej konieczny? Często udając się do Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego spaceruję obok obecnego Muzeum Sztuki Nowoczesnej (nad Wisłą), proszę mi wierzyć naprawdę nie cieszy się ono zbyt wielkim zainteresowaniem. Radosna „twórczość” polityków, za nasze podatników pieniądze – moim zdaniem – wymaga większej kontroli. W każdym jednak razie okazuje się, że można było naruszyć narzucone przez komunistów założenia urbanistyczne. Może będzie to pewien drogowskaz, może z czasem powstaną wokół „Pałacu” i inne budynki, może z czasem przykryją one to brzydactwo i może wreszcie Warszawa doczeka się ciekawszego symbolu.
Piotr Kotlarz