Ostatni zwiedzający wyszli tego dnia z Luwru. Po nie długim czasie, muzeum opuściły też osoby sprzątające i odpowiadające za administrację. Zostało tylko kilku, przechadzających się leniwie, strażników. Wyłączono lampy. Pośród ciemności dojrzeć można było jedynie małe refleksy księżycowego światła, odbijającego się od wiszących na ścianach ram i szkieł, za którymi były ukryte drogocenne dzieła. Tak mogłoby się wydawać nieuważnemu obserwatorowi. W rzeczywistości jednak, to jasne, poruszające się czujnie białka oczu błyszczały z desek i płócien. Obrazy budziły się do życia.
☼
Dziewczyna z portretu Toaleta młodej kobiety, Tycjana, westchnęła ciężko. Spojrzała w okrągłe lustro, by napotkać swoje zmęczone, mętne spojrzenie, które po chwili zniknęło, kiedy trzymający zwierciadło mężczyzna ziewnął i odłożył je niedbale na blat, wraz ze starą, niezapisaną książką.
– Idę po wino do Godów w Kanie galilejskiej, chcesz coś?- spytał a w jego głosie czuć było wyraźnie, że zrobił to jedynie z wewnętrznego przymusu.
– Nie, dziękuję. Ja muszę już iść…- odparła cichutko. Jej głos można by pomylić z dźwiękiem wydawanym przez falującą na wietrze karteczkę.
– No jasne. Znowu do niej- odburknął. Chciał dodać coś jeszcze, sądząc po grymasie na wargach, coś okrutnego, jednak powstrzymał się i zniknął za ramą obrazu. Chwile mu zajmie wytargowanie wina, kolejny już raz w tym tygodniu, pomyślała Dziewczyna i odetchnęła z ulgą. Dziś nawet nie było tak źle. Postawiła pionowo lusterko. Dopięła zieloną sukienkę, poprawiła włosy i uśmiechnęła się mimo woli na myśl o komplementach, które za chwilę na ich temat usłyszy. Ostrożnie podniosła z blatu kałamarz i zniknęła w przestrzeni międzyobrazowej.
Było tam głośno i ciemno. Na szczęście, w wielu miejscach świeciły prostokątne portale prowadzące na rozmaite płótna. Rozjaśniały jej drogę i dodawały otuchy. Nie musiała się zastanawiać, w który z nich powinna wejść. Instynkt i silne uczucie kierowały ją zawsze nieomylnie. Przeszła obok kilku jasnych prostokątów, zza których słychać było kolejno modlitwy, krzyki i wystrzały z armat- niekiedy nawet jednocześnie. Doszły ją też głosy, plotkujących jak zwykle nimf.
– Słyszałyście, że Olimpia podobno jest malarką a nie prostytutką jak wszyscy mówią?
– Niemożliwe. Słyszałam, że ma kokardkę na szyi a to coś znaczy…
Nie mogąc się już powstrzymać, Dziewczyna zamknęła oczy i ruszyła biegiem. Zatrzymała się dopiero kiedy usłyszała delikatny, znajomy śpiew. Serce zabiło jej mocniej. Uchyliła powieki i nie wydając najcichszego dźwięku, wsunęła się w płótno wiszące w Muzeum Historii Sztuki w Wiedniu.
☾
Dziewczyna z portretu Toaleta młodej kobiety, Giovanniego Belliniego, czekała już na wzorzystym łóżku, nucąc spokojną melodię. Cieniutką, pomarańczową chustę narzuciła sobie na ramiona a liścik otrzymany ostatniej nocy, przyciskała mocno do piersi. Głowę, przyozdobioną zielono-niebieską tkaniną, odwróciła niby niedbale w stronę ściany i w wiszącym na niej lustrze obserwowała czy jej ukochana już się pojawiła. Gdy tylko spostrzegła delikatne dłonie wysuwające się zza ramy, jej oddech przyspieszył.
– Dzień dobry, moja piękna- powiedziała i odwróciła się by spojrzeć w szczęśliwe niebieskie oczy.
– Dzień dobry- odpowiedziała Dziewczyna i nie czekając ani chwili dłużej, ułożyła się obok na łóżku. Przymknęła oczy kiedy poczuła jak pomarańczowa chusta owija się wokół niej i jak nagie ciało partnerki otula ją czulę.
Spędziły razem całą, cudowną noc. Dziewczyna Belliniego cierpliwie słuchała narzekań na mężczyznę trzymającego lustro na obrazie jej ukochanej.
