O historii walk z zarazą – powstanie pierwszych szczepionek

0
924

O historii walk z zarazą – powstanie pierwszych szczepionek.

 „Zaledwie” – postanowiłem zacząć poniższy artykuł tym słowem i użyję go kilkakrotnie w jego wstępie, a i później, gdyż podejmując ten temat nie miałem świadomości, że historia wykorzystywania szczepień jest aż tak krótka. Jej naukowe początki liczą niespełna dwieście lat. To naprawdę niedługi czas w porównaniu z liczącą ponad pięć tysięcy lat historią państwowości. Wiele szczepionek zostało odkrytych i wdrożonych do produkcji dopiero za mojego życia. Kilkadziesiąt, lat temu!

Bardzo krótka jest historia odkryć i badań bakterii, bardzo krótka znajomości wirusów. Wirofagi, organizmy, które żywią się wirusami zostały odkryte zaledwie kilka lat temu (może nawet tylko dwa-trzy lata temu). Zaledwie dwa-trzy lata temu!

Piszę zaledwie, gdyż choroby zakaźne nękają ludzi od początku istnienia naszego gatunku, a pierwsze epidemie zaczęły się pojawiać wraz z powstaniem wielkich osad, a później państwowości. Z grubsza licząc towarzyszą nam już około 5 tysięcy lat. Użycie słowa „zaledwie” wobec określenia czasu odkrycia bakterii, czy wirusów, jest więc w pełni uzasadnione.

Słowo „zaledwie” jest szczególnie ważne zwłaszcza teraz, w czasie gdy ludzkość stanęła wobec kolejnej pandemii. Nawet nieszczególnie groźnej, jej śmiertelność sięga od 0,5 do 1% osób zakażonych, ale jednak wzbudza ogromny strach.

W swej historii społeczeństwa świata stawały wobec znacznie groźniejszych chorób, których śmiertelność szacowana była od 2% do nawet 50%. W wyniku niedożywienia, braku higieny i całkowitego braku wiedzy o drogach przenoszenia choroby i metod powstrzymywania i przeciwdziałania zarazie bywało, że w niektórych regionach śmiertelność była jeszcze większa. Czytałem kiedyś o pewnej epidemii w Egipcie, w wyniku, której śmiertelność była aż tak wielka, że mieszkańcy miast i wsi egipskich często w ciągu jednego miesiąca sporządzali aż siedem testamentów odnoszących się do jednej nieruchomości na kolejnych spadkobierców. Populacja Egiptu spadła wówczas prawie dziesięciokrotnie. Może to nieco zawyżone statystyki, ale słowo „nieco” wskazuje, że mimo wszystko śmiertelność w Egipcie była wówczas ogromna. Było to krótko przed ekspansją Arabów i w znacznej mierze ułatwiło wyznawcom Allacha podbój wyludnionych i zniszczonych gospodarczo obszarów. Określenia „Dżuma Justyniana”, „Czarna śmierć” odnoszą się do pandemii, które dotykały mieszkańców Europy, Azji i Afryki przez setki lat.

„Dżuma Justyniana” siała spustoszenie w drugiej połowie pierwszego tysiąclecia, „Czarna śmierć” od połowy XIV wieku. Przez cały ten czas, aż do początku dwudziestego wieku ludzkość nękało wiele innych chorób zakaźnych. Malaria, trąd, szczególnie dotkliwy w Europie w średniowieczu, ospa, tyfus, gruźlica… choć istniały od tysiącleci niektóre z nich zostały „odkryte” i nazwane dopiero w XX wieku.  Przez cały ten czas, aż do końca XIX wieku ludzkość nie potrafiła znaleźć przyczyny tych chorób, nie potrafiła też im przeciwdziałać. Praktycznie bowiem bez znaczenia pozostaje fakt, że niektórzy wcześniejsi „medycy” mieli pewne hipotezy, że czasami intuicyjnie stosowano pewne metody zapobiegawcze (np. kwarantannę”). Cóż z tego, jeśli hipotezy te nie były później naukowo potwierdzone, dzieła „uczonych” zostawały zapomniane. Człowiek wciąż wobec zarazy pozostawał bezradny. W europejskim kręgu kulturowym zarazę najczęściej uważano za dopust Boży, w islamie dla wiernych miała być wybawieniem (szybciej mogli znaleźć się w raju), dla niewiernych karą. Szukano „winnych”… świat pełen był rozmaitych szarlatanów.

