Wiersz który trzeba koniecznie zapomnieć albowiem pamiętanie go grozi zbiorowym szczęściem
*
co robisz?
bawię się powietrzem sprawdzając wytrzymałość
organizmu na uśmiech
rozpalam nagość przewracając o przedmioty
których na co dzień nie widzę
poznaje ich imiona historie o których
nie miałem bladego pojęcia
a które są też o mnie
na przykład historia złamanego krzesła
które już nigdy się nie uśmiecha
które już nie chce być niczyim poddupiem
albo historia tego strunowego woreczka
upchniętego w bok starego fotela
historia rozbitych kryształów
krótka historia wiedzy
nabytej organoleptycznie
historia przyszłości
wciąganych kresek
historia ciał zjednoczonych
nowych planet
które były ukryte wszędzie
kosmos wrażeń
serce kosmosu
kosmos migających serc
niebo zbudowane z nas niebo potężnych wzwodów niebo niczym lizaczek mistrzostwa lizania nieba mistrzostwa długiego seksu
mistrzostwa dochodzenia razem
bierz mnie byczku
jestem twoją suczką
*
budzę się w nowych miejscach eksploruję teren odkrywam wolność wyboru wolność wyboru wszystkich którzy poznali miłość
wolność tańczenia pod twoim blokiem
podróży w lepsze miejsca niż te kilka sekund temu
lepszą Polskę zbudowaną z właściwych słów
jeśli kace to słodkie jeśli seks to wszędzie
odciąć przeszłość być ciągle w przyszłości to z niej czerpać lekcję a nie wracać do błędów
przewidzieć szczęście i sprawić by się spełniło a później przewidzieć kolejne
być szczęśliwym na etat
brać nadgodziny szczęścia
nie ustawać w miłości
być Polską orgazmów
Polską orgazmem narodów
spermą pisać poezję aż po strzał ostatni
tak żyć i tak umrzeć by w oczach rozkwitła błogość
wolna od bogów
błogość złamanych barier
(2023)
Noc
szkoda że teraz nie jestem
z drugim poetą
który napierdalał
by ze mną
te wszystkie
wiersze
za to dobrze jest
iść pod wiatr
gdy deszcz rzęsisty
uderza
o daszek
ukochanej
czarnej
czapki
wpierdolki
znalezionej
w parku na ławce
innej nocy
nocy której byłem
szczęśliwy
leżąc na trawie
i oglądając
z tobą gwiazdy
a później
nawet bardziej
ale
to też
na chwilę
miesza się miłość
z chciwością
wolę moje dziś
i rzucanie się
w noc
od nowa
noc pełną deszczu
nieodkrytą i czystą
gdzie wszystko
czeka
na swoim miejscu
aż będę
i je odkryję
aż je w sobie
rozkocham
i rzucanie się
w noc
od nowa
noc pełną deszczu
nieodkrytą i czystą
gdzie wszystko
czeka
na swoim miejscu
aż będę
i je odkryję
aż je w sobie
rozkocham
[2023]
[W korytarzu zusowskim przed gabinetem lekarza orzecznika]
w korytarzu zusowskim przed gabinetem lekarza orzecznika myślę czy pamiętam
jak się tutaj znalazłem i o paradoksie sytuacji
o tym że w poniedziałek o ósmej rano
muszę udowodnić depresję
mówić o niej przekonywać do własnego wypalenia
bo inaczej mogę zdechnąć z głodu
nie mieć na leki
postawić kropkę pod i
przewrócić swój świat z chujowej na chujowszą stronę
w korytarzu zusowskim przed gabinetem lekarza orzecznika denerwuje się
zaczynam wątpić
a jednocześnie chce być dobrej myśli
znając własne odbicie
którego nie przysłonią żadne pozory
żaden lekarski orzecznik
jeszcze nie wiem
że historia mojej choroby którą tutaj wysłałem
i której kopii nie pomyślałem wziąć ze sobą
okaże się wysłana na darmo
że za chwilę usłyszę
– nic tutaj nie ma
w korytarzu zusowskim przed gabinetem lekarza orzecznika
zostaję wywołany do pokoju
lekarz orzecznik okazuje się być ode mnie odgrodzony biurkiem
