Francuski – wisiorek z kości słoniowej z XVI/XVII w., Mnich i śmierć, przypominający o śmiertelności i pewności śmierci ( Walters Art Museum). Z Wikimedia Commons, repozytorium wolnych mediów.
Wstęp
Człowiek kultury tradycyjnej, żyjący w zgodzie z naturą, przygotowywał się do śmierci każdym swoim czynem i w każdym dniu swojego życia, bo nie wiedział kiedy odejdzie z tego świata. Przyglądał się cyklowi wegetacyjnemu oraz zimie utożsamianej ze snem i obumieraniem ziemi.
Dawny człowiek był przeświadczony o tym, że musi zdać rachunek z całego swojego życia przed Bogiem i przygotować się do odejścia jak tylko najlepiej potrafił. W takiej wierze przygotowywano od najmłodszych lat członków społeczeństwa tłumacząc im, że życie ziemskie jest jedynie przejściowym etapem i stanowi drogę do bliskiej wieczności.
Sam akt skonania urastał z resztą kiedyś do rangi sztuki, której trzeba się było nauczyć i wymagano jej od każdego. Równie istotna była też w dawnych wiekach wiedza na temat pomocy bliskim w ostatnim akcie ich życia. Myśl o tym, że każdy musi kiedyś umrzeć, towarzyszyła, a nawet wręcz określała rytm życia mieszkańca danej społeczności miasta bądź wsi.
Chociaż śmierć jest nieodłączną częścią naszego życia, nie chcemy o niej ani myśleć, ani mówić. Wielu ludzi dzisiaj nie wspomina o niej, mając nadzieję, że można ten etap w jakikolwiek sposób ominąć, a przynajmniej najdłużej odwlec w czasie, bo: „współczesna biologia i medycyna przyczyniły się do powstania fałszywych wyobrażeń, ułatwiających nam zamykanie oczu na nasza śmiertelność”.
Współczesna medycyna pozwoliła, aby naturalną kolejność rzeczy, jaką jest odejście z tego świata i ustąpienie miejsca kolejnym pokoleniom, wytłumaczyć między innymi ciężką chorobą, dając jednak złudną nadzieję na jej szybkie uleczenie. Pragnienie przezwyciężenia ludzkiej śmiertelności, nawet w XXI w., jest niestety bardzo często nierealne i nie do pogodzenia z ciągłością naszego gatunku.
Spojrzenie na śmierć w obecnych czasach
Śmierć, która uchodzi dziś za dobrą i łagodną, w gronie bliskich, w sterylnym szpitalu bądź we własnym domostwie, według badacza Philippe’a Aries’a, to śmierć niepostrzeżona, która może przydarzyć się np. podczas snu. Taki rodzaj śmierci w dzisiejszych realiach występuje raczej rzadko z powodu dość owocnego postępu medycyny, a dzisiejsi lekarze starają się utrzymać chorego w jak najdłuższej jej nieświadomości.
Od wieków odczuwamy wielkie przywiązanie do naszego życia dlatego też bardzo często sam medycyny, a nawet moralności, a które z początku były przecież jednością.
Dawniej miejsca pobytu chorych, będące głównie szpitalami, były po prostu miejscem leczenia potrzebujących do jakich przychodzili najbliżsi wspierających najbliższych, otaczając ich ochroną i pomocą. Dzisiaj rodziny obłożnie chorych pacjentów traktują
takie miejsca przede wszystkim jako bezpieczny azyl, gdzie zostawiwszy ciężko chorego podopiecznego pod opieką wyspecjalizowanych w swoim fachu lekarzy, wracają do swojego normalnego życia.
