Polska w Unii Europejskiej

0
626

Polska w Unii Europejskiej.

Felieton ten piszę zainspirowany, choć może lepszym słowem byłoby tu słowo: oburzony, felietonem Andrzeja Krajewskiego, który został dziś zamieszczony na portalu Dziennik.pl.

Oburzył mnie już tytuł:  „Czy Polska przetrwa do roku 2039? Decydujące dwudziestolecie”. Skala emocji, jakimi próbują grać politycy i publicyści przekracza wszelkie granice. Niektórzy przerzucają je nawet do języka, wulgaryzując go do granic absurdu. Krajewski na szczęście, jeszcze tak się nie zniża. Niemniej jednak gra na emocjach, uproszczeniach, jednostronnych ocenach i stereotypach jest u niego aż nadto widoczna.

Swoje rozważania Krajewski zaczyna od nawiązania do ostatniej decyzji Komisji Unii Europejskiej w sprawie budżetu i postawy w tej kwestii polskiego rządu. Pisze: Paryż i korona króla Francji niegdyś były dla Henryka IV warte mszy, dziś dla Jarosława Kaczyńskiego oraz Mateusza Morawieckiego utrzymanie władzy oraz zachowanie szansy na wygranie kolejnych wyborów są warte nawrócenia na „praworządność”. Gra o doprecyzowanie warunków tzw. „praworządności” – Krajewski słusznie użył cudzysłowu, była jednak grą o pewność przyznanych Polsce dotacji, walką o interes naszego państwa, a nie grą o zachowanie władzy. Cóż, niektórym trudno to pojąć. Trudno tym bardziej, że przypuszczalnie nie potrafią zająć innej postawy niż serwilizm.

Ma oczywiście rację  twierdząc, że nowy ład na Starym Kontynencie, jak przed stu laty w Wersalu, rodzi się obecnie w Brukseli. Dla Polski oznacza to decydujące o jej przyszłości dwudziestolecie. Choć i tu wprowadziłbym pewne sprostowania. Po pierwsze zrezygnowałbym z anachronicznego określenia Starym Kontynencie, zastępując je określeniem Naszym Kontynencie (lub Europie), po drugie z jakiego powodu ograniczać tę przyszłość wyłącznie do lat dwudziestu, po trzecie zaś, nie tylko Polski, ale wszystkich państw europejskich.

W procesie tym Krajewski – moim zdaniem – nadmierne znaczenie przypisuje Niemcom. Uważa, że to dzisiejsze Niemcy, niczym Niemcy Bismarcka mają na tę politykę największy wpływ, odgrywają w niej rolę decydującą. Dawne stowarzyszenie równoprawnych partnerów, bo główni gracze: Niemcy, Francja i Wielka Brytania równoważyli swe wpływy, zamienia się w federacyjny związek. Zaś rolę jedynego zwornika oraz „uczciwego maklera” odgrywają w nim Niemcy.

Krajewski szuka analogii między odległymi wydarzeniami historycznymi. Jego zdaniem obecna kanclerz Niemiec Angela Merkel niczym kiedyś w czasie Kongresu Berlińskiego, Bismarck, ma grać rolę „uczciwego maklera”, rozjemcy. Taką rolę bowiem miał rzekomo – zdaniem Krajewskiego – w czasie wspomnianego kongresu żelazny kanclerz.

Tenże „Uczciwy makler”, „żelazny kanclerz” nie był zresztą ani tak „uczciwy”, ani tak „żelazny”. Gdy jego partia utraciła w 1890 roku Reichstagu większość kanclerz zaczął intensywnie myśleć nad zamachem stanu poprzez ograniczenie prawa wyborczego, wielokrotne rozwiązywanie Reichstagu, aż do uzyskania posłusznej większości i zgniecenia ewentualnych rozruchów siłą zbrojną. W tym też roku został przez Wilhelma II zdymisjonowany. Przez ostatnie lata swego życia pisał swoje pamiętniki.

Zostawmy jednak z boku odległą historię, wszelkie analogie tamtych wydarzeń do czasów nam współczesnych są bardzo złudne. Świat, imperiów, monarchów nimi rządzących to już przeszłość. Najwyższy czas, by zrozumieli to niektórzy politycy, którym wciąż marzy się jakaś imperialna przyszłość, czas najwyższy również, by związany z takimi planami język, sposób myślenia, odłożyli to do lamusa historii również publicyści.

Podziały Europy i Świata z czasów Bismarcka mają się nijak do dzisiejszej rzeczywistości. Dziś nie sposób siedząc w gabinetach decydować o tym, kto będzie panować w krajach bałkańskich, przesuwać granice, sprzedawać lub oddawać w dzierżawę rozmaite terytoria wraz z ich mieszkańcami. Tak trudno zauważyć, że dziś w miejsce świata panujących i poddanych mamy świat suwerennych państw?

Zdaniem Krajewskiego Angela Merkel zaoferowała im (premierom Polski i Węgier) odpuszczenie starych grzechów i dwa lata na przeprowadzenie rachunku sumienia, by potem z czystą kartą wejść w nową rzeczywistość. Do tego bowiem sprowadza się kompromis, jaki zaakceptował polski rząd jeszcze przed unijnym szczytem w Brukseli. W zamian Warszawa przyjęła do wiadomości, że Unia Europejska nie jest już tą samą organizacją o członkostwo w której Polska wystarała się kilkanaście lat temu.

Nikt nikomu, niczego, nie zaoferował, bo nie mógł. Unia Europejska jest związkiem niepodległych, suwerennych państw. Obwarowanym traktatami. Oczywiście wciąż, jak wszystko wokół nas się zmienia, umowy też będą ulegać zmianie, ale umowy między partnerami. Jest ich już dziś wielu (27), będzie w przyszłości zapewne jeszcze więcej. Polityka to gra kompromisów. Może i z czasem dojdzie go głębszej federalizacji państw należących do UE, póki co jest to związek suwerennych, demokratycznych państw.

Nie widzę potrzeby, by – jak to określa Krajewski, to rządy krajów północy, gdzie wyborcy z trudem znoszą świadomość dotowania państw południa i wschodu kontynentu (choć są one dochodowymi rynkami zbytu) otrzymały „mechanizm praworządności”.

O stanowieniu i przestrzeganiu prawa w naszym kraju możemy decydować tylko my. Nikt z zewnątrz nie ma prawa w tym mieszać. To jest istota suwerenności. Każde społeczeństwo ma wiele możliwości, by te prawa obronić. W ostateczności, choć to straszny wybór, rewolucję, ale nigdy, pod żadnym pozorem nie można pozwolić na to, by regulował te kwestie ktoś z zewnątrz, gdyż zawsze będzie brał pod uwagę interes własny, nie nasz. W czasie Kongresu w Berlinie (choć ówczesna rzeczywistość była zupełnie inna) Bismarck też miał na uwadze głównie interes cesarza któremu służył, oczywiście również i własny (swoją karierę).

Pisze dalej Krajewski: z kolei: Włochom, Grecji, Hiszpanii, Portugalii i słabnącej