„Co naukowiec nastrajkuje?” Solidarność i Białowieża cz. 4 / Miłka O. Malzahn

0
332
Uwielbiam to pytanie: „Co naukowiec nastrajkuje?”. Jest głęboko humanistyczne i w zasadzie zamyka dyskusje. Pomiędzy światem systemowych zależności, mechaniką naszego funkcjonowania społecznego a światem nieskrępowanego myślenia – metafizyką naszego bycia w społeczności – nie ma prostej ścieżki. I są tacy, którzy te zależności lekceważą. Często jest to władza, która lekceważy… Było tak i w PRL-u…
Człowiek, jeśli nie da go się przeliczyć na pieniądze, jedzenie, pracę produkującą materialne dobra, jest mniej uchwytny.  Człowiek, który macha flagą, robi swoje, coś bardzo swojego, rozmawia o ideach, zmienia rzeczywistość mentalną swojego świata, realizuje swój sposób bycia w świecie – to istne “zagrożenie”! Czy moi rodzice, w latach 80 tych, aktywnie działając w małym, wiejskim, solidarnościowym środowisku byli tymi, którzy wcielają w życie swoją wolność – własną osobistą, pełną? Punkt widzenia mojego taty, Przemka, jest jasny  – niewiele wtedy mógł. Mama, Ela, uważa jednak, że w zasadzie ich rola polegała tylko na edukowaniu. Ona wcielała to w życie, także długo po narodzinach Solidarności, na rozmaitych płaszczyznach. Poza tym, należała do niedużego grona lokalnych naukowców a pracowała wtedy w białowieskim oddziale Państwowej Akademii Nauk. Tata, jako leśnik, produkował drewno. I, oddajmy sprawiedliwość ówczesnym porządkom, dbał o szeroko pojętą gospodarkę leśną.
  • Co naukowiec nastrajkuje? – To zasadnicze pytanie – mówi Tata. I zapala kolejnego papierosa. – Weźmie flagę, pospaceruje po ulicy i to jest wszystko. I to nie ma żadnego znaczenia politycznego dla zarządzających.
Prawdę mówiąc, nigdy nie widziałam moich rodziców z flagami na ulicy.
  • Wtedy więcej osób przyjeżdżało do Białowieży, w celach naukowych – dorzuca Mama. – Więcej ich wyjeżdżało, niż było „w środku” cały czas.
  • To było tak, że przez trzy lata robili doktoraty, czy inne prace naukowe –  wyjaśnia Tata. –  A potem wyjeżdżali.
  • Albo przyjeżdżali na delegacje. Korzystali z puszczy jako z miejsca badań, miejsca zbierania informacji o środowisku leśnym. Korzystali z tego, a mogli to robić niekoniecznie tutaj. Równie dobrze, na przykład, w Krakowie. Ale każdy, kto wracał skądkolwiek do Białowieży to przywoził nam bibułę. No bo byśmy jej nie mieli.
  • A pamiętam – wtrąca Tata, jak Leszek (Wilczek) zostawił ją na półce w pociągu, a to nocny pociąg był, więc zostawił pakiet, właściwie rulon z bibułą. A była tam bibuła, mapy jakieś przyrodnicze i jego zdjęcia. To był taki duży rulon i on to zostawił na półce w pociągu. No zapomniał, wyszedł. Nie pamiętam, jak się dowiedział gdzie to jest, ale jakoś z Hajnówki mu to dostarczyli. Nie pamiętam, kto to przywiózł. Tamten pociąg wracał później do Hajnówki, tam był sprzątany i ktoś ze sprzątających zajrzał.
  • Życzliwość ludzka była – dorzuca Mama. Wszyscy byli spragnieni wtedy informacji, więc jeżeli ktoś przywoził jakieś informacje, jeśli ktoś miał jakoś do nich dostęp, to wiele osób na to czekało. I to była taka nasza rola, przekazywanie tych informacji, o tym co się dzieje, jak najdalej.
Nagle przypominam sobie opowieść o bibule, która gdzieś jest schowana w naszym starych domu:
  • No to gdzie jest schowana ta nasza legendarna bibuła? – pytam.
  • Prawdopodobnie pod krokwią, pod którąś, na strychu – śmieje się Mama. – To były „Kultury”, takie małe, kieszonkowe wydania. Takie książeczki malutkie. One były w naszym domu i tego było całkiem sporo a myśmy musieli tego się tego szybko pozbyć, gdy wybuchł stan wojenny. Trzeba było to ukryć, bo być może będzie rewizja. I pochowaliśmy w takich różnych miejscach. Między innymi, tak pamiętam, gdzieś, na jakieś krokwi pod dachem. Potem próbowaliśmy pakunek odnaleźć, kiedy już przestało być to groźne, ale nie znaleźliśmy. Gdzieś tu, prawdopodobnie, wciąż jest.
Taki konspiracyjny skarb wciąż jest do odnalezienia! Lecz – umówmy się – nie ma to żadnego znaczenia. Ile takich skarbów jest poukrywanych w całym kraju? Skarbów z różnych okresów niepokojów i lęków, i co one nam tak naprawdę mówią? Tani artefakt innej epoki, udowadniający, że władzy się obawiano oraz, że w imię uwalniających treści podejmowano ryzyko. Uwolnienie zaczynało się od wolnego wyrażania wolnych idei – pierwsza aktywowana strefa to głowa!
W gruncie rzeczy kampania o wolność wciąż jeszcze trwa, tylko wygląda inaczej. Na moment zmienię perspektywę. Fiodor Dostojewski napisał: Jedyna wolność, to zwycięstwo nad samym sobą.
Ot co.
A w tej opowieści jest mowa o nieżyjącym już artyście, szalenie barwnym człowieku — Leszku Wilczku. Przeciekawych osobowości we wsi wciąż nie brakuje.