1 wielki zderzacz
jakby nie patrzeć części składowe wszechświata porastają mchem
wioski dziecięce
osiedla mieszkania z oknami na przestrzał
czy podwórza z widokiem na stany nieważkości
z jednej strony stary pałac
(tysiąc czterysta byków w trzech oborach leży pokotem)
z drugiej przez golden gate środkowym pasem do san francisco
tam gloryfikują tych którzy rozbijają ciało na własne potrzeby
cienka skóra krwawi
strużka przemienia się w rwącą rzekę
zaraz potem kiedy moszna przeleje się z nogawki na nogawkę
wystąpuje z brzegów
2 cierpliwi
druga strona rzeki to inna bajka
słupy graniczne stoją jak wryte
wraz ze wschodem słońca
nasze nielegalne cienie
przekraczają granicę
skaczą po wodzie jak kaczki – pod prąd
lub jak barki płyną z prądem
czas – wopista stoi obok
i udaje że nie widzi
siedzimy wolni i bez uprzedzeń
latem osiemdziesiątego ósmego
czekając aż zrobi się upał
i cienie wracając z wolna
przemycą morał tej opowieści
3 zdziwiona patrzy na twój uśmiech
budzisz się
być może ostatni raz
masz okazję
przyjrzeć się twarzy pielęgniarki
jej zręcznym rękom z których
morfina smakuje jak kompot wiśniowy
– mama cię gani że pijesz prosto z garnka
nie pamiętasz jej głosu
ale wiśnie na pewno znad dniepru
oczami staruszki patrzy na nie ośmiolatka
zbliża się maj – kwitną
niedługo dojrzeją
wypełnią
życiem jej usta
4 mam coraz bliżej
spojrzałem
w jej miękkie ze zmęczenia oczy
był w nich księżyc i stado bizonów
ich trop wyznaczał kurs
do odleglejszego świata
znanego tylko z opowiadań
zobaczyłem go
(a może tylko chciałem zobaczyć)
obok bocznego wejścia do ogrodu
pod liśćmi łopianu
były tam wszystkie minione wiosny
podczas których
nadzieja umierała mi na rękach
chcąc odradzać się silniejszą
lecz
ktoś
nieustannie wdeptywał ją w trawę
wyrywając kępami czterolistne koniczyny
a szczęście dostawało zapalenia spojówek
od ciągłego wpatrywania się
w niebo
5 zachód słońca na zatorzu
dopóki w butelce zostało trochę deszczu
nie gasną okna
jeszcze tańczą walca
po kwadracie
6 erotyk industrialny
niech będzie konkretny
jak falliczny kształt
fabrycznych kominów
na tle nieba
muśnięty tylko
kredką do brwi
7 byłem dziś…
byłem dziś z ojcem w parku
na grzybach
u babci
wujka Wieśka
i w szkole
wracając odwiedziliśmy jego kumpli
wypalił papierosa wypił piwo
…
szykujemy się
na imieniny u ciotki
(wkłada koszulę)
…
z braćmi we czwórkę
wybieramy sie na ryby
tato odkręcił termos z kawą
usiadł (szybko się męczył)
spojrzał na zegarek
już czas
zamknąłem ostatnią stronę albumu
Grzegorz Malecha (ur. 1979) – absolwent Uniwersytetu Szczecińskiego. Ojciec, mąż, właściciel kota i domu na wsi z widokiem na niebo. Miłośnik miejsc zapomnianych. Fotograf – amator.