Ksawery Tyzo
Kręte i wyboiste drogi na szlakach prowadzących do utopii
Jestem osobą, która od zarania myślami przebywała gdzieś wysoko w chmurach. Za dzieciaka letnie popołudnia, których nie zajmowały mi szkolne obowiązki, lubiłem spędzać na marzeniu o utopiach, w których życie byłoby szczęśliwe dla wszystkich. Wyobrażałem sobie świat bez wojen, nacjonalizmu, radykalizmu, wyzysku, stereotypów i lekceważenia. Gdy z czasem zagłębiałem się w coraz to kolejne pozycje znalezione wśród dziesiątek bibliotecznych regałów, dowiadywałem się o istnieniu niemal encyklopedycznych definicji wizji lepszego świata, które przed laty nieświadomie snułem. Zwykle założeniom poszczególnych utopii towarzyszyły listy ich najsłynniejszych apologetów, a także – co najważniejsze – sposób przejścia z zastanego ustroju, na ustrój docelowy.
Rzadko kiedy oddaje się książkom fantasy, w których akcja obsadzona jest w realiach rażąco nieprawdopodobnych, co notorycznie wywołuje zdziwienie na twarzach moich przyjaciół będących zagorzałymi fanami tego gatunku literackiego. Nie lubię nadmiaru fikcji i w dziełach autorów literatury popularnej, i w życiu na co dzień. Pomimo skłonności do szukania odległych ideałów, nieszczególnie odczuwam chęć negowania podstaw psychologii, politologii czy ekonomii. Tym samym jestem przekonany, że jeśli naprawdę zależy nam, by żyć w utopii, to bolesnym strzałem w stopę jest bezmyślne skandowanie odrealnionych haseł, dla przykładu, transhumanistycznych, jeśli dodatkowo nie wskazujemy racjonalnej drogi, którą należy podążać, by ów transhumanizm mógł w przyszłości bezpiecznie zapanować.
Kilka dni temu, gdzieś w internecie, zupełnym przypadkiem natknąłem się na ujęcie, w którym młodzieniec, bodaj zwolennik socjalistycznego transhumanizu, napastliwie przekonywał wysoko postawionego urzędnika do swoich idei. Nie sądzę, by powtarzanie jak mantrę słów „równość dzięki technologii” przyniosło mu upragniony efekt.
W tym wypadku najpewniej sensowniejsze okazałoby się czynne wspieranie organizacji stawiających sobie za cel zapewnianie bezpieczeństwa międzynarodowego i intensyfikację współpracy między narodami. Takowe organizacje mogłyby wprowadzić zalążek czegoś w rodzaju kolektywnej, ponadpaństwowej inteligencji, która przezwyciężałaby ludzkie ograniczenia dzięki technice, ale jednocześnie, komasując siły, dbałaby o to, aby udoskonalenia były dostępne dla wszystkich ludzi, niezależnie od ich statusu majątkowego, co nie pogłębiłoby rozwarstwienia społecznego, a także stanowczo stawiałaby czoła zagrożeniom towarzyszącym sztucznej inteligencji.
Utopia, przynajmniej w teorii jest możliwa, ale aby zapanowała nie wystarczy tylko ostatnio modna twórcza wizualizacja. Wizualizując cel i chcąc przenieść się do lepszego jutra nie możemy zapominać, że zanim go osiągniemy, wspólnie musimy przedostać się przez kręte i często niezwykle wyboiste drogi.