na którym stoją dwa duże ekrany
tak że nawet nie widzę
jego twarzy
opowiadam zatem o swoich zaburzeniach
patrząc mu w buty wystające pod stołem
[są brudne – założył dziś czarne trepy
prawy but rozwiązany
na nogach szare soksy]
to trudne mówić obcej schowanej za ekranami osobie
o nałogach z którymi walczę
o samotności przez którą wyję
o lekach bez których mnie nie ma
trudno wyjawić butom
swoje spierdolone życie
to wystarczy
mamy ograniczony czas
przerywa nagle
jakby dostawał premię od ilości ujebanych świadczeń
i czwartego grudnia anno domini
dwa tysiące dwudziestego trzeciego
nie informując mnie nawet
o swojej decyzji
wręcza mi kwit
na którym
jednym koślawym podpisem
pan i władca
chuj pierdolony
ogłasza że był świadkiem
mojego
cudownego
uzdrowienia
Warszawa, 4/12/2023
Chuj
znowu się spiłem jak to bydlę
wejście po schodach chuj wie kiedy
czuję jak światło ulewa się ze mnie
wszystkie pieniądze wydane na miłość
ja małe dziecko ja mały skurwysyn
ja znów na moście i pod mostem
ja pełen mężczyzn robiących mi dobrze
ja pełen kobiet które wciąż się martwią
zrywamy niebo drzemy je chichocząc
i zamiast jebać się znów umieramy
idziemy niosąc śmierć jak plecak
natchnienie ostrym nożem w krtani
a może wreszcie mieć odwagę
okres świątecznej umieralni
zamiast opłatka zimna woda
byle już nie być twym ciężarem
uczynić świętym odejść w zgodzie
i być poezją stać się wierszem
który przez moment ktoś opłacze
któremu ktoś postawi świeczkę
który się z gówna zmieni w miłość
któremu wreszcie słów zabraknie
tak blisko Wisły którą kocham
i w którą wejdę jak w kochankę
Warszawa, 15/12/2023
Kołysanka
nie śpiewałam ci dzieciaku
bo głosu nie mialam a ty niemal zawsze
spałeś głębokim snem
po prostu byłam obok
gładziłam twoje włosy
a później
coś się stało o czym nie musimy
mówić bo oboje wiemy
że bywa różnie i raz mnie zabrakło
raz ciebie
nie śpiewałam ci dzieciaku
może przez to kiedy dorosłeś
straciłeś tyle nocy
kradnąc czas
szukając mnie pośród gwiazd
które układały się w nuty
które układały się w melodię
a gdy zaczynałeś ją śpiewać
gasły
niczym oczy twoich kochanków
ty jeden
miałeś światło w oczach
całkowicie jasne
mogłeś być przez to odtrącany
miałeś światło w oczach
całkowicie jasne
mogłeś być przez to odtrącany
zaśpiewam ci tej nocy dzieciaku
o tym wszystkim co widziałam
a bałam się poczuć
będę dzisiaj mamą
mamą która cię nie opuściła
mamą którą kiedy zamkniesz oczy
usłyszysz jak śpiewa
jak cię wzywa
nie bój się synku
noc jest jeszcze długa
chciałam ci tylko powiedzieć
że jestem i
że miałam odwagę zrozumieć
nasze serca łączyło milczenie
niewypowiedziana tęsknota
nienapisana poezja
wzniosę z nich most
po którym ze mną przejdziesz
zawrę w nim całą miłość
której ci nigdy nie dałam
obiecuję
nienapisana poezja
wzniosę z nich most
po którym ze mną przejdziesz
zawrę w nim całą miłość
której ci nigdy nie dałam
obiecuję
poczujesz szczęście
tak synku
twój Grześ też tam będzie
zmienimy bieg zdarzeń
przyjdziecie na obiad
podam ulubioną zupę
później ubierzemy choinkę
i sami od nowa stworzymy świat
[2023]
Sprawozdanie z dnia walki o której nie usłyszysz w żadnej informacji
napisałem dwa teksty
zaangażowane a że nie mam
w tego typu tekstach wprawy
wyszło licho i wyrzuciłem je do kosza
Jeden z nich miał tytuł
„Polacy, wszystko się stało!”
