Syn mojego ojca i mojej matki jest oczywiście bratem, ale słowo braterstwo to coś więcej niż te same geny, które jakże często zawodzą i nie dają żadnej gwarancji na lojalność, wzajemną pomoc, gotowość do ofiar i opieki. Naturalna konkurencyjność wśród rodzeństwa daje czasami tak opłakane wyniki jak w rodzinach królewskich, nawet w polskiej historii, gdzie brat wyłupiał bratu oczy, żeby nie sięgał po koronę. Ale przeważnie to nie są jakieś drastyczne czyny, tylko zwykła walka o dominację w rodzinie i wyrywanie sobie spadku po przodkach. Są oczywiście wspaniale zjednoczone i niezawodne klany rodzinne, ale zwykle tak się dzieje, kiedy na czele stoi jakaś żelazna ręka ojca lub matki utrzymująca posłuch. Wspólnota krwi nie jest już dzisiaj tak bezwzględnym sacrum, jak w czasach plemiennych. Ale pozostało hasło braterstwa i świętość słowa „brat” w relacjach przyjacielskich. Szlachta polska zwracała się do siebie „panie bracie” wierząc w niezawodność wspólnoty. Braciszkami byli dla siebie zakonnicy. Braćmi stawali się towarzysze broni w obliczu wspólnego zagrożenia śmiercią. Braterstwo jest rodzajem honorowej umowy, za złamanie której grozi dożywotnia hańba i wykluczenie. W mojej Ojczyźnie takie historyczne chwile jedności zdarzały się nie raz. Ostatnią z nich przeżywaliśmy bardzo emocjonalnie tworząc dziesięciomilionowy związek Solidarność. To ten piękny czas obalenia znienawidzonej komuny dał Polakom na długo poczucie szacunku dla wzajemnego braterstwa. Mimo późniejszych różnic i waśni odwołanie się do etosu Solidarności miało sens i głębokie motywacje. Niezwykłym wzmożeniem emocji braterskich jest stan zagrożenia jakie niesie ze sobą wojna. Obserwujemy to dzisiaj w Ukrainie, gdzie jedność narodowa wykracza daleko poza przeciętną zgodę na wspólne działania. Bestialstwo i niereformowalna pycha rosyjskich agresorów scementowała dotychczasowe, jakże różne opcje myślenia o Ukrainie, jako suwerennym państwie i o narodzie ukraińskim, tak bardzo przecież rusyfikowanym od czasów stalinowskich i wielkiego głodu, który zabił tu miliony ludzi. Wyobrażam sobie jakie piękne filmy powstaną o Narodzinach Narodu po ich zwycięskiej wojnie, która nie może skończyć się inaczej. Nawet bez czynnej pomocy tchórzliwego NATO Ukraińcy poradzą sobie ze zdemoralizowaną i skorumpowaną armią rosyjską uważaną przez wielu za niezwyciężoną. Właśnie dlatego, że nie ma w niej idei braterstwa, którą tak wspaniale kultywują przywódcy Ukrainy z ich niezwykłym prezydentem Zełeńskim. Jestem dumny, że do tego braterstwa dołączyli moi rodacy, mimo tylu lat podziałów, szczucia jednych na drugich i manipulowania nimi przez agentów moskiewskich, którzy zdobyli władzę w mojej Ojczyźnie udając obrońców Jezusa i korumpując jego kapłanów. Bezprzykładna pomoc jaką okazują braciom ze wschodu zwykli obywatele naszego kraju, nie zważając na obrzydliwą dwulicowość władz w tej sprawie, budzi nadzieję, że duch prawdziwej Solidarności zrodzonej w Gdańsku nie zginął.
Marek Weiss Grzesiński
[Tekst publikowany był pierwotnie na Facebooku pana Marka Weiss Grzesińskiego. Tu za zgodą autora.]
Obraz wyróżniający za Facebookiem pana Marka Weiss Grzesińskiego.