W miarę skuteczną metodą była kwarantanna, ale i ta wobec braku wiedzy na temat metod przenoszenia się chorób była zazwyczaj bezskuteczna.

Już w 1377 r. Wielka rada Republiki Raguzy (dziś Dubrownik) wydała historyczny dekret o kwarantannie. Lakoniczny komunikat wpisany do księgi praw republiki mówił jasno: ktokolwiek przybywa z terenów objętych zarazą, nie zostanie wpuszczony do miasta ani na podległe mu terytorium. Wspomnianą zarazą była słynna Czarna Śmierć, czyli dżuma, jedna z najbardziej śmiercionośnych epidemii w dziejach ludzkości. Z rozkazu dubrownickiej rady załogi przypływających do portu statków musiały spędzić 30 dni w odosobnieniu na jednej z trzech położonych nieopodal portu niezamieszkanych wyspach: Mrkan, Bobara i Supetar. Później stosowało je wiele innych miast. Po raz pierwszy w skali globalnej jest stosowana dopiero obecnie.

Ciągłe wojny, podboje, zniszczenia uniemożliwiały, w każdym razie bardzo utrudniały rozwój nauki. Ta potrzebuje czasu, dyskusji, badań. Musi narastać w czasie.

Pierwsze mikroskopy powstały dopiero pod koniec XVI wieku. Powiększały zaledwie dziesięciokrotnie i ich znaczenie naukowe było bardzo nieznaczne. Potrzeba było ponad pół wieku, by to narzędzie badawcze udoskonalił  Antoni van Leeuwenhoek holenderski urzędnik miejski, przedsiębiorca i przyrodnik (bez formalnego wykształcenia uniwersyteckiego). Jego mikroskop był wciąż tylko jednosoczewkowy, ale był już wystarczający do tego, by dostrzec pierwsze mikroorganizmy i bakterie (powiększenie 270x). Doszło do tego zaledwie 260 lat temu. Powinienem tu użyć drugiego słowa – aż. Aż tak późno.

Van Leeuwenhoek z fascynacją obserwował pod mikroskopem niemal wszystko, co przyszło mu do głowy – m.in.: strukturę  kości i mięśni, krwinki czerwone, bakterie, orzęski, plemniki. Co ciekawe i ważne, jako pierwszy znalazł i odkrył jaja much przez co obalił teorię samorództwa – wprowadzoną przez Arystotelesa w IV wieku p.n.e. Aż ponad dwa tysiące lat potrzebowała nauka na to, by odrzucić odwoływanie się w niej do autorytetu, odrzucić tę błędną „teorię”. Dlaczego potrzeba było nam na to aż tyle czasu? Warto stawiać takie pytania, warto też szukać na nie odpowiedzi.  

Niestety, mimo że mikroskopy van Leeuwenhoeka były wówczas najlepsze na świecie, wiedzę o ich produkcji  (tak szkieł, jak i mikroskopów) zatrzymał on tylko dla siebie. Zwyciężyła chęć zysku (van Leeuwenhoek został producentem mikroskopów). Szkoda, na pewno powstrzymało to na jakiś czas rozwój nauki. Nie znano jednak wówczas pojęć patent i tantiemy i ujawniając tajemnicę van Leeuwenhoek utraciłby możliwość czerpania zysków ze swego odkrycia.

Dzięki odkryciu mikroskopu, a później jego doskonaleniu, powstały nowe dziedziny nauki, cytologia oraz mikrobiologia. Dzięki wykorzystaniu mikroskopu możliwy stał się też ogromny postęp w leczeniu chorób zakaźnych. W roku 1882 Robert Koch odkrył z pomocą mikroskopu bakterie gruźlicy.

Bakterie zostały po raz pierwszy zauważone w 1686 roku przez wspomnianego Antoniego van Leeuwenhoeka, a swą nazwę uzyskały znacznie później, bo dopiero w 1838 roku, od greckiego słowa baktērion (βακτηριον), czyli „pałeczka”, przez Christiana Gottfrieda Ehrenberga. Ich patogenność wykazał jeszcze później Louis Pasteur, który wraz z Robertem Kochem Pasteur od samego początku był zwolennikiem teorii wywoływania chorób przez bakterie.

