Listopadowe wieczory w Norylsku wypełniał gryzący dym, wydobywający się z fabrycznych kominów, płatki ciężkiego, mokrego śniegu i przytłumiony, złotawy płomień latarni zapalanych przed siedemnastą. Za kilka dni miała rozpocząć się noc polarna, ale pan Iwanow nie przejmował się tym zbytnio. Brnąc powoli przez zamarznięte zaspy myślał już tylko o tym, żeby w końcu znaleźć się w łóżku i oddać w ramiona błogiej nieświadomości. Wypatrywał z utęsknieniem swojego bloku oznaczonego wielką cyfrą 5 i starał się zmusić swoje ciało do ruchu. Kiedy w końcu dotarł do mieszkania mieszczącego się na dziewiątym piętrze odetchnął z ulgą przymykając oczy. Było ciepło, tak rozkosznie ciepło, wiatr i trzydziestostopniowy mróz za oknem wydawały się odległe o tysiące kilometrów. Zdjął z siebie kilka warstw wierzchniego okrycia i ruszył do kuchni z zamiarem podgrzania sobie wczorajszego obiadu. Siedząc tak w swoim czteropokojowym zakątku świata obserwował przybierającą na sile zamieć. Jutro rano władze wydadzą zapewne komunikat o zakazie przemieszczania się własnymi samochodami, najmłodsze dzieci zostaną w domach, a na drogi wyjadą kolumny autobusów wiozące ludzi do kopalni. W innych miejscach Ziemi takie obostrzenia są zapewne ostatecznością, ale tu, w mieście, w którym nawet śnieg jest czarny było to na porządku dziennym i Fiodor Iwanow był do tego przyzwyczajony. Przetarł zmęczone oczy i spojrzał na zegar wiszący nad wytartym fotelem. Jeśli chciał jutro wstać do pracy na czas, to powinien kłaść się spać.
– Kolejny idealny dzień – mruknął pod nosem, podnosząc się i zmierzając w stronę łazienki.
* * *
Zgodnie z przewidywaniami Iwanowa, następnego dnia mieszkańcy Norylska zostali powiadomieni o wprowadzeniu środków zapobiegawczych już przed siódmą rano. Wychodząc z mieszkania widział dzieci wybiegające za ojcami z mieszkań, błagające aby ci zostali. Matki wciągały je z powrotem, przekupywały słodyczami, zabawkami, machając na pożegnanie swoim mężom z trwogą wypisaną w oczach. Zawsze mogli nie wrócić. Zamiast nich dostałyby arkusik żółtego papieru zapisany na maszynie i spore odszkodowanie, żeby zamknąć im usta. Zabierali ziemi jej skarby, więc ona czasami odpłacała im się tym samym. Niewiele mówiło się o zaginionych albo zmarłych, nie płakało się po nich długo. Tu, trzysta kilometrów od bieguna północnego ludzie byli przyzwyczajeni do śmierci, do osamotnienia i okrucieństwa – nie tylko ze strony natury. Na ulicach dominowała cisza. Kilka sklepów w klatkach schodowych, cerkiew i bloki. Mury ułożone w regularne kształty, labirynt osłaniający od wiatru i śniegu. W Norylsku ludzie byli niemi – przedmioty miały głos. Wiatr krzyczał na okna, śnieg kłócił się z autobusami, skały płakały pod wpływem wierteł, a lodowe pokrywy wydawały z siebie trzeszczące dźwięki. Świat sprowadzał się właściwie tylko do odcieni szarości – od srebrnych, delikatnych obłoczków po niepokojący, nieprzenikniony grafit. Patrząc w ciągle zachmurzone niebo Iwanow miał wrażenie, że gdyby ktoś zabrał go na przykład na słoneczną polanę, albo do zielonego lasu, w góry, nad morze – gdziekolwiek – nie potrafiłby on wskazać nieba, słońca, nie znałby nazw otaczających go barw, bo wszystko jawiło by mu się w jednym z dobrze znanych odcieni szarości. To miasto uczyniło go daltonistą, wypłukało mu siatkówkę w kwasie, zamalowało okulary sadzą.