Podczas leczenia członkowie zespołów specjalistycznych w szpitalach bądź w hospicjach przeważnie izolują się uczuciowo od każdego chorego, który dla nich zostaje zdepersonalizowany i stanowi jedynie kolejną osobę na liście do jak najszybszego wyleczenia lub wspomożenia lekami i doraźną pomocą na czas śmiertelnej choroby. Pacjent z każdym dniem zaczyna być wówczas traktowany jako mniej lub bardziej skomplikowany przypadek na intensywnej terapii niczym wyzwanie dla najzdolniejszych specjalistów. To, czy leczenie pacjenta będzie kontynuowane jest zależne, a wręcz nawet wymuszane przez lekarzy, którzy zwykle są najbardziej przekonani, że nauka może zwyciężyć nawet w sytuacji, gdy proces patologiczny prawie zniszczył doszczętnie ludzki organizm. Ostatecznie schorowany pacjent zostaje odesłany do domu bądź umiera samotnie wśród całkowicie obcych mu ludzi, którzy oczywiście nie odmawiają mu pewnego rodzaju współczucia, jednak nie są dla niego bliską rodziną. Dodatkowo też osoby, które jeszcze nie tak dawno przecież walczyły o uratowanie życia tego pacjenta, po podjętych wielokrotnie, acz nieudanych niestety wysiłkach, tracą nim wszelkie zainteresowanie. Wtedy tylko pielęgniarki i lekarz przewodni, którzy byli od samego początku przy chorym mogą, chociaż wcale oczywiście nie muszą, kwestionować decyzje terapeutyczne lub nawet z desperacją postanawiają szukać nowego rozwiązania diagnostycznego, o ile to jeszcze możliwe. W ostatecznym jednak rozrachunku uświadamiają sobie, że tylko jeszcze mocniej pogłębiają cierpienie chorego podczas „złudnego” leczenia, często wręcz zbędnego.
Podczas prób wyleczenia ze śmiertelnej choroby (przeważnie nowotworowej) rodzina chorego pacjenta doświadcza momentów bezradności i załamania. Nieraz obraz ich ukochanej osoby, jaki mają w tym momencie przed swoimi oczami, a w chwili jej ostatecznej agonii, budzi w nich po prostu zbyt wielkie przerażenie i niezrozumienie. Ciężko im wówczas uwierzyć w zapewnienia zajmujących się nim lekarzy, że chory w fazie finalnej w ogóle lub w niewielkim stopniu nie cierpi. Dręczą ich bowiem wówczas ogromne wyrzuty sumienia, że pozwalają na leczenie, zamiast zakończyć często bezsensowną walkę o przedłużenie tygodni czy miesięcy chorego członka rodziny. Trzeba jednak tutaj przyznać, że śmierć każdej żywej istoty, po której zostaną dobre bądź i te złe wspomnienia, może być dla bliskich wielkim wybawieniem.
Warto pamiętać, że: „(…) w naszej epoce nie kultywuje się sztuki umierania, lecz sztukę ratowania życia”. Ta powszechnie już znana idea charakteryzuje się coraz to nowszymi metodami utrzymania ludzkiego, jakże kruchego życia i ostatecznym jego opuszczeniem, gdy nie jest już możliwa jakakolwiek medyczna pomoc. Śmierć jednak uznawana jest wtedy za straszliwą porażkę, nieudany interes, wręcz oznakę niemocy, albowiem: „praktyka lekarska ogłosiła nielegalność „ naturalnej śmierci”, a jej znikające resztki uznała za podejrzane”.
Polityka przeżycia, oparta na dbałości wyłącznie o siebie, konstruuje dzisiaj śmierć jako przypadek czysto indywidualny. Śmierć zwana obecnie „ niewyjaśnioną” stanowi spore wyzwanie dla ówczesnego światopoglądu rozszczepiającego śmiertelność na osobiste przypadki z indywidualną historią choroby, która daje często „złudne” nadzieję na jej wyleczenie.
W XXI w. nie słyszymy, że ktoś umarł z powodu samej śmiertelności, tylko powodem jego odejścia była po prostu jakaś indywidualna przyczyna. Żeby pozbawić ludzkość wielu chorób i cierpień, po dziś dzień walczą o to ludzie ze świata medyczno–farmaceutycznego na całym świecie płacąc ogromną cenę za jej jak najdłuższe odroczenie, często kosztem pieniędzy i rodziny, zamiast wykorzystać swój cenny czas na spędzenie go wśród bliskich.
