W sprawie weta

0
599

 

W sprawie weta.

Jestem człowiekiem lewicy. Zawsze opowiadałem się po stronie postępu, interwencjonizmu państwa w gospodarkę, prospołecznych reform. Przeciwko wojnom i rewolucji, które moim zdaniem przynosiły ludzkości tylko zgubę. Nie byłem bowiem i nie jestem lewakiem. Postęp, tak, ale w dziedzinie rozwoju wiedzy, nauki. Nie uważam za postępowe działania zmierzające do odsunięcia tradycji, religii. Tu zmiany powinny zachodzić wolno, bardzo wolno. Pokoleniami. Nie wolno głosząc inne poglądy ranić nikogo. Tak pojmuję tolerancję. Interwencjonizm państwa w gospodarkę, ekonomię jest konieczny. Po pierwsze np. poszczególni polscy przedsiębiorcy nie byliby w stanie sprostać takim wyzwaniom jak budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego, Przekopu Mierzei Wiślanej, a nawet realizować programu budowy autostrad, czy regulacji rzek. Bez właściwej, kierowanej przez państwo polityki fiskalnej szybko doszłoby do spekulacji, do powstania oligarchii – upadku demokracji. Słabym należy pomagać, najlepiej dając im wędkę, ale i bezpośrednio. Może nawet choć część z tych, którzy znaleźli się w kłopotach na własne życzenie (są przecież i tacy, np. ci którzy wpadli w chorobę alkoholizmu, narkomanii), niektórzy z nich, ponownie się podniosą. Choć często zauważam, że wśród tych potrzebujących wielu to ludzie często chorzy psychicznie (m.in. schizofrenicy). Z jakichś powodów odsunęły się od nich rodziny (może nie dostrzegli, że ci ludzie są po prostu chorzy), instytucje państwa są jeszcze zbyt niedoskonale, by rozwiązywać te problemy. Daleko nam w tym zakresie choćby do Szwecji.

Z jakiego powodu wspominam tu swych politycznych poglądach? Przecież gazeta „WOBEC” ma być daleka od polityki. Ma być i będzie! Określenie swoich politycznych poglądów, swego stosunku do spraw społecznych nie jest uprawianiem polityki. To podstawowe prawo każdego z nas.

Tym razem jednak postanowiłem włączyć się do polityki. Tej uprawianej. Od kilku tygodni słuchając radia, śledząc portale internetowe, gazety byłem – jak każdy z nas – nieustannie atakowany informacjami o toczących się negocjacjach w sprawie ustalania europejskiego budżetu. Szczególe emocje wzbudzała i wzbudza kwestia weta polskiego rządu.

Szczególnie głośni w tej kwestii byli politycy opozycji. Niemalże wrzask tych, którzy kiedyś odgrywali w polityce dość znaczną rolę, ale później, z chwilą gdy nasze społeczeństwo widząc ich egoizm, brak profesjonalizmu, powiedziało im dość, postanowili postawić się w roli jakichś mentorów, komentatorów. Różnej maści polityczni bankruci, którym ich koledzy nie wiem z jakich powodów wciąż usiłują pomagać. Miller, Tusk, Cimoszewicz, Komorowski, Wałęsa. Ich czas już dawno odszedł, a wciąż wpychają się na pierwsze strony. Komentują, mądrzą się, przeszkadzają. Choć tak naprawdę zależy im tylko na uratowaniu obrazu swej słusznie przebrzmiałej przeszłości. Za błędy trzeba płacić panowie. Przestańcie dla obrony swego ego przeszkadzać swym następcom.

Tu również prośba, głos w kierunku dziennikarzy. Panowie, opinia polityków nie grających już aktywnej politycznej roli nie jest istotna. Niech siedzą na swych politycznych synekurach i dadzą już nam spokój. Koledzy dziennikarze, przestańcie im pomagać. Przestańcie budować ich ego. Niech piszą pamiętniki i pracują na swoje „pomniki” sami.

Postępując inaczej szkodzicie. Tak, przynosicie szkodę polskiej polityce. Przynosicie szkodę również włączając się aktywnie w działania stricte polityczne. W polskim dziennikarstwie w miejsce tych, którzy podejmują się zadań informacyjnych, bezstronnych komentatorów, pojawiają się dziennikarze-politykierzy.

Jak wielu z nich w kwestii polskiego weta miało „swoje zdanie”. Ogromny krzyk, zwłaszcza w już tylko politycznej gazecie, w „Wyborczej”, ale i na portalach internetowych. Ogromne emocje,  niemalże wrzask  wielu dziennikarzy. Straszenie wystąpieniem Polski z Unii, upadkiem Polski…. Czego by to ci tzw. dziennikarze nie zrobili… jacy to nie są mądrzy. Jeśli tak, to do polityki panowie.

Nie podejmując takiej decyzji tylko przeszkadzacie tym, którzy się na niej znają, którzy uprawiają ją na co dzień. Polityka to gra różnych interesów, ci którzy ją uprawiają wiedzą, że czasami jednym z  jej narzędzi, jak w grze w pokera, jest blef. Nasz obecny rząd, tak jak i poprzednie, kieruje naszą polityką jak potrafi. Ocenimy go po zakończeniu kadencji. W jej trakcie może oceniać parlament. Może tam zostać zmieniony. Nie jest miejscem takich decyzji na pewno ulica. Nie jest tym bardziej zagranica. Nie powinny być motywem takich decyzji emocje.

Krzyk siedzących na synekurach polityków, dziennikarzy-politykierów z obu stron, na pewno bardzo utrudnił rządowi polskiemu uprawianie polityki, gry politycznej w sprawie budżetu. Był narażaniem na ryzyko polskiej racji stanu.

Jeszcze dziś słyszę w radio jakieś śmieszne komentarze. Trudno bowiem przyznać się do błędu. Przecież naszemu rządowi mimo wszystko udało się uzyskać swój cel, ujednoznacznić zapis o tzw. praworządności. To dobrze. Należne i przyznawane Polsce środki nie mogą zależeć od czyjegoś widzimisię.

Kiedy wreszcie politykierzy rożnej maści pojmą, że gra na emocjach nie jest sposobem na obalanie rządów. Rządów ponadto nie należy obalać! Można je zmieniać, a w tym celu trzeba budować swoje programy, tworzyć struktury… pracować. Wrzask i krzyk, to jeszcze nie praca, choćbyście w różnych mediach krzyczeli najgłośniej, swoim wypowiedziom nadawali najbardziej mentorski ton.

                                                                                                          Piotr Kotlarz