Ryszard Filbrandt
Toczące się kule
Nad dużym, pokrytym szarym płótnem stołem wisiała duża lampa, z której padało światło na spoczywające w bezruchu kolorowe kule.
Nagle … gdzieś obok rozległ się huk, potem drugi i trzeci. Na skutek tych eksplozji kilkakrotnie zatrząsnął się stół umieszczony akurat w tym pomieszczeniu. Nieruchome dotąd kule, wyrwane raptownie z drzemki zaczęły toczyć się w różne strony, uderzając przy tym jedne o drugie. W ten sposób na powierzchni sukna nastąpiła radykalna zmiana sytuacji. Kule zaczęły łączyć się ze sobą według kolorów. I tak, czarne zbijały się z czarnymi, tworząc w ten sposób jednolitą masę. Z kolei niebieskie lgnęły do niebieskich. Białe do białych, a zielone do zielonych. Uformowane na tej regule kolumny kul przypominały oddziały wojska w szyku bojowym, które (póki co) otrzymały od swych dowódców rozkaz: „Stój!”.
Okres pozornego spokoju przeszedł właśnie do historii. W poszczególnych kolumnach następowały dosyć znaczące zmiany. Kule zaczęły wolno toczyć się w różne kierunki, napierając przy tym coraz odważniej jedne na drugie. Z początku wyglądało to na niewinną grę, na sztubackie zaczepki. Jednak, w miarę upływu czasu, sytuacja przybrała inny obrót. Kule stały się coraz bardziej agresywne. Z coraz większym impetem napierały na siebie, chcąc pokazać przeciwnikowi swoją siłę, a przez to ważność na stole. Rozpoczęła się twarda, bezpardonowa walka. Biorące w niej udział strony nie oszczędzały się ani na jotę. W trakcie tych potyczek można było zauważyć dziwne przypadki zachowań kul. Na przykład, niektóre z nich po kryjomu opuszczały swoje dotychczasowe szeregi i natychmiast przyłączały się do dotychczasowych wrogów, przybierając automatycznie ich kolor.
Upłynęła jedna godzina, za nią druga i trzecia, a na stole wciąż toczyła się walka o władzę. Skutkiem przeciągającego się konfliktu nastąpiła zmiana układu sił. Na planie pozostały kule niebieskie, zielone i czerwone. Tych ostatnich było najmniej. Przeważały te pierwsze i drugie. To głównie one toczyły ze sobą dalsze potyczki.
Nie ulegało wątpliwości, że w tej długotrwałej grze przewagę osiągnęły kule czarne. Stało się to dzięki wchłonięciu w swoje szeregi pewnej ilości kul do tej pory niezdecydowanych. Niezależnie od tego, to tu, to tam powstały również oazy, w których założono stałe bazy innych kolorów. Tam właśnie rozpoczęły się działania, które z każdą chwilą przybierały na sile.
Trening
Spojrzał na zegarek. „Czas na trening”- pomyślał, po czym wyłączył komputer i począł czynić przygotowania do kolejnych zajęć, tym razem sportowych. Na początek ubrał się w odpowiedni, obowiązujący obecnie strój do biegania, a więc ciasny, ściśle przylegający do ciała, uszyty ze specjalnego materiału dres, modne, wysokiej klasy buty, czapkę i okulary przeciwsłoneczne. Potem z szafy wyjął niezbędne dla szanującego się biegacza akcesoria, które z niezwykłą starannością założył na różne części ciała.
Zamykając za sobą drzwi mieszkania, w lekkich podskokach zbiegł na dół. Zatrzymał się dopiero na chodniku. Tutaj jeszcze raz sprawdził dokładnie wszystkie oprzyrządowania, które miał na sobie, a które były niezbędne przy pokonywaniu zaplanowanej trasy biegowej. W pierwszej kolejności włączył GPS i umocowany na ramieniu ciśnieniomierz krwi, a także wyzerował licznik mierzący ilość przebiegniętych kilometrów. Dopiero potem założył ciemne okulary i słuchawki z ulubioną muzyką. Na wszelki wypadek jeszcze raz upewnił się, czy jest odpowiednio zaciśnięty na biodrach pas, na którym zawieszona była butelka ze specjalnym płynem do picia, termometr, telefon komórkowy i pojemni z gazem pieprzowym (na wypadek chuligańskiego napadu). Przed samym startem włączył umocowaną na czapce z daszkiem miniaturową kamerę.