Nie bez powodu dzisiejsza śmierć jest tematem nader wstydliwym, którego unika się w rozmowach z dziećmi. Przez brak wiedzy w zakresie śmierci najmłodsze pokolenie konstruuje swoje fantazmaty poprzez inspirowanie się wydawanymi obecnie grami komputerowym, makabrycznymi filmami (przeważnie horrorami, które mocno idealizują zjawisko odejścia), serialami czy ukazywaniem zjawiska śmierci we współczesnych mediach. Jak z resztą zauważył Geoffrey Gorer: „jeżeli uznaliśmy śmierć za coś, o czym się nie mówi w towarzystwie – przy dzieciach – niemal gwarantujemy dalsza produkcję makabrycznych komiksów”.
Podsumowanie
Śmierć naszej epoki uznawana jest za obcą, a myśli o nadchodzącym własnym kresie życia lub naszych najbliższych, budzi nadal wewnętrzny niepokój praktycznie w każdym człowieku.
Paradoksalnie jesteśmy, świadomie lub też nie, rządni wielu, krwawych, często nawet makabrycznych obrazów, które codziennie serwują nam nasze media (liczne portale społecznościowe, czasopisma internetowe, telewizja). Nie powinno nas też dziwić, że również reporterzy kierują do nas tego typu sensacje, które są ich sposobem na bardzo szybki zarobek. Za nic w dzisiejszych mediach ma się śmierć celebrytów i ich pogrzeby, które obecnie stają się kolejną formą rozrywki dla żądnych „funeralnych zdjęć i nagrań” odbiorców, określanych często nieudanie nawet „fanami”. Przykładem tego jest śmierć jednego z członków One Direction, dawniej młodzieżowego zespołu, Liama Payne’a, którego sama śmierć jak i następnie pogrzeb, który odbył się kilka dni temu, zostały licznie obfotografowane przez paparazzi, żądnych przecież sensacji. Czy tak powinno wyglądać odejście i ostatnie pożegnanie? W blasku fleszy aparatów? Z gronem ludzi żerujących na pozyskaniu zdjęć martwej osoby bądź pogrążonych w żałobie bliskich i przyjaciół? Śmierć to czas odejścia, a pogrzeb wydarzeniem, gdzie bliscy opłakują odejście kogoś ważnego, a nie wydarzenie stanowiące pożywkę dla obcych.
Na śmierć trzeba być jednak przygotowanym, bo dosięgnie ona każdego. W życiu każdego z nas przyjdzie, bądź już nadeszła pora, w której doświadczyło się odejścia osoby z najbliższego otoczenia. W takiej sytuacji warto sięgać do specjalistycznych poradników, porozmawiać z terapeutą bądź nawet wysłuchać życzliwych nam osób jak najlepiej przeżyć odejście bliskie osoby. Śmierć to po prostu kolejny etap naszego życia, którego w żaden sposób nie należy się obawiać.
Agnieszka Banaś
Bibliografia:
Almond P. C. (2017). Za grobem. Historia życia po śmierci. Wydawnictwo Aletheia.
Aries P. (1992). Człowiek i śmierć. Tłum. E. Bąkowska. Wydawnictwo Aletheia.
Drogoś S. (2002). Człowiek w obliczu śmierci. Wydawnictwo Adam Marszałek.
Hybsz H. (2013). Anatomia zła. Rzecz o mentalności śmierci. Wydawnictwo Psychoskok.
Nuland B. (1996). Jak umieramy. Tłum. M. Lewandowska. Wydawnictwo Prima.
Ragiel A., Rigamonti M. (2015). Bez strachu. Jak umiera człowiek. Wydawnictwo Naukowe PWN.
Wańczowski M., Lenart M. (1993). Księga żałoby i śmierci. Opolskie Zakłady Graficzne im. Jana Łangowskiego w Opolu.