– Och, okropny i niewychowany!- oburzała się- ja trzymała bym ci o wiele lepiej.
– Wiem- odpowiadała spokojnie Dziewczyna Tycjana i wtulała się w nią jeszcze mocniej.
Natchnione nagłym przypływem energii, wyszły przez okno aby pobiegać po łące. Jednak, po trwającej mgnienie, chwili musiały wrócić, bały się bowiem, że zatracą się w sobie już zupełnie i nie znajdą się na czas na swoich płótnach. Ludzie zapewne założyliby wtedy, że obrazy podmieniono i zniszczyli te, wzięte przez nich za kopie. A wraz ze zniknięciem obrazów, zniknęłyby i one. Dziewczyny często zastanawiały się nad takim biegiem wypadków. Najbardziej obawiały się, że po zniknięciu nie mogłyby być już razem. Być może nie byłoby ich wcale. Czy istniało Niebo dla Namalowanych?
Zazdrościły licznym Madonnom, które zdolne jedynie do miłości wobec własnego dziecka, nigdy nie miały zaznać tego co one. Zastanawiały się czy modelki będące wzorami owych wzorowych matek, również były podobnymi wydmuszkami, które charakteryzowało niemal tylko macierzyństwo. Cieszyły się na myśl, że kimkolwiek były osoby, których odwzorowaniami były one same, autor poświęcił więcej uwagi ukazaniu na płótnie ich głębi charakteru i złożonych emocji.
Kiedy czas powrotu na swoje obrazy zaczął się nieubłaganie zbliżać, Dziewczyna Tycjana wyjęła malutką karteczkę i położyła ją na parapecie wraz z kałamarzem, obok wazy i lusterka swojej partnerki. Przygryzła pióro i, nie namyślając się, napisała:
„Moja kochana, piękna Ukochana,
Dni są krótkie i mijają bardzo szybko. Noce zaś, są
naszą wiecznością i jestem pewna, że znajdziemy sposób
by ta wieczność trwała jeszcze dłużej”
Zagięła liścik i położyła go na skraju łóżka z uwodzicielskim uśmiechem. Odwróciła głowę od okna by dać partnerce komfort, kiedy to ona pisała będzie wiadomość dla niej.
Odkąd zaczęły się spotykać, wymyśliły taki właśnie sposób na tęsknotę. Co noc zapisywały sobie miłe słowa na karteczkach, uprzejmie pożyczanych przez świętego Bernarda, Filipino Lippiego, piórem które ofiarował im kiedy po raz dwudziesty przyszły do niego w tej sprawie. Czytały treść takiego liściku wiele razy. W ciągu dnia, Dziewczyna Belliniego zerkała nań ukradkiem a Dziewczyna Tycjana, ukrywszy go uprzednio w swoich gęstych włosach, przesuwała po nim delikatnie palcem. Myśląc o słowach zawartych w tych krótkich wiadomościach, od razu czuły się mniej tęskno i samotnie. Stare liściki wypuszczały przez okno, na malowaną pędzlami Belliniego łąkę. Liczyły, że natura przeczytawszy je, zrozumie jak silne jest między nimi uczucie i spełni ich pragnienia.
Naga Dziewczyna podała gotową, złożoną karteczkę, swojej ukochanej w zielonej sukni, wyrywając ją z zamyślenia. Pogładziła z miłością jej włosy.
– Kocham te ogniste loki- uśmiechała się bez przerwy zaś Dziewczyna Tycjana rumieniła się coraz bardziej.
Kiedy przyszedł czas, mieszkanka Luwru wysunęła się cichutko z objęć partnerki.
– Wrócę niedługo- ucałowała ją w czoło i zniknęła za ramą, na kolejny dzień. Idąc przez ciemność międzyobrazową wielokrotnie czytała swój list.
„Jesteś silna,
Na pewno poradzisz sobie z tym lustrzanym gburem.
A mnie będziesz miała całą już w nocy. To za małą chwilę, moja piękna”
☾☁︎
Lustrzany gbur nawet nie zdążył być dla niej nie miły. Kiedy tylko ją zobaczył i otworzył usta, w muzeum zapaliły się światła, pojawili się pierwsi pracownicy a po niedługim czasie i zwiedzający. Musiał więc zdusić w sobie jad i poczekać do nocy. Jednak gdy tylko noc nadeszła, Dziewczyna wymknęła się niepostrzeżenie. Nie poprawiła nawet włosów(ledwie pamiętała żeby wyciągnąć z nich liścik). W mgnieniu oka pojawiła się na płótnie ukochanej.
