URBI ET ORBI
poranne odurzenie szczęściem
jeszcze żyję
niebacznie wypełzam na balkon
chłonę mglisty widok
– jest dobrze – mówię
wpatrzonemu we mnie miastu
i tylko
środkowy komin elektrociepłowni
wypchnięty w górę
bezczelnie na baczność
błogosławi mnie
panu bogu i całemu
światu
STROLLING DOWN (CHAMPS ÉLYSÉES)
Piętrzą się jasne bulwary
Swym blaskiem dosięgnąć chcą słońca
Piętrzą się schody wciąż w górę
Piętrzy się bukiet róż i butelka szampana
(Nie, z tym szampanem… Przesada)
Piętrzą się okna i ściany
Wzwyż gotyckim wzbijając się łukiem
Pod sklepieniem piętrzą się myśli
Szept w naszych wnętrzach i czas się piętrzy
(Ależ skąd! Czas nie – jako jedyny)
Piętrzy się zapach miasta
Jego obraz w myślach i słowach
Wyrasta lekka stalowa konstrukcja
Kratownice się piętrzą miast serca
(I znowu… Te serca, no po co?)
Cholerna nieświadomość wokół nas się piętrzy
Jak wszystko inne tak i ona. A jakże
Piętrzy się skryty ból piętro po piętrze
A w nawiasach niepokój się piętrzy
(Niechby nawet i tak przyjdzie zasnąć nad ranem)
Tylko sen będzie zamiast…
…dręczył.
GARE DU MIDI
na wszystkich dworcach świata
i na autostradach
mijają się ci którzy mieli się spotkać
pośród mórz południowych
znad wytrawnego Martini
ich wzrok miał się zatrzymać
na dłużej pozostać
tymczasem przeminął prześliznął się
pobieżnie pospiesznie
jak dziewczyny na wrotkach
w pierwszej klasie wagonu
intercity lub euro-
siedzą zapatrzeni w kolorowe pismo
ci którym było na siebie spoglądać
kupić wspólne bilety
do paryża lub wiednia
mieli się w drodze poznać
nie poznali pojechali poszli
każde w swoją stronę
jak krajobraz za oknem
na wszystkich dworcach świata
którymi są ich domy
czekają na samolot liniowiec atlantycki
ci co się nie spotkali
jakieś dziesięć lat wcześniej
na zacienionych tarasach
w przydomowych ogródkach
oczy zmęczone wypatrują
opuchłe przymknięte
jak albumy na zdjęcia
w trzeciorzędnym lokalu
na zniszczonych krzesłach
nie chcąc patrzeć na flaszkę
ani grzebać w zakąskach
widzą siebie nawzajem za późno
ci co mieli wcześniej się spotkać
znaleźć mórz południowych
pełnię słońca i ciepło uciec wyjechać
w podróż magiczną
jak piosenka szaleńca
na wszystkich dworcach świata
w tłoku tańcu uścisku
prawie bez powietrza
łapią tamto spojrzenie
sprzed lat ponad dziesięciu
ci którzy mieli spotkać się już dawno
tulą się do siebie całują głaszczą
rozważni rozsądni z rozpaczą
wiedzą że znów się mijają
jak dwie krople deszczu
NAJPIĘKNIEJSZE
To i tak musiało się stać
zwłaszcza że upał męczył od tygodnia
tej nocy po kolejnej wspólnej kąpieli
w rzece pod własnoręcznie postawioną tamą
z rzecznych kamieni
trawy i darni z wysokiego przeciwległego brzegu
z własnych myśli ostrożnych i śmiałych
z oczekiwań i zahamowań
ze stosu przesądów i skrupułów
młodzieńczej odwagi i obyczajowej swobody
podświadomie wpojonej przez wieczorne oglądanie telewizji
z pożądania wreszcie
znanego już dużo wcześniej
a mimo to nie oswojonego do końca
po jego wybuchu i próżni jak po nim powstała
znów choć już dużo wolniej
i chyba po raz pierwszy trzymając się za ręce
zanurzyli się w czarnym błyszczącym uspokojonym tygodniową pracą nurcie
rzeka zabrała im wszystko co mieli najpiękniejszego