Jeszcze później zostały odkryte wirusy. Dziś już o tym nie pamiętamy, ale źródeł „hiszpanki” (grypy, która przyniosła śmierć dziesiątkom milionów jej ofiar), w czasach jej panowania, upatrywano jeszcze w bakteriach.

Chociaż istnienie bakterii chorobotwórczych było już pewne w XIX wieku, nie było skutecznych lekarstw do walki z nimi. Pierwszy lek, który nadawał się do zwalczania krętków bladych (Treponema pallidum) wywołujących kiłę, wprowadzony do obrotu w roku 1910 jako salwarsan. Jego twórca był Paul Ehrlich, jego prace były podstawą do rozszerzania wiedzy o bakteriach i doprowadziły do stworzenia metody barwienia Grama.

Co ciekawe, nieco wcześniej od odkrycia patogenności bakterii po raz pierwszy w sposób świadomy zastosowano szczepionkę przeciwko chorobie wywoływanej przez nieznane jeszcze wirusy. Pierwszym i dotychczas jedynym zwycięstwem człowieka nad wirusami było wprowadzenie powszechnych szczepień przeciwko ospie prawdziwej. Przed erą szczepień chorowało na nią w samej Europie 400 tys. ludzi rocznie. U 25 proc. chorych choroba kończyła się zgonem.

Początkowo coś w rodzaju szczepionki na tę chorobę  znała „medycyna ludowa”. Na przykład w Chinach do walki z ospą używano proszku ze strupów lub ropy, pobranych od chorych z łagodnym przebiegiem choroby. W Indiach wykorzystywano metodę polegającą na zakładaniu dzieciom ubrań po chorych lub wkłuwaniu igieł z ropą zakażonych. Niestety wykorzystywane wówczas sposoby obciążone były wysokim ryzykiem i nie przynosiły dobrych skutków, czyli takich, które osiąga nowoczesna medycyna.

Kluczową datą w pracach prowadzonych nad rozwojem szczepień jest 14 maja 1796 r. Tego dnia brytyjski doktor Edward Jenner podał 8-letniemu Jamesowi Phippsow wirusa ospy krowiej. Przed tym eksperymentem Jenner zaobserwował, że osoby, które pracują przy bydle, nie zapadają na ospę prawdziwą, a przechodzą łagodniejszą formę choroby. Był to pierwszy przypadek podania szczepionki oraz przełomowe odkrycie, bo ospa prawdziwa zwana ospą czarną od lat była śmiertelnym zagrożeniem dla populacji świata. To ta choroba doprowadziła do zdziesiątkowania populacji rdzennych mieszkańców Ameryki. Po podaniu szczepionki, u chłopca rozwinęła się niegroźna postać choroby. Potem lekarz zaszczepił Jamesa kolejny raz, ale tym razem ospą prawdziwą. Chłopiec nie zachorował. W XIX wieku metoda Edwarda Jennera zwana wakcynacją (od variola vaccina – ospa krowia) rozpowszechniła się w Europie, a potem i na świecie. 200 lat później, w 1980 r. Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła, że dzięki szczepionce opracowanej przez Jennera ospa prawdziwa została wyeradykowana, czyli całkowicie zwalczona. Powinienem tu jednak dodać słowo „prawie”. Prawie całkowicie, nie wszędzie jednak i nie stale są stosowane szczepionki i bywa, że wirus  niekiedy powraca. Warto więc przypomnieć, że przed erą szczepień liczba zachorowań na odrę sięgała tylko w Polsce do 200 tys. rocznie. Umierało około 300 dzieci, tysiące miały powikłania wymagające długotrwałej hospitalizacji.

Kolejnym ważnym wydarzeniem w dziedzinie wakcynologii, czyli dziedzinie zajmującej się szczepieniami ochronnymi, było wynalezienie szczepionek przeciwko chorobom wywoływanym przez bakterie: wąglikowi oraz wściekliźnie. Autorem tych dokonań był francuski chemik Louis Pasteur. Początkowo wyprodukowaną przez siebie szczepionkę przeciwko wściekliźnie z pozytywnym skutkiem podawał zwierzętom. W 1885 r. do Francuza zgłosiła się matka z dzieckiem, którego pogryzł chory pies. Wówczas dziecku zaaplikowano serię szczepionek. Eksperymentalna kuracja okazała się być skuteczna także w przypadku ludzi – chłopca ocalono przed śmiercią.