– Wymyśliłam!- krzyknęła stojąc jeszcze na w pół za ramą.
Dziewczyna Belliniego podskoczyła delikatnie. Tego wieczora nie zdążyła jeszcze nawet usiąść.
– Co wymyśliłaś kochanie?- spytała uprzejmie, ciesząc się jej ekscytacją.
– Już wiem co zrobić żebyśmy mogły być zawsze razem!
– Co takiego możemy zrobić?- uśmiechała się choć ton jej głosu przestraszył Dziewczynę Tycjana, nie wyczuła w nim bowiem nadziei.
– A co gdybyśmy poprosiły żeby namalowano nasze płaskie kopie? Postawimy je w naszych obrazach a same uciekniemy! Nikt nie pozna, że nas nie ma.
– Ale kto nas namaluje?
– Właśnie to podsunęło mi pomysł! Wczoraj usłyszałam jak nimfy mówiły, że Olimpia jest malarką. Spytajmy ją czy to prawda i poprośmy- oczy dziewczyny błyszczały, natomiast wzrok jej partnerki zamgliło ciemne wspomnienie. Rozwiała je szybko, na tyle szybko, że nawet, wyczulona na jej zmiany nastroju, Dziewczyna Tycjana, niczego nie zauważyła.
– No dobrze- przemogła się- spytajmy.
Zanim jednak wyszły, Dziewczyna Belliniego uparła się, że muszą się choć odrobinę przygotować. Przytrzymywała ukochanej lusterko, znacznie lepiej niż mężczyzna z jej obrazu, tak, że mogła się dokładnie przejrzeć i poprawić włosy z każdej strony. Sama, doświadczona i samodzielna, szybko ułożyła chustę dookoła szyi i wyprostowała tkaninę utrzymującą jej fryzurę w ryzach. Dziewczyna Tycjana nie mogła wyjść z podziwu, że dała radę to zrobić tak sprawnie, w dodatku jedną ręką, w drugiej wciąż trzymając lusterko. Gdy nawzajem oceniły, że są gotowe, zniknęły za ramą, jedna podekscytowana a druga przestraszona na myśl o wspólnej przygodzie.
Po drodze prawie się zgubiły. Ich instynkty wskazywały zupełnie różne kierunki. Poszły więc w jeszcze inną stronę a wtedy już bez większych przeszkód znalazły odpowiednie płótno.
୨୧
Olimpia leżała w bezruchu na łóżku. Mimo, że muzeum Musée d’Orsay było już dawno zamknięte, nocna wolność zdawała się nie mieć dla niej znaczenia. Nawet nie ruszyła się ze swojej oryginalnej pozy. Jedyną różnicą były przymknięte powieki i pojedyncze mokre ścieżki na policzkach.
-Dzień dobry- zaczęła Dziewczyna Tycjana. Olimpia natychmiast otworzyła oczy- Przyszłyśmy się zapytać i prosić o pomoc.
– O co zapytać?- odpowiedziała beznamiętnym lecz nie wrogim głosem.
– Chciałyśmy wiedzieć czy jesteś malarką.
– Skąd taka myśl?
– Tak słyszałam…- Dziewczyna w zielonej sukience ścisnęła mocniej rękę swojej partnerki.
– Pewnie nimfy…- powiedziała jakby do siebie. W jej tonie nie dało się jednak wyczuć złości- Tak, moja modelka, Victorine Meurent, była świetną malarką. A jako, że mnie malował jej mąż, który znał ją dobrze, ja również jestem.
– Och, jak cudownie- ucieszyła się Dziewczyna Tycjana a jej ukochana uśmiechnęła się na siłę- A czy mogłabyś coś dla nas namalować?
– Oczywiście- tym razem w jej wypowiedzi słychać było nutkę zainteresowania- Co mam namalować?
– Nas. Jesteśmy…- opowiedziała jej, ze szczegółami, całą historię ich miłości, marzeń i tęsknoty- …dlatego prosimy cię żebyś namalowała nasze płaskie podobizny tak żebyśmy mogły już nie wracać do naszych obrazów.
– Dobrze- przez usta Olimpii przebiegł uśmiech, który zdawał się zdziwić ją samą- A nie próbowałyście jakiegoś prostszego sposobu? Słyszałam, że dosyć powszechne są zamiany…
– Próbowałyśmy- odparły równocześnie. Dziewczyna Belliniego pociągnęła myśl- Zamieniłyśmy się z kobietami z obrazu Burza, Georgione, jednak… to nie było bezpieczne. Po niedługim czasie moją ukochaną zamalowano jakimś mężczyzną w dziwnym stroju. A ja musiałam w bezruchu obserwować jak znika, nie wiedząc czy będzie mogła wrócić.
