Mahomet (Z cyklu: Cienie na ścianie) / Marek Weiss Grzesiński

0
363
Jezus nie był wojownikiem. Nie chciał zostać królem Izraela i nie zgadzał się na propozycje Zelotów, żeby siłą wywalczyć posłuch, wybić wrogów i religię Mojżesza uczynić ważniejszą od politeizmu rzymskiego cesarstwa. Obrał inną drogę do zwycięstwa, jakże zawiłą i najeżoną trudnościami. Piotrowi, który wydobył miecz i zranił jednego z żołnierzy, jacy przyszli uwięzić Jezusa, kazał odłożyć broń i nigdy już jej nie używać. Pół wieku później w odległej Arabii Mahomet zdecydował, że jego Bóg zostanie uznany przez wszystkich właśnie dzięki mieczom jego wojowników. Podbił wiele plemion, a jego następcy podbili pół świata. Do dzisiaj stosują przemoc i śmierć niewiernych jako najskuteczniejszą metodę szerzenia wiary.
Można Proroka Islamu podziwiać za zwycięstwa, albo nie zgadzać się z jego metodami. Dla badaczy religii i myślicieli zajmujących się metafizyką ważne jest to, że Mahomet pozostał w sercach wiernych człowiekiem. Nie aspirował do boskości. Uwielbienie, jakie wywołuje wśród swoich wyznawców, jest uwielbieniem dla bohatera i przywódcy z krwi i kości. Jego Bóg został zdecydowanie oddzielony od świata rzeczywistego. Allach stał się transcendentny najbardziej ze wszystkich bogów. Nie wyobrażano go sobie w ludzkiej postaci. Fundamentalnym zakazem był i jest do dzisiaj zakaz tworzenia jego wizerunków. Koran w przeciwieństwie do Starego i do Nowego Testamentu nigdy nie podsuwa wyobraźni wierzących obrazu starca z brodą siedzącego na chmurze, czy na tronie. Allach nie funkcjonuje wśród zjawisk i przedmiotów widzialnych znanych z codziennego życia. Mahomet konsekwentnie uwznioślił Boga tak, że pozbawił wyznawców możliwości spoufalania się z nim w modlitwie, jak z kimś znanym, kimś podobnym do patriarchy, zarządzającego każdą rodziną.
Ta idea Boga była najbliższa platońskiemu myśleniu o innej, wyższej rzeczywistości, w której stwórca świata może przebywać tajemniczy i nieskalany ludzkimi wyobrażeniami o jego codziennym bytowaniu. Ta boska rzeczywistość jest nieosiągalna dla jakiegokolwiek śmiertelnika. Tylko Prorok może ją właściwie rozpoznawać i tłumaczyć swoim wyznawcom jakie obowiązki wynikają z tamtej wyższej rzeczywistości dla każdego z nich tutaj w rzeczywistości niższej, materialnej. Ten radykalizm odzielenia metafizyki od rzeczywistości nie ma sobie równych. W chrześcijaństwie przypomina poglądy gnostyków, ale przerasta ich brakiem jakichkolwiek wątpliwości teologicznych. Aż dziwna jest popularność tego radykalizmu wśród milionów prostych ludzi, którzy w naturalnym odruchu próbują przecież sobie jakoś wyobrazić i oswoić transcendencję na miarę życia, które ich otacza. To tak jakby muzułmanie byli wśród nas tymi siedzącymi tyłem do wyjścia z jaskini, którzy nigdy nie ośmielają się odwrócić, żeby chociaż ukradkiem na chwilę zerknąć, co tam widać w oślepiającej jasności.
To, co prorok Mahomet objawił wiernym, żeby znosili trud pozazmysłowej transcendencji, zasługuje na uwagę. Oto ci, którzy wiernie wykonują nakazy Boga przekazane im przez proroka, dostąpią nieśmiertelności w Raju. To jest ten świat pośredni pomiędzy metafizyką a rzeczywistością ludzką. Świat, w którym zmysły dalej wspaniale będą funkcjonować, skoro najwierniejsi zostaną tam wynagrodzeni posiadaniem pięknych hurys w większej ilości, niż to mają dozwolone tu, na ziemi. Chrześcijanie w Raju mają obiecane wieczne szczęście obcowania z Bogiem, który zasiada wraz ze swoim prorokiem na tronie, a nad jego głową, identyczną przecież jak u człowieka, unosi się w kształcie gołębicy Duch Święty. Muzułmanin obcuje w Raju nie bezpośrednio z osobą Allacha, którego nie może sobie nijak wyobrazić, ale doznaje wiecznej szczęśliwości za pomocą obcowania ze swoimi hurysami, które chyba powinny zostać wyposażone w prawdziwe ciała, żeby ta wizja miała sens.
W chrześcijaństwie pojawiały się próby oderwania Boga od trywialnych ludzkich wyobrażeń. Przecież już biblijne przykazanie mówiło o tym, że nie wolno wykonywać podobizny Stwórcy. Dalsze rozdziały Biblii zaczęły jednak sączyć fantazjowanie na temat Boga i jego wyglądu, czy głosu. Z czasem to tak się rozpowszechniło, że obrazy i rzeźby zdominowały transcendentnego Boga i oddaliły wiernych od jego istotnych atrybutów. Wśród wiernych myślących i rozumiejących wagę problemu pojawiła się potrzeba walki z tym „bałwochwalstwem”. Perswazja kapłanów i teologów była słabym argumentem, bo mózg człowieka pracuje bez wytchnienia i rządzi się potrzebą poznania prawdy. Najczęściej na swój naiwny sposób. Powstał więc ruch ikonoklastów, którzy przemocą zakazywali tworzenia wizerunku Boga i niszczyli setki obrazów, jakie już istniały. Kary za malowanie brodatego patriarchy jako Boga, jak również Jezusa, którego przecież żaden prawdziwy wizerunek nie przetrwał, były dotkliwe. Trwało to niedługo. Daleko było wykonawcom tych kar do konsekwentnego radykalizmu Mahometa i jego następców, którzy do dzisiaj ferują wyroki śmierci za naruszenie zakazu tworzenia podobizn Allacha. Wciąż metafizyka pozostawała święta, nietykalna i niedostępna rozumowi ludzkiemu.
                                                              Marek Weiss Grzesiński
[Tekst publikowany był pierwotnie na Facebooku pana Marka Weiss Grzesińskiego. Tu za zgodą autora.]
Obraz wyróżniający: Za Facebookiem pana Marka Weiss Grzesińskiego