Wczoraj, 9 sierpnia, Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC) opublikował raport klimatyczny ONZ. Ten 42 stronicowy dokument uważany jest za swego rodzaju „czerwony alarm dla ludzkości”. To pierwszy tak duży przegląd stanu wiedzy o zmianach klimatycznych od 2013 roku. Jego publikacja ma miejsce niecałe trzy miesiące przed COP26, kluczowym szczytem klimatycznym w Glasgow. Naukowcy, których zdaniem, od 1970 roku globalne temperatury powierzchni rosły szybciej niż w jakimkolwiek innym 50-letnim okresie w ciągu ostatnich 2000 lat, stwierdzili m.in., że trwające emisje gazów cieplarnianych mogą spowodować przekroczenie kluczowego limitu temperatury w ciągu nieco ponad dekady. Autorzy badania pokazują również, że pod koniec tego stulecia „nie można wykluczyć” podniesienia się poziomu mórz o ok. 2 m.
Zdaniem tych naukowców, jest „bardzo prawdopodobnie”, że głównym motorem globalnego cofania się lodowców od lat 90. i zmniejszania się lodu morskiego w Arktyce jest wpływ człowieka. Jest także „praktycznie pewne”, że ekstremalne upały stały się częstsze i bardziej intensywne od lat 50. XX wieku, podczas gdy zimne wydarzenia stały się rzadsze i mniej dotkliwe.
Zdaniem autorów raportu to ludzie „ogrzewają ziemię”, to my jesteśmy odpowiedzialni za ocieplenie emitując do atmosfery m.in. dwutlenek węgla powodując powstanie tzw. „efektu cieplarnianego”. Część z podpisanych pod raportem badaczy uważa, że hipoteza ta jest prawdopodobna w 90%, niektórzy (jak np. prof. Eda Hawkinsa z University of Reading w Wielkiej Brytanii) uważają ją za niemal pewną.
Powyższe informacje zaczerpnąłem z jednego z artykułów relacjonujących fakt wydania tego raportu. Kilka kwestii od razu wzbudziło moje wątpliwości. Chciałbym przypomnieć, że teorie o wpływie człowieka na zmiany klimatyczne pojawiały się już w starożytności, gdy nasza populacja i aktywność gospodarcza były znacznie niższe. Dyskusyjna jest również teza mówiąca o wyjątkowości obecnego ocieplenia nawet jeśli zawęzimy czas zmian do ostatnich 2000 lat. Przecież jeszcze w początkach naszego tysiąclecia Grenlandia w chwili przybycia na te wyspę Wikingów była „Zielonym lądem”, a wcześniej w VI wieku doszło do stosunkowo gwałtownego ochłodzenia, które trwało prawie 200 lat, później ponownie doszło do stopniowego ocieplenia, które trwało przez prawie 500 lat. To długotrwałe, złożone procesy. Moim zdaniem, tak wówczas, jak i obecnie, nie odpowiada za nie człowiek, lecz sama przyroda. Bezpośrednimi przyczynami ochłodzeń były wielkie kataklizmy (upadki wielkich meteorytów i erupcje stratowulkanów lub nasilenie wulkanizmu). W wyniku zanieczyszczenia stratosfery dochodziło do kilkuletniego (czasami w wyniku trwającego wulkanizmu nieco dłuższego) przyrostu lodowców. Ich wielkość ma znaczący wpływ na klimat, gdyż to one ochładzają płynące pod nimi prądy oceaniczne. To bardzo złożone procesy, które trwają też dziesiątki, nawet setki lat. Ziemia jest pulsującym organizmem. Okresy ochłodzeń i ociepleń są naturalnym efektem zachodzących w niej zmian.
Jeśli nie dojdzie do kolejnego kataklizmu i spowodowanego nim okresowego nawrotu ochłodzenia, za dziesięć, może kilkadziesiąt lat klimat Ziemi ociepli się. Powierzchnia lodowców wciąż ulegać będzie zmniejszeniu, Grenlandia stanie się ponownie „zielonym lądem”. Topnienie lodowców będzie powodem wzrostu tempa ocieplenia, gdyż jak pisałem to one ochładzają prądy oceaniczne. Może również dojść w związku z tym do podniesienia się poziomu oceanów i mórz aż o 2 metry. Z tym, niezależnie od tego gdzie widzimy przyczyny tych zmian, musimy się zgodzić. Nie wiem jednak, co autorzy raportu pojmują pod pojęciem kluczowy limit temperatury. Przypuszczalnie będziemy musieli żyć w Świecie, w którym średnia temperatura na Ziemi będzie wyższa od obecnej o około 1,5 do 2 stopni Celsjusza. Czy jest to temperatura „kluczowa”? Była w historii ludzkości taka już kilka razy.
Moim zdaniem, nie jesteśmy w stanie temu przeciwdziałać. Owszem, możemy zmniejszyć emisję dwutlenku węgla stosując nowe technologie. To jednak proces wieloletni. Lodowce stopnieją wcześniej. Moim zdaniem, to jednak nie nasza „produkcja” dwutlenku węgla powoduje zmiany klimatyczne. Ilość tego będzie przecież rosła wraz z ociepleniem, choć na nie wpływu nie mamy.