– Ale na szczęście mogłam- wtrąciła ta w zielonej sukni, wbijając wzrok w podłogę.
– Nigdy więcej nie chcę czuć tego co czułam wtedy- Dziewczyny popatrzyły sobie głęboko w oczy.
– A poza tym w dzień i tak nie mogłyśmy się poruszać.
– A udawanie, że tkanina którą trzymałam to dziecko karmione moją piersią było… niekomfortowe.
– Wszystkie wróciłyśmy więc do swoich obrazów. Znaczy prawie wszystkie, bo w miejscu jednej z kobiet z Burzy stał przecież tamten mężczyzna. Ale na szczęście odnalazła się doskonale jako wędrowna mówczyni niosąca ideę miłości do natury.
– Rozumiem- odparła Olimpia- Bardzo chętnie was namaluję.
Zeszła z łóżka. Widzieć ją stojącą było co najmniej dziwnie, niemal surrealistycznie. Przez całą rozmowę bowiem niemal się nie poruszała, jak zaklęta w kamień. Zebrała kwiaty upuszczone przez służącą i położyła je na materacu. Poprawiła, podwójnie teraz kwiecistą, pościel i uśmiechnęła się niewyraźnie.
– Chcecie?- wskazała na bukiet- Łąkowe.
– Ja chcę!- odpowiedziała natychmiast Dziewczyna Tycjana.
– A czy ja mogę kota…- rozejrzała się druga, która jak większość Namalowanych słyszała wiele historii o obrazie Olimpii i wiedziała, że zwierzątko powinno się gdzieś tam znajdować.
– Niestety, kotkę mam tylko jedną, a poza tym teraz jej tu nie ma. Wyszła gdzieś, sama tylko wie gdzie- Dziewczyna Belliniego posmutniała- Ale może ją spotkacie podczas waszych podróży. Już niedługo będziecie chodziły własnymi drogami, nawet bardziej niż ona.
🖌
Olimpia zaczęła pracę już następnej nocy. Malowała na osobnych kartkach, pożyczonych ponownie przez uprzejmego świętego Bernarda, aby potem złączyć je w nierozróżnialną od modelek mozaikę. Pędzla użyczył jej Arnold Böcklin, nie pytając nawet o powód, wciąż zamyślony i wpatrzony w dal, opierając się dramatycznie o zawodzącego na skrzypcach szkieletora. Z początku pracowała w ciszy jednak po kilku tygodniach zaczęła się co jakiś czas przełamywać.
– Znam bardzo dobrze swoją modelkę. Dużo przychodziła pod mój obraz i mówiła do mnie. Głównie o tym jak mnie nienawidzi. To przeze mnie utarło się, że była prostytutką a jej karierę malarki wymazano jak nieudany szkic. Zniszczyłam pamięć o niej. Nie mam celu.
Dziewczyny ze współczuciem słuchały każdego jej słowa. Ta, która akurat nie pozowała często kładła dłoń na jej ramieniu, jednak żadna nigdy nie wiedziała co odpowiedzieć. Olimpia nie oczekiwała tego, Mówiła w przestrzeń, nawet nie do siebie.
– Leżę więc tylko i jestem. A zwiedzający i krytycy snują rozważania i wyliczają jak moje buty, bransoletki i kokardka odbierają mi boskość nagiej Wenus z Urbino. Jak moje kwiaty nie symbolizują miłości, moja kotka nie jest wierna tylko sprytna i przebiegła, i jak w moim obrazie nie ma mowy o macierzyństwie tylko o zniekształconej wizji wolności. Bo w końcu jestem prostytutką.
– A gdybyś nawet była to co? Wciąż mogła byś pięknie malować- odważyła się Dziewczyna Tycjana. Olimpia nie odpowiedziała. Na chwilę przerwała pracę nad chustą Dziewczyny Belliniego i popatrzyła na nią życzliwie.
Mężczyzna trzymający lustro pierwszej z nich, z dnia na dzień zupełnie zmienił swoje zachowanie. Już nie wypominał jej nocnych wizyt u ukochanej, co więcej, zdarzało się, że kiedy tylko wracała, nieśmiało pytał jak się bawiła lub komplementował jej włosy i sukienkę. Dziewczyny podejrzewały, że odkąd wizja jej odejścia zaczęła mu się jawić jako coraz bardziej realna, poczuł, że będzie za nią tęsknił.