* * *
Starość. Długowieczność. Te słowa brzmiały obco, nie dotyczyły mieszkańców Norylska. Na pewno było to spowodowane ograniczoną komunikacją, tym, że sąsiedzi często się nie znali, ale główną przyczyną był brak emerytów. Wszyscy albo się uczyli, albo byli na to za mali, pracowali, czy też przebywali na czasowym urlopie. Ludzkie życie kończyło się jeszcze w wieku produkcyjnym, zazwyczaj przed sześćdziesiątką. Tak jak do wielu innych, dla reszty świata niezrozumiałych rzeczy, obywatele Norylska byli do tego przyzwyczajeni. Kiedy zaczynali czuć się gorzej, coś bolało, kłuło, nie dawało spokoju, uporządkowywali swoje sprawy i czekali z kamienną twarzą aż ich ciała odmówią im posłuszeństwa. W 1985 roku Fiodor Iwanow miał 48 lat, zaczynał pokasływać, czasem bolał go kręgosłup, oddychanie nie było tak łatwe jak kiedyś. Mimo że nie urodził się w Norylsku, nie był przyzwyczajony do ogólnej obojętności, to ten swoisty stoicyzm dość szybko mu się udzielił. Musiał dostosować się do rzeczywistości, bo w przeciwnym wypadku straciłby rozum. Nie pamiętał Petersburga, z którego pochodzili jego rodzice i do którego przed kilkoma laty udał się jego syn. Dostawał pocztówki, listy, zdjęcia ale nic nie zaburzyło wewnętrznego spokoju, który zbudował w sobie chroniąc się przed szaleństwem. Nie tęsknił, nie chciał opuścić tego dziwnego miejsca, w którym przyszło mu żyć. Syn zarzucał mu głupotę, bycie materialistą – jego miesięczne zarobki znacznie przekraczały średnią krajową – namawiał, prosił żeby ojciec przejrzał na oczy i opuścił tą wstrętną “fabrykę dymu”, groził zerwaniem kontaktu, ale zdania Fiodora nie udało mu się zmienić. W ostatnim liście sprzed trzynastu miesięcy przesłał mu plik zdjęć, swój adres i pytanie “Nie chcesz być wolny?”. Od tamtego czasu Iwanow został sam – w Norylsku, ponieważ było to jedyne miejsce, w którym potrafił czuć się wolny.
* * *
Jedynym znajomym Fiodora Iwanowa był jego sąsiad, Grigorij. Spotykali się czasami w mieszkaniu jednego z panów, grali w karty, słuchali radia, pili. Nie był to przyjaciel, stary kolega ze szkoły – po prostu jedyny człowiek, który mówił coś więcej niż “Dzień dobry”. Podczas takich spotkań otulonych ciemnością wylewającą się z okien, panowie wyrabiali swoja normę kontaktów towarzyskich. Żaden z nich nie poruszał tematu strachu, samotności, pustki – rzucali uwagi o pracy, powtarzali banalne historie zasłyszane w miejskich autobusach, albo żartowali z kierownika zakładu. Znali właściwie tylko swoje imiona, adresy i ulubione potrawy. Grigorij był bardziej wylewny i zdarzało mu się powspominać żonę, rzucić jakąś uwagę dotyczącą polityki albo swoich poglądów, ale Fiodor niewiele z tego wychwycał. Nie interesował się przeszłością sąsiada, w głębokim poważaniu miał jego zdanie dotyczące rozwoju świata, opinię o Reaganie czy Gorbaczowie. Przytakiwał więc tylko i kiwał głową na znak zrozumienia nie mówiąc nic o sobie. Grigorij mógłby być Władimirem, Aleksiejem, Dimitrijem, wszystko jedno. Przyzwyczaił się do samotności, nie przywiązywał się do nikogo i niczego. Jedyne zdjęcia jakie posiadał w swoim mieszkaniu pochodziły od syna, te, na których była żona (sprzed dobrych 15 lat) spalił w kotłowni, nie miał portretów rodziców, a wszyscy jego znajomi byli obywatelami Norylska, więc nie było potrzeby, aby przysyłali mu swoje podobizny. Nawet przedmioty nie miały więc wielkiej wartości w oczach Fiodora Iwanowa. Sentymentalizm był mu zupełnie obcy – tak został wychowany, na surowym, północnym skrawku Rosyjskiej ziemi.
* * *
Praca w kopalni, przeprawa przez śnieżycę, posiłek w nagrzanym mieszkaniu i czas wolny – tak wyglądał rozkład dnia każdego dorosłego mieszkańca Norylska w trakcie pory zimowej. Nie można było pozwolić sobie na wyprawę do kościoła, sklepu, znajomych z innego bloku. Zawsze istniało ryzyko, że śmiałek, któremu zabrakło papierosów, albo poczuł nagły przymus odwiedzenia Opatrzności zostanie porwany przez krzykliwy wiatr gdzieś w nieustępującą noc. Władze przedsięwzięły więc odpowiednie kroki w celu zapobiegnięcia takim tragediom wydając nakazy i zakazy, ale od czasu do czasu szeptano o “takim jednym, co go znaleźli w zaspie ze śniegiem w płucach”. W tym zapomnianym przez świat mieście istniał też jeden, nieformalny zwyczaj, związany z zamarzniętymi nieszczęśnikiami – na pogrzebach się nie płacze. Miało to funkcję praktyczną – łzy, spływające po policzkach mogły zamarznąć – ale był to kolejny objaw znieczulicy otulającej miasto. Płakali tylko przyjezdni, cicho i ukradkiem, jakby bali się, że ktoś uzna ich za trędowatych.