posępnie milcząca
– w przeciwieństwie do mnie
DESZCZ
Pośród wielkiej ciszy
byłem na przystanku
Dwudziesta druga trzydzieści cztery
do centrum z tej zapadłej dziury
Nagle krople przyszły
do zmartwień mojej twarzy
Przelotne opady miejscowe zamglenia –
radio dźwięczało zza okna gdzie stałem
Autobus przybiegł kłusem
Wsiadłem Pojechałem
A deszcz kreślił na szybach
tajemną mapę skrytych korytarzy
I diabli wiedzą dlaczego
tak mnie to przejęło
Może jeszcze nie całkiem dorosłem dojrzałem
Może marzeń ślady gdzieś we mnie zostały…
MAN IN AN EMPTY APARTMENT
– Wisławie Szymborskiej
gdzież mi do kota
tylko mieszkanie tak samo
puste
nie drapię się na ściany i nie ocieram między meblami
moje ruchy są pewne czynności przewidziane żadnych niespodzianek
kroki na schodach nie budzą podniecenia
gdzież mi do kota
tylko puste mieszkanie
tak samo
inne choć nie zmienione porzucone przestawione w czasie i przestrzeni
wieczorami lampa latarnia morska pośród fal przyboju niebieskie SOS telewizora
ręka podnosząca bułkę do ust jest moja
gdzież mi do kota
potrafię sobie wszystko wytłumaczyć
racjonalnie
podejść do życia takim jakim jest bez złudzeń i przyszłych rozczarowań
wiem co się zdarzy nie układam planów słów przemówień powitalnych okrzyków
wystarczy mniej więcej wiem kiedy wrócisz
koty nie słuchają radia
nie oglądają wiadomości w telewizji
choć kto wie
nie posiadają komórek i nie odpowiadają na SMS-y
nie piszą listów nie wysyłają pocztówek z hasłami tęsknię i wracaj
nie krzyczą kocham cię w słuchawkę telefonu
koty zamieniają się w oczekiwanie
całkowicie
KOLORY
„coś się dzieje z miseczką z farbami
Coś się dzieje ze światem
Coś się kończy i (bądź) zaczyna”
Ks. Jerzy Szymik „Kolory”
każdy ma swoje własne
słupki i pręciki
kubki i miseczki
grabki i łopatki
full wypas zestaw
na drogę całą
jakby długa nie była
i woreczek przestróg
nie czytaj po ciemku
nie patrz prosto w słońce
nie skalecz sobie rączki
i nie połam nóżek
smakuj życie ostrożnie
nie bierz nic na zapas
i kolorów się naucz
na pamięć
MRÓWKI W NIEDZIELĘ
Mróz. Trzy stopnie mrozu. Dziesiąta rano. Piętnaście po.
Ja w pustym tramwaju, kot w pustym mieszkaniu.
Ulice puste jak wszechświat i wielka próżnia we mnie.
Światy równoległe – wszyscy u boga w kościele.
Ja tu tylko i Mrówki. Szare, brudne, zarośnięte…
Skąd tu? I co tu? Pracowicie w niedzielę
na własnym krzyżu, każdy Ziemię. Kawałek
kanciasty, twardy, kamienny jak węgiel.
Zabrzanin, od lat związany twórczo i zawodowo z Rudą Śląską, uczestnik spotkań Klubu Literackiego „Barwy” i stały gość Portu Poetyckiego w Chorzowie, poeta, plastyk, magister filologii polskiej Uniwersytetu Opolskiego, nauczyciel języka polskiego i plastyki. Tworzy raczej dla siebie i grona znajomych – arkusz poetycki „North Haven” (2000); jego utwory można znaleźć w zbiorach Klubu Literackiego „Barwy”: „Almanach” (1996) i „Grubodzioby tramwaj” (2002) oraz w „Dwóch stronach wiersza. Antologii poetów rudzkich” (2014) a także, gościnnie, w tomiku Beaty Bigos, Mai Łokaj, Jacka Dudka, Konrada Małka, Piotra Pilarskiego „Ziemia Druid” (2005). Debiutancki tom wierszy „Co ja tu robie na tym…” wydany własnym sumptem, ukazał się w 2011 roku.