– Może jego model nie był aż takim gburem- śmiały się.
– Lub malarzowi nie udało się uchwycić pełni jego magnetycznego charakteru.
Z miesiąca na miesiąc Olimpia pogodniała. Zaczynała zupełnie niezobowiązujące, błahe rozmowy a nawet jeśli milczała to uśmiechała się do siebie w duchu. Pewnego razu jej służąca opowiedział Dziewczynom, że całymi dniami wyczekuje nocy, kiedy tylko znowu będzie mogła malować.
– Nareszcie ma na co czekać- mówiła i uśmiechała się przy tym.
☾☽
W końcu nadeszła noc, kiedy Olimpia wykonała ostatnie pociągnięcie pędzlem. Kartki z częściami gotowych podobizn ułożono w całość i przyklejono na płótna tworząc idealne iluzje, do których stworzenia zdolna byłaby jedynie wybitna malarka. Dziewczyny były wolne. Na nieoficjalnej ceremonii pożegnalnej, na obrazie Belliniego, obecna była oczywiście Olimpia i, co zaskakujące, mężczyzna z obrazu Tycjana.
– Dziękujemy ci Olimpio! Nawet nie wiesz ile ci zawdzięczamy- Olimpia wiedziała.
– I ja wam dziękuję. Pomogłam miłości, sportretowałam wierność a kto wie może i umożliwiłam macierzyństwo- zaśmiała się choć mówiła zupełnie poważnie.
– Cieszę się że ci zaufałam. Że zaufałam wam obu- Dziewczyna Belliniego spoglądała to na swoją ukochaną, to na Olimpię. Nie musiały odpowiadać, oczy pełne radości i ulgi mówiły wszystko.
– No a ten…- zaczął mężczyzna a w jego postawie i głosie czuć było, że nie robi tego jedynie z wewnętrznego przymusu- Powodzenia.
– Dziękujemy- odpowiedziały równocześnie z uśmiechem.
– Dobrze trzymałeś lustro- dopowiedziała życzliwie Dziewczyna Tycjana.
Mężczyzna speszył się i zaczerwienił. Dziewczyny spojrzały jeszcze raz po ich twarzach. Już miały odchodzić kiedy nagle zgromadzeni usłyszeli ciche miauknięcie.
– Och tu jesteś!- ucieszyła się Olimpia na widok swojej czarnej kotki- Przyszła was pożegnać.
– Ojej!- zachwycona Dziewczyna Belliniego jak błyskawica przykucnęła przy zwierzątku i pogłaskała je z subtelnością grzmotu. Olimpia zdziwiła się, że kotka nie odskoczyła na tak gwałtowne okazywanie uczuć. Po chwili jednak duma wzięła górę i majestatyczne stworzenie odsunęło się znacząco.
Dziewczyny popatrzyły na siebie. Rozumiały się bez słów. Przyszedł czas.
-Do widzenia- powiedziały i zniknęły w przestrzeni międzyobrazowej aby do woli zwiedzać, hasać po łąkach, przytulać się i robić wszystko na co tylko przyjdzie im ochota. Kotka również się oddaliła. Poszła w zupełnie inną stronę. Mówiłam przecież, że będą mogły chodzić własnymi drogami o wiele bardziej niż ona.
Stałam w płótnie Belliniego jeszcze długo, kiedy zakłopotany mężczyzna dawno już poszedł. Nie myślałam o niczym konkretnym, mimo to uśmiech wciąż nie schodził mi z twarzy. Studiując przez miesiące obrazy obu Dziewczyn, zapamiętałam każdy szczegół na pamięć, szybko więc spostrzegłam, że czegoś brakuje. Liścik. Jedna z nich musiała zapomnieć podłożyć jakiegoś na skraj łóżka, a przecież wszystko musiało być identycznie. Na moim płótnie zostało kilka zapasowych kartek. Wróciłam po jedną i wiedziona weną większą niż przy malowaniu jakiegokolwiek obrazu, nie zatrzymując się choćby na chwilę, opisałam całą historię. O dziewczynach, ich miłości, o mnie, moim braku celu i odnalezieniu go. Nie wiem jak wszystko zmieściło się na malutkiej karteczce ale to zapewne dzięki obrazowej magii perspektywy.
Gotowy liścik starannie złożyłam i z uwagą umieściłam na łóżku. Oto on.
Olimpia
Szawi Kuźnicka