Opowiadałem już o tym, że moje pierwsze zauroczenie operą zawdzięczam nieziemskiemu głosowi Bernarda Ładysza. Pierwsze lata pracy w Teatrze Wielkim upłynęły mi w cieniu największego polskiego artysty opery czyli Andrzeja Hiolskiego. Zaszczytem była dla mnie przyjaźń z Bogdanem Paprockim, którego sile ekspresji żaden polski tenor jeszcze nie dorównał. Ta światowej klasy trójka królowała na największej scenie świata przez całą dekadę i tylko draństwo komunistycznych nadzorców naszego sowieckiego więzienia spowodowało, że żaden z nich nie miał szans na karierę w MET, jak ich dzisiejsi koledzy, wspaniali śpiewacy – Piotr Beczała, Mariusz Kwiecień, Tomasz Konieczny, Rafał Siwek, Artur Ruciński, Adam Palka czy Józef Orliński. Jest ich spora grupa nie dlatego, że są lepsi od moich nieżyjących już przyjaciół i dorównują największym na świecie jakimi byli Franco Corelli, Nikołaj Giaurow, czy Ruggero Raimondi. Jest ich tylu, bo wysiłki milionów ich wielbicieli doprowadziły do upadku murów więziennych.
Jesteśmy w Europie, gdzie od naszej wschodniej granicy do Portugalii możemy sobie przejechać autem bez zatrzymywania się na godziny celnych odpraw. Możemy dostać się do dowolnego teatru na świecie bez pytania o zgodę urzędnika w Pagarcie, który na biurku miał zawsze telefon do bezpieki. Możemy sobie kupić dom w dowolnym miejscu w Europie i mieszkać tam jak u siebie w Łodzi, czy Koluszkach. To wolność i równouprawnienie wszystkich obywateli zachodniej cywilizacji daje nam poczucie, że gdyby się okazało iż dysponujemy wielkim talentem artystycznym i dajmy na to przepięknym głosem, to tylko od nas samych zależy, czy ten dar natury zmarnujemy, czy nie. I nie dotyczy to tylko śpiewaków operowych. Niezwykły piosenkarz, jakim był Czesław Niemen pod kierunkiem wytrawnego agenta na przykład z Columbia Artists sprzedałby na świecie miliony płyt i mieszkałby w Beverly Hills obok Micka Jaegera, czy Freddiego Mercury. Ale agenci zatrudnieni w Estradzie mieli tyle kompetencji, kontaktów i znajomości języków, co ci z Pagartu. Więc Czesław mieszkał sobie w ukochanej Warszawie i ciułał pieniądze na jakiś droższy sprzęt muzyczny. A mój ukochany kolega Marek Grechuta? Gdzie było takie drugie zjawisko? A kto się nim zajął? Sam się musiał sobą zajmować, co przy jego nadwrażliwości nie mogło się skończyć dobrze.
Tak oto wspomnienia o śpiewakach stały się laudacją wolności i wyznaniem gniewu wobec sowieckich sługusów, którzy zapewnili nasze zdyscyplinowanie na spacerniakach RWPG. Ale jest też potrzeba wyrażenia gniewu wobec debili i kanalii głoszących dzisiaj swój „eurosceptycyzm”. Kim trzeba być, żeby dążyć do zmarnowania dorobku całego dwudziestolecia i oddania Polski największemu wrogowi naszego narodu jakim jest Rosja? Ktoś powie, żeby nie zapominać o Niemcach i że Europa jest ich agendą. Ale tak mówić może tylko ktoś, kto Europy nie zna i nie rozumie, że to wspólnota bardzo różnych narodów, zwalczających się od niepamiętnych czasów, a dzisiaj po apokalipsie Drugiej Wojny odmienionych i zbudowanych na nowych pokoleniach, wykształconych na racjonalnym rozumieniu świata i odrzucających fałszywe ideologie głoszone przez oszustów i psychopatycznych przywódców.
Oczywiście, że głupota ludzka jest nieśmiertelna i zawsze znajdzie się grono idiotów tęskniących za silną władzą i praniem po pysku słabszych, zwłaszcza jeśli są kobietami. Tak właśnie uważam, że pokusy neofaszystowskie mają swoje podłoże seksualne tak bardzo wspólne z pokusami religijnymi. Bo władza kapłanów też jest podniecająca, kiedy można coś kobietom zakazać, czy nakazać i przyglądać się jak męczą się w swoich niewolniczych rolach społecznych. Takie to myśli jawią się niekiedy, gdy słucha się wspaniałych śpiewaków i obdarza się ich tą samą miłością, co śpiewaczki, bo miłość jest ponad podziałami płciowymi, ponad podziałami rasowymi i ponad granicami archaicznych państw.
Marek Weiss-Grzesiński
[Powyższy tekst ukazał się na Facebooku pana Marka Weiss Grzesińskiego 8 maja 2021 r. Tu za zgodą autora.]
Obraz wyróżniający: Drozd śpiewak; Obraz TheOtherKev z Pixabay