Nie, nie jestem doświadczoną mamą, która mając kilkoro potomstwa, już odchowanego, wie doskonale jaki jest klucz do perfekcyjnego wychowania. Nie jestem nawet początkującą mamą i pewnie jeszcze trochę lat minie, nim się nią stanę. Za to pracuję z dziećmi. Nie, nie jestem pedagogiem z dwudziestoletnim doświadczeniem. Nawet nie z pięcioletnim. Będę pedagogiem, ponieważ dopiero się uczę, a moje praktyki trwają zaledwie rok. Raz w tygodniu trzy godziny zajęć. To niewiele, prawda? A jednak te kilka miesięcy dało mi do myślenia. I trzeba przyznać, są to przemyślenia dość nietypowe jak na dwudziestolatkę.
Obserwuję dzieci. Wiadomo, im mniejsze, tym słodsze. Mniejsze są bardziej bezpośrednie, ruchliwsze, chętne do pracy (a raczej zabawy) i mniej wstydliwe. Im starsze, tym więcej rezerwy zachowują, patrzą z nieufnością i wolą się nie spoufalać. Kiedy prowadzę lekcję, pewnych rzeczy nie zauważam, jednak kiedy obserwuję moich kolegów, siedząc na tyłach klasy, widzę wszystko doskonale. Zauważam dzieci, które zgłaszają się nieustannie, a nie są wybierane. Zauważam również i te, które nie włączają się w zabawę i zostają w ławkach. Zauważam te, których zachęty w postaci pozytywnych ocen nie przekonują do pracy. Dostrzegam również te, których trudno jest nie zauważyć. Wyjątkowo niegrzeczne, próbujące zwrócić na siebie uwagę, przeszkadzające innym.
Nasi wykładowcy cały czas próbują wbić nam do głów, że dzieci są różne. Ten fakt doskonale już wszyscy zauważyliśmy. Niektóre z nich mają problemy z nauką, inne różne schorzenia, a i nie wszystkie są zdiagnozowane. Są też takie, które w szkole mają czas na odreagowanie. Wygłupiają się, chcąc być w centrum uwagi, ponieważ w domu nikt im jej nie poświęca lub poświęca jej za mało. Dokuczają kolegom, ponieważ tak naprawdę nie wiedzą jak do nich inaczej dotrzeć i sprawić, by ich polubili. Są też ci, którzy dokuczają słabszym i stosują wobec nich przemoc, zarówno fizyczną jak i psychiczną. Kiedy spotykam ten typ i chociażby obije mi się to o ucho na korytarzu, czuję złość. Nie tylko dlatego, ponieważ szkoda mi ofiary, której właściwie najczęściej dostaje się za niewinność. Jestem wściekła, ponieważ w dziewięćdziesięciu pięciu przypadkach na sto, dzieci powtarzają schematy. Powtarzają to, co im samym się przytrafia. Jeżeli ktoś stosuje wobec nich przemoc psychiczną, przychodzą do szkoły, znajdują słabszego kolegę i mieszają go z błotem, tak jak ktoś miesza ich. To samo dzieje się w przypadkach przemocy fizycznej. „Jeżeli ja dostaję za niewinność, to dlaczego ty masz nie dostać?”.
Nauczyciel nie ma takiej mocy, która pozwoliłaby mu dostrzec każdy problem w oczach dziecka. Nie ma też takiej mocy, która podpowiedziałaby mu, które z nich potrzebuje pomocy. Inną sprawą jest to, iż nie zawsze go to interesuje. Czasem odbywa się to na zasadzie „Przyjść – odbębnić swoje – wyjść”. Jednak nie o tym typie pragnę mówić. Wiem doskonale, że trudno jest ogarnąć wzrokiem wszystkie dzieci, jeśli stoisz sam przy biurku, a ich jest dwadzieścioro. Trudno każdemu okazać tyle samo uwagi i chwalić, kiedy odpowiedź jest zła. Dlatego nie oglądajmy się tylko na nauczycieli.
Pierwszą rzeczą, którą należy zrobić już w domu, jeszcze zanim dziecko nauczy się chodzić, mówić i przeklinać jest bardzo prosta rzecz. Należy mówić im, że się je kocha. Ale nie raz na ruski rok. Należy to powtarzać regularnie, nie rzadziej niż to, że ma umyć ręce przed jedzeniem, nie garbić się i jeść z zamkniętymi ustami. I to zadanie należy do rodziców, dziadków, cioć i wujków, rodzeństwa. Dziecko z domu wynosi to, co najgorsze, ale i to, co najlepsze. Nie wiadomo jakie będzie, jak ukształtuje się jego osobowość, lecz głęboko wierzę, iż dziecko, które wie, że jest kochane, jest lepszym dzieckiem. Dziecko, które jest dobrze traktowane, lepiej traktuje innych. Dziecko, które zostaje wysłuchane, umie słuchać. Nigdy nie wiesz co właściwie dzieje się w murach szkoły. Nie mamy pojęcia jakie są relacje między uczniami i czy dziecko jest agresorem, czy ofiarą. Rzadko zdarza się, żeby dziecko szczęśliwe, kochane i świadome tego było agresorem. A ofiara, która wie, że w domu czeka ktoś, kto kocha, kto zrozumie i ochroni, nie boi się aż tak bardzo i nie pozwala siebie krzywdzić.
Kilka słów o autorze: Justyna Luszyńska
„Autorka książki pod tytułem „Będę czekać całą noc”, która miała swoją premierę w październiku 2016 roku. Laureatka Ogólnopolskiego Konkursu im. Bolesława Prusa organizowanego przez miesięcznik WOBEC, potem stała autorka miesięcznika, a w końcu redaktor działu prozy. Przyznano jej również nagrodę specjalną w ogólnopolskim konkursie o nazwie „Sienkiewiczki” za esej o tematyce miłosnej. Redaktor koordynator oraz dziennikarz w serwisie EYIA (EuropeanYouth Information Agency). Studentka filologii angielskiej w specjalności glottodydaktycznej.
Prowadzi stronę, na które publikuje swoje teksty, począwszy od felietonów i opowiadań, a na poradach kosmetycznych skończywszy: www.ajednak.eu.”