* * *
Pewnej nocy, kiedy temperatura na zewnątrz jawnie dawała do zrozumienia, że znajdujemy się za kołem podbiegunowym, Ciemność wdarła się na klatkę schodową bloku, w którym znajdowało się mieszkanie Fiodora Iwanowa. Rozbiła szybę w lokalu na parterze, niezamieszkanym od poprzedniej zimy i zaczęła wspinać się po oblodzonych schodach. Na wysokości trzeciego piętra natknęła się na panią Achmatową, która, ubrana tylko w cienką, jedwabną podomkę zmierzała do mieszkania swojego kochanka, pana Toporowa. Ciemność z cichym furkotem przemknęła między jej stopami odzianymi w czerwone pantofle. Kobieta krzyknęła cicho i czym prędzej zawróciła. Stukot jej obcasów i urywany oddech towarzyszył Ciemności jeszcze przez kilka kondygnacji. W połowie drogi rozejrzała się i przytknęła ucho do dziórki od klucza pierwszych drzwi z brzegu. Dziecięcy śmiech wypełnił jej osobę, piski i dźwięki uciechy uderzyły ją jak silny podmuch ciepłego powietrza. Odskoczyła gwałtownie od drzwi, przeszyta ostrym promieniem Światła i fuknęła z dezaprobatą. Sunęła dalej, nie zatrzymywała się aż do dziewiątego piętra i mieszkania numer 20. Ciemność nie znała dobroci, obce było jej szczęście, a radość traktowała jak Europejczycy dżumę – z dystansem. Ale gdzieś w tej kłębiącej się masie pojawił się uśmiech, spowodowany tym, co zaraz miało nastąpić. Ciemność pchnęła drzwi do mieszkania i wpełzła do środka. W okna łomotał wiatr, śnieg oblepiał szyby, było nieznośnie gorąco. Jedynym źródłem światła była do połowy wypalona świeca stojąca na kuchennym stole. Tą niewielką przeszkodę Ciemność ominęła bez problemu. Zlokalizowała swój cel. Fiodor siedział przy oknie, szeptał coś, co brzmiało jak modlitwa. Ciemność zlała się z dywanem i przesunęła przed fotel Iwanowa. Zaczęła powoli się prostować, rosnąć. Kiedy ukazała się Fiodorowi w pełnej krasie, spojrzał na nią bez strachu. Z tego kłębu koszmarów wyłonił się szeroki uśmiech, pozbawiony jednak wesołości, był to raczej grymas. Zaraz potem ukazały się oczy. Kiedy Fiodor spojrzał w te dwa czarne tunele pomyślał tylko “Tak musi wyglądać koniec” i po chwili nie mógł formułować już więcej myśli.
* * *
Pana Fiodora Iwanowa znalazł Grigorij. Okna w mieszkaniu były wybite, a właściciel wisiał 30 centymetrów nad salonową podłogą, z paskiem wokół szyi i opuchniętym, purpurowym obliczem. Wysłano list do jedynego żyjącego krewnego z zawiadomieniem o zgonie, uprzątnięto pokoje, wyniesiono meble i zorganizowano pogrzeb. Syn pana Iwanowa się nie stawił, więc w uroczystości brał udział kolega od kart, kilku sąsiadów i pracowników kopalni. Rzeczy osobiste sprzedano po ustawowym okresie 60-ciu dni, mieszkanie przydzielono młodemu małżeństwu. Mieszkańcy Norylska właściwie od razu zapomnieli o Fiodorze. To miasto było przyzwyczajone do śmierci od pokoleń – powstało aby ją zadawać. Każdego można zastąpić i tam, gdzie nawet śnieg uległ Ciemności i zmienił swój kolor na czarny, ludzie wiedzą to o wiele lepiej niż ktokolwiek inny. Z Ciemnością znają się bardzo dobrze i – jak do wielu innych rzeczy – przyzwyczaili się do jej obecności.
Amelia Ogrodowczyk
[Konkurs im. Bolesława Prusa adresujemy do młodych autorów, młodzieży w wieku od 13 do 26 lat. Bywa jednak, że pojawiają się i takie opowiadania. Aż dziwi ich dojrzałość, pojawiają się też pytania o źródła inspiracji. Prezentowane powyżej opowiadanie, a i wiele innych, osiągają taki poziom, że niekiedy zastanawiam się nad tym, czy rzeczywiście napisali je Ci młodzi twórcy? W każdym razie prezentowane tu opowiadanie jest niezwykłe… na pewno warte lektury.
I jeszcze jedno… dziś Rosja toczy wojnę, której celem jest zajęcie terytoriów Ukrainy, ograniczenie suwerenności ukraińskiego społeczeństwa. Myślę, że ukazany w tym opowiadaniu „obrazek” z życia choćby tylko niewielkiej części mieszkańców Rosji, być może nawet będący tylko wytworem wyobraźni, powinien skłonić nas, ale przede wszystkim Rosjan, do zastanowienia się nad sensem tej wojny. Może ważniejsze – niż podbój – zadania stoją przed Rosjanami (mieszkańcami Rosji) w ich własnym kraju? Może w pierwszej kolejności powinni skoncentrować się na rozwiązaniu własnych problemów, uzyskaniu we własnym kraju podmiotowości. Zamiast pozbawiać prawa do szczęścia innych, zadbać o szczęście we własnym społeczeństwie, we własnym kraju.
Piotr Kotlarz]
Obraz wyróżniający: Zima w Norylsku. Autorstwa Андрей Романенко – Praca własna, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=16397585