W 1921 roku we Francji Albert Calmette oraz Camille Guerina wyizolowali szczep bakterii wywołujący gruźlicę bydła i zastosowali szczepionkę opracowaną na tej podstawie u ludzi. 

Dziś jest dla nas wiedzą oczywistą, że tyfus plamisty wywołują bakterie Rickettsia prowazekii, czyli riketsje, które są przenoszone przez wszy i pchły.  Choroba ta nękała ludzi „od zawsze”, szczególnie w czasie wojen i rewolucji. Po wybuchu rewolucji w Rosji na tyfus zachorowało 25 mln ludzi, a zmarł co dziesiąty chory. W tym czasie znano już źródło tej choroby, cóż z tego skoro nie potrafiono im przeciwdziałać.

Wiedzę o przenoszeniu tyfusu przez pchły pozyskano w 1909 roku dzięki badaniom lekarza i bakteriologa z Instytutu Pasteura, Charlesa Nicolle’a.  Jego badania, wprawdzie późno, bo dopiero w 1928 r. zostały nagrodzone Nagrodę Nobla. Było to, wydawałoby się dość „proste” odkrycie, a jednak musieliśmy na nie czekać aż tak długo.

W mojej ocenie znacznie trudniejszym było odkrycie szczepionki przeciwko tyfusowi, której użycie może tej chorobie zapobiec. Wynalazcą pierwszej szczepionki na tyfus był Rudolf Stefan Jan Weigl, także Weigel (ur.  1883 w Przerowie, zm.  1957 w Zakopanem), polski biolog i wynalazca Był on prekursor zastosowania owadów, głównie wszy odzieżowej jako zwierzęcia laboratoryjnego do hodowli zarazka tyfusu. Swe badania prowadził także w czasie okupacji (jego szczepionkę dostarczano także do warszawskiego getta). Po wojnie ten wielki uczony był zwalczany przez władze komunistyczne, które udaremniły przyznanie mu w 1948 Nagrody Nobla, do której był zgłoszony przez Akademię Szwedzką. Był fałszywie oskarżany przez niektórych swoich współpracowników o kolaborację z Niemcami.

Obok szczepionek skutecznym lekarstwem przeciwko chorobom wywoływanym przez różne bakterie okazały się antybiotyki. Odkrycie pierwszego antybiotyku (penicyliny) zostało dokonane w 1928 roku przez Alexandra Fleminga, który zauważył, że przypadkowe zanieczyszczenie podłoża pleśnią Penicillium chrysogenum powstrzymuje wzrost kultur bakterii z rodzaju Staphylococcus. Oprócz pleśni zdolnością wytwarzania antybiotyków wyróżniają się promieniowce i niektóre bakterie. Wkrótce po odkryciu penicyliny pojawiły się następne antybiotyki: naturalne, półsyntetyczne i syntetyczne. Wprowadzenie antybiotyków do lecznictwa było przełomem dającym lekarzom oręż do walki z chorobami zakaźnymi, które do tej pory były przyczyną śmierci i chorób setek milionów osób. Antybiotyk, który skutecznie zwalczył białą zarazę (gruźlicę), odkrył Selman Waksman (1888-1973), za swoje odkrycie w 1952 r. zdobył Nagrodę Nobla.

Antybiotyki można stosować w leczeniu większości chorób zakaźnych wywoływanych przez bakterie, ale na wirusy nie działają. Aby się z nimi zmierzyć, świat musiał poczekać na stworzenie szczepionek przeciwko tym zarazkom.

Historia wirusologii jest jeszcze krótsza od historii bakteriologii. Do odkrycia wirusów doszło wiele lat po odkryciu bakterii. Mikroskopy przez bardzo długi czas były jeszcze zbyt niedoskonałe, byśmy mogli je dostrzec. 

Czas tych odkryć naprawdę jest nieodległy. Tu słowo „zaledwie” naprawdę aż się narzuca. Przypomnijmy daty:

w 1989 r.  Dmitrij Iwanowski odkrył, że chorobę mozaikową tytoniu i ziemniaka wywołują zarazki przesiąkające przez filtry bakteryjne (za odkrywcę wirusów uważa się też Martinusa Willema Beijerincka),

 w 1910 r. – Peyton Rous stwierdził, że wirusy wywołują u zwierząt objawy rakotwórcze,

w 1917 r. – Félix Hubert d’Herelle odkrył wirusy niszczące bakterie tzw. bakteriofagi,

w1931 r. – Ernst Ruska skonstruował pierwszy mikroskop elektronowy,

w 1935 r – Wendell Meredith Stanley doprowadził do postaci krystalicznej wirusa mozaiki tytoniowej,

w 1939 r. po raz pierwszy udało się zobaczyć wirusa gdy wykorzystano mikroskop elektronowy.