i przestrzegał przed rządami faszystów
drugi dotyczył baniek zamieszkałych przez identyczne osoby
pisałem o czasie igieł który rozbije je wszystkie i pozwoli nam znowu być razem
(w tym miejscu przestraszyłem się że piszę o nadciągajacej wojnie)
napisałem też jeden wiersz o tym
że wciąż cię kocham pomimo iż w twoich oczach umarłem
od dwóch godzin próbuję wyjść
z domu trzyma mnie w nim jakiś pierdolony labirynt kroków
nie pasuję do tego świata
próbuję na niego patrzeć przyzwoitymi oczami
po czym wściekam się jakie to wszystko jest płaskie i słabe
z drugiej strony brakuje mi sił
na walkę z tym kolosem na bicie głową
w jego ciągle odbudowywany mur
nie mam pojęcia co zrobić
żeby bezpowrotnie runął i wybudził was wreszcie ze snu
znów będę włóczyć się
sięgnę po jakieś używki które na chwilę przyćmią ten wstrętny obraz gnijącego mnie
na tle gnijącego życia
przeogromnej bańki ciągłych napięć
bańki pogardy pozbawionej ludzkich odruchów
przepraszam że czuję
nie spełniam waszych wymagań
ale wy też nie spełniacie
moich o lepszym świecie
pełnym ludzi niosących bezinteresowną pomoc ludzi którzy wzajemnie się kochają
świecie z którego eliminuje się broń
a nie ją tworzy a później zdziwionym jest
że śmierć wyciąga swoje zimne ręce
zabiera kobiety i mężczyzn
plądruje nam serca
[2023]
Bezradność miłości
zgubiłem myśl
przerzucam ciężar na ciebie
tam też nic nie ma czyste kartki których
żal brudzić
noc gorzka biedna skradziona
do innego domu
ktoś inny bawi się i pisze poemat
dziś jestem statystą
nie mam kasy na granie
wiecznie głównych ról
ulica kusi wrzuceniem ostatniego żetonu
do nocnego parku rozrywki
to żałosne
nie mieć na szczęście
grać za drobne
*
za chwilę się zacznie
rozbiorę się do skóry
i wywrócę ją na drugą stronę
będę płakał jak małe dziecko
złe na własne zabawki którymi
nie umie wykuć losu
wezmę wszystko na siebie
a to wszystko mnie rozjebie
*
zaczyna się
cała skreślona historia
od kołyski do dziś
przewijanie upadków
mocno spierdolona akcja
dwóch mnie – jeden wracający
do drugiego by znowu go molestować
bić i pluć mu w twarz
i ten chujowy ja
który robi się odrętwiały ze strachu
któremu można zarzucić
bierną postawę
*
patrzę na nowe rany na ciele
często obijam się o coś i wracam do domu
z nowym uszkodzeniem
które odkrywam
pod prysznicem
zły tryb
dziwne okoliczności
potrzeba narażania na więcej
nieumiejętność przestania desperacka
potrzeba ucieczki od takich chwil a później
kolejna przeżyta śmierć które przestałem liczyć
a nawet uczę się lekceważyć wypierać z pamięci
zwiększając dawkę leków upijając pamięć
bezradność miłości
na schodach własnego piekła
piszę chujowe puenty
*
piekło kurwa
bliskie bo niepotrzebne
nauczyłem się kochać wszystko co niepotrzebne
poza sobą
instrukcja nie przewiduje żeby udało mi się złożyć inaczej niż przez upadki
jestem przykładem miłości która nie może kochać gdyż pilnuje jej jakiś strażnik
coś spierdolonego odnajdującego mnie w każdym uśmiechu
cieszą mnie małe rzeczy które to coś ignoruje albo czas kiedy jestem porobiony
i mogę to ignorować
wymykać temu z rąk i pierdoli mnie że tak nie wypada
bo nie wypada też cierpieć codziennie nosić w oczach ładunki wybuchowe lub mieć
pragnienie
ucieczki z własnej głowy
coś spierdolonego odnajdującego mnie w każdym uśmiechu
i mogę to ignorować
wymykać temu z rąk i pierdoli mnie że tak nie wypada
pragnienie
ucieczki z własnej głowy
(2023)
Paweł Artomiuk