Oczywiście popieram odchodzenie od wykorzystywania paliw kopalnych (węgla, gazu) jako źródła energii. To ważne, by żyć w czystym środowisku. Z wielkim optymizmem patrzę też na próby wykorzystywania innych źródeł energii, promieniowania słonecznego, wiatru, prądów wodnych, widzę też przyszłość w paliwie wodorowym. Dokonaliśmy niebywałych odkryć. Dziś tylko głupcy mogą twierdzić, że kiedyś może nam zabraknąć energii. Nauczyliśmy się ją wytwarzać z tak wielu źródeł, nauczyliśmy się też ją gromadzić. Nauczyliśmy się nawet ponownie zamieniać dwutlenek węgla w węgiel i taki magazynować (projekt taki jest nawet realizowany w formie jednego ze start-upów). Poza ostatnim pomysłem wszelkie inne działania uważam za niezwykle pozytywne. Z każdym rokiem żyjemy w coraz czystszym świecie. Oczywiście musimy jeszcze ograniczyć zanieczyszczanie środowiska tworzywami sztucznymi… musimy się jeszcze wiele nauczyć. Powinniśmy też zmienić sposób naszego myślenia, naszego podejścia do zagadnienia ocieplenia. Spór o jego przyczyny nie prowadzi do żadnych sensownych wniosków.
Dziś w dzień po opublikowaniu raportu klimatycznego ONZ-tu trafiłem na jednym z portali na spór jednego z polskich naukowców z doradcą prezydenta. Prof. Szymon Malinowski, fizyk atmosfery i przewodniczący zespołu doradczego PAN ds. kryzysu klimatycznego ostro skomentował słowa doradcy prezydenta Andrzeja Dudy Pawła Sałka, który w Polskim Radiu powiedział, że „wpływ człowieka na zmiany klimatu to tylko głośniejsza koncepcja w przestrzeni medialnej”. Uznał taki pogląd za nieodpowiedzialność i nieuctwo, to znaczy kompletną nieumiejętność korzystania z dostępnej informacji. Pomijam, że prof. Malinowski popełnia tu błąd w dyskusji używając tu tzw. argumentum ad personam (łac. „argument wymierzony w osobę”), pozamerytorycznego sposobu argumentowania, w którym dyskutant porzuca właściwy spór i zaczyna opisywać faktyczne lub rzekome cechy swego przeciwnika bądź jego dokonania. Czyżby profesor ten nie znał dzieła Artura Schopenhauera „Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów”?
Otóż istnieją inne teorie na temat zmian klimatycznych i to już od XVIII wieku. Autorem tej, że odpowiadają za nie wulkanizm i prądy morskie był m.in. Beniamin Franklin. Można prześledzić takie związki na przestrzeni tysięcy, dziesiątek tysięcy, milionów, a nawet miliardów lat istnienia naszej planety. Pomińmy jednak ten spór. Moim zdaniem, należy dziś pytać nie o to, kto jest odpowiedzialny za zmiany klimatyczne, jak takowe zmiany powstrzymać (np. dążyć do ograniczenia emisji dwutlenku węgla), lecz zacząć zastanawiać się nad tym i szukać rozwiązań, w jaki sposób się do tych zmian dostosować i w jaki sposób niwelować ich skutki.
Skutkiem ocieplenia klimatu jest topnienie lodowców i w konsekwencji wzrost poziomu oceanów i mórz. Grozi nam utrata ogromnych połaci ziemi. Czy możemy temu przeciwdziałać? Otóż uważam, że tak. Powinniśmy zacząć gromadzić zapasy wody na lądach. Potrafimy dziś wodę odsalać, uzdatniać. Mamy też na to środki. Wystarczy tylko o 1% zmniejszyć wydatki na zbrojenia. Będziemy żyć w klimacie cieplejszym, ale i bardziej wilgotnym. Działania takie winne być podejmowane w skali globalnej i często nawet finansowane w skali międzynarodowej. Czytam np. że gdzieś tam, w USA usycha jezioro. Nie musi, taki kraj jak Stany Zjednoczone stać na to, by doprowadzić doń wodę.
Wodę mogą absorbować również i lasy. Tych sadzimy już dziś coraz więcej. Optymizmem napawa ogromny las (8 tys. km) na Saharze, pustyni Gobi…. Czy nie mogłyby być te lasy szersze? Możemy przecież również je nawadniać. Tak jak pięć tysięcy lat temu ocieplenie spowodowało to, że wymyśliliśmy meliorację, tak teraz, w wyniku obecnego ocieplenia w skali globalnej jesteśmy w stanie znaleźć wiele rozwiązań.
Oczywiście nie wszyscy się z tym zgodzą. Są wciąż tacy, którzy powodowani egoizmem, chcą przerzucić skutki zmian klimatycznych na innych. Niektórzy wciąż uważają, że rozwiązaniem może być imperializm.
Proponuję by Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC) ONZ zaprzestał zabawy w Kasandrę i zmienił swój sposób myślenia. Niezależnie od tego jakie są powody obecnego ocieplenia klimatu naszym problemem jest nie tyle szukanie winnych, co znalezienie metod i środków dostosowania się do tych zmian. Obrócenia ich na naszą korzyść. Jeśli nie można przeciwdziałać zmianom, powinniśmy myśleć o tym w jaki sposób się do nich dostosować, jak ograniczyć ich skutki.
Piotr Kotlarz
Obraz wyróżniający: Obraz Mario Hagen z Pixabay.