Warunki atmosferyczne były odpowiednie do długiego biegu ulicami centralnej części miasta. Nie tracąc więc czasu, amator ruchu na „świeżym” powietrzu ruszył na swoją trasę.
Nieopodal siedział przy drzewie owczarek niemiecki i z otwartym ze zdziwienia pyskiem przyglądał się poczynaniom młodego biegacza. Kiedy zniknął mu z oczu, zamruczał i podrapał się po głowie.
Rewia mody
Prawie wszystkie miejsca na widowni były zajęte. Mężczyźni i kobiety (płeć piękna, jak zwykle na tego typu imprezach, przeważała) ze starannie wypielęgnowanymi twarzami, na których malował się wyraz skupienia, patrzyli na oświetlony jaskrawym światłem wybieg. Na nim to właśnie w dziwnych –dla niewtajemniczonych- ale obowiązujących w tej branży krokach, paradowały modelki i modele, prezentując najnowsze kreacje głośnego projektanta. Asystowały im błyski fleszy, odpowiednio stonowana muzyka i westchnienia pań.
W pewnym momencie pokazu, na scenie pojawił się mężczyzna w średnim wieku z dużymi, wypchanymi do granic możliwości reklamówkami w obu rękach. Ten wyraźnie niepasujący do tego miejsca człowiek ubrany był w stary, wymięty, a przy tym mocno poplamiony płaszcz i podobnego typu spodnie. Na głowie miał staromodny, sfatygowany kapelusz. Obłocone kalosze dopełniały resztę odzienia tego indywiduum, które szło wolnym, ociężałym krokiem, rozglądając się bacznie wokół siebie, z widocznym na nieogolonej twarzy zdziwieniem. Widownia na jego obecność- w pierwszej chwili konsternacji – wstrzymała oddech. Dopiero potem wybuchnęła śmiechem, zarazem lustrując badawczym spojrzeniem owego dziwoląga. Z jednej strony nie było w tym dziwnego, bo przecież nikt do końca nie był pewny, czy to kolejny model prezentuje ów dziwny strój, czy też chuligański wybryk starego żebraka. Akurat żadną opinią z ich strony mężczyzna w starym płaszczu i leciwym kapeluszu wcale się nie przejmował, tylko dalej uparcie brnął przed siebie. Kiedy poczuł, że ogarnia go zmęczenie, przystanął i ostrożnie wypuścił z rąk obydwie torby. Po kilku głębszych oddechach zdjął swoje nakrycie głowy, ukazując tym samym długie, dawno nie myte i nie czesane włosy.
Zebrana na sali widowiskowej publiczność miała już dosyć tego cudaka w ohydnym płaszczu i śmiesznym kapeluszu. Aby dobitnie wykazać swoje niezadowolenie, zaczęła gwizdać i kierować w jego stronę różnego rodzaju wyzwiska. Kiedy ten wreszcie zorientował się w sytuacji, szybkim ruchem założył z powrotem kapelusz na głowę, chwycił swoje pakunki i pospiesznie podreptał w stronę wyjścia.
Gdy na wybiegu pojawiły się modelki w strojach plażowych, rozległy się oklaski i westchnienia płci brzydkiej. Wszystko wróciło do normy.
RYSZARD FILBRANDT urodził się w 1950 r. w Malborku. Debiutował dosyć późno, bo dopiero w 1990r. arkuszem literackim „Klocki dla dorosłych”. Później spod jego pióra wyszedł zbiór wierszy i miniatur prozatorskich „Przebudzenie” (1991). Kolejne publikacje to: „Impulsy istnienia”- opowiadania (1994), „Korowód”- mini powieść (1996), „W strumieniach światła”- opowiadania (1998), „Wyrok”- powieść (2001), „Zanim spadną grudy ziemi”- powieść (2003), „Przystań”- opowiadania (2006), „Cierń”- powieść (2008), „W objęciach świadomości” – powieść (2011), „Znaki przeciwne” – opowiadania (2013), oraz „Piórem w mur”- opowiadania (2016). Jego utwory ukazały się także w kilku pismach kulturalnych. Jest członkiem Związku Literatów Polskich.