1949 r. – Alfred Day Hershey odkrył u bakteriofagów rekombinację,

w 1952 r. – Alfred Day Hershey i Martha Chase udowodnili na przykładzie bakteriofagów, że DNA jest podstawowym nośnikiem informacji genetycznej.

  Ostatnia data przypada na rok po moich urodzinach. To naprawdę bardzo niedawno.

Pod koniec I wojny światowej, gdy grypa zabierała miliony ofiar, lekarze nie wiedzieli, z jakim przeciwnikiem mają do czynienia. Początkowo sądzili, że walczą z nowym zarazkiem, bakterią, którą roboczo nazwali „x”.

Zdawali sobie sprawę, że zakażenie przenosi się drogą kropelkową poprzez kichanie, kasłanie oraz przy kontakcie zainfekowanych dłoni z ustami. Czerwony Krzyż zalecił stosowanie dwuwarstwowych maseczek z gazy, aby powstrzymać rozprzestrzenianie się choroby. Maseczki noszone przez personel medyczny dawały tylko złudną namiastkę bezpieczeństwa. Nie były wstanie zatamować mikroskopijnych cząsteczek wirusa aczkolwiek ograniczały jego emisję np. podczas kichania.

Jednoznaczne dowody na to, że główną przyczyną ludzkiej grypy jest wirus przedstawili brytyjscy naukowcy dopiero w 1933 r. Ustalono też, że wirus grypy dzieli się na typy: A, B i rzadko C. W następnych latach kolejne zespoły naukowców potwierdzały wyniki brytyjskich badań. Kolejnym przełomem było sztuczne wyhodowanie wirusa, który był bazą do rozpoczęcia badań nad szczepionką. W latach czterdziestych żołnierzom podano pierwsze zatwierdzone szczepionki przeciw grypie i dzięki nim udało się uniknąć hekatomby z czasów I wojny światowej. Niestety, ze względu na dużą zmienność antygenową nie jest możliwe stworzenie jednej skutecznej szczepionki. Dlatego naukowcy co roku opracowują nową , której skuteczność jest zmienna. W zależności od sezonu taka szczepionka może chronić przed grypą, zmniejszać jej skutki lub być dla wirusa obojętna. Z powodu wciąż niezadowalającej skuteczności prowadzone są badania nad uniwersalnym panaceum na tę chorobę.

Chorobą przenoszoną przez wirusy jest choroba Heinego-Medina (łac. poliomyelitis anterior acuta, ostre nagminne porażenie dziecięce, wirusowe zapalenie rogów przednich rdzenia kręgowego, polio, H14, potocznie: heinemedina) – wirusowa choroba zakaźna wywoływana przez wirusa polio, przenoszona drogą fekalno-oralną. Nazwa tej choroby wywodzi się od nazwisk dwóch uczonych, którzy tę chorobę opisali: Jakob Heine (w roku 1840 jako porażenie dziecięce) i Karl Oskar Medin (w roku 1890 jako ostrą chorobę zakaźną). Pierwszego jej klinicznego opisu  dokonał angielski lekarz Michael Underwood w 1789 roku jako „osłabienie kończyn dolnych”. Prace Jakoba Heinego z 1840 roku i Karla Oskara Medina z 1890 roku przyczyniły się do rozpowszechnienia nazwy choroba Heinego-Medina. Do XIX w. występowała sporadycznie, później nastąpiła pandemia, obejmująca głównie półkulę północną.

Historia wynalezienia szczepionki na tę chorobę wiąże się ponownie z polskim lekarzem, oraz badaczem, urodzonym w Warszawie Hilarym Koprowskim, który ukończył studia i pracował w Stanach Zjednoczonych. Podkreślam jego polskie pochodzenie, gdyż tak właśnie się określał. Oczywiście kwestia pochodzenia naukowców nie jest tu najważniejsza. Rozwój nauki jest wynikiem pracy bardzo wielu, wkład jednostek jest ważny, ale nie najistotniejszy. Podnoszą ją jednak inni, podnośmy i my. Zauważmy (znów) jednak, że kolejne odkrycia stają się już dorobkiem całych zespołów badawczych.

Hilary Koprowski niedługo po przyjeździe do Stanów Zjednoczonych poznał bakteriologa z Południowej Afryki – Maxa Theilera (późniejszego laureata nagrody Nobla z 1951 roku za swoje prace, które ocaliły życie żołnierzom walczącym w krajach tropikalnych w czasie II wojny światowej), pracującego nad szczepionką przeciwko wirusowi żółtej febry dla Fundacji Rockefellera w Nowym Jorku. Było to o tyle istotne, że Koprowski zastosował podobne metody przy opracowywaniu szczepionki przeciwko polio – wykorzystania do szczepień inaktywnych form żywego wirusa. Po wielu próbach znalazł odpowiedniego dla wirusa „gospodarza” (szczura bawełnianego), który w warunkach naturalnych sam nie ulegał zakażeniu, natomiast namnażający się w jego organizmie wirus ulegał osłabieniu. Koprowski wraz ze swymi asystentami pobierał od zakażonych szczurów wycinki mózgu i wstrzykiwał je następnemu szczurowi. Powtórzono to kilkanaście razy, czego efektem było otrzymanie „żywego” wirusa, lecz o znacznie osłabionej zjadliwości, tzw. wirusa atenuowanego.

Szczepionka po raz pierwszy została podana 27 lutego 1950 r. dziecku, które wytworzyło swoiste przeciwciała. W styczniu 1952 roku Koprowski mógł już ogłosić pracę na temat prekursorskiej szczepionki (dopiero rok później wyniki swoich badań ogłosił Jonas Salk, a po nim – pochodzący z Białegostoku żydowski lekarz i bakteriolog Albert Bruce Sabin). Pierwsze masowe szczepienia odbyły się w 1958 roku w Kongo (ówczesnej kolonii belgijskiej), z powodu zaniepokojenia belgijskich władz doniesieniami o coraz częstszym występowaniu choroby w regionie granicy rwandyjsko-kongijskiej. W ciągu półtora miesiąca szczepionkę drogą doustną otrzymało ponad 250 tysięcy dzieci. To zawrotne tempo było możliwe dzięki temu, że roztwór nie był aplikowany za pomocą strzykawek. Szczepionka okazała się bardzo skuteczna i bezpieczna, co spowodowało jej wprowadzenie do powszechnego użycia. To był początek walki z polio na masową skalę. Jesienią 1959 roku z inicjatywy ówczesnego dyrektora PZH w Warszawie, profesora Feliksa Przesmyckiego rozpoczęto masowe szczepienia w Polsce. Dzięki wpływom Koprowskiego firma farmaceutyczna Wyeth przekazała Polsce dziewięć milionów dawek zupełnie za darmo.

W artykule tym wspominam tylko o niektórych faktach z dziejów naszej walki z chorobami zakaźnymi. Historia naszej (w miarę skutecznej) z nimi wojny jest naprawdę bardzo krótka. Możemy mówić o wielu osiągnięciach, wiele odkryć jednak dopiero przed nami. Antybiotyki zbyt często stosowane okazują się coraz mniej skuteczne, nowe mutacje bakterii stają się na nie odporne, skuteczność  szczepionek jest coraz większa, ale i wirusy mutują. Z drugiej strony nie w pełni wykorzystujemy w badaniach i terapii możliwość jakie daje w walce z chorobami bakteryjnymi przyroda, np. wykorzystanie bakteriofagów. Może takie możliwości przyniosą badania nad wirusofagami. Wiele jeszcze przed nami, już dziś jednak możemy powiedzieć, że w tej walce niekoniecznie musimy przegrać. Drogą do wygrania tej walki jest wiedza, a tę zaczęliśmy pozyskiwać zaledwie od nieco ponad dwustu lat.

Piotr Kotlarz

Artykuł ten jest swego rodzaju zapowiedzią książki „Człowiek wobec zarazy”, która ukaże się nakładem Fundacji Kultury WOBEC w czerwcu b.r.   

Obrazek wyróżniający za: By U.S. Army photographer – Army.mil http://www.army.mil/-images/2008/09/24/22729/army.mil-2008-09-25-103608.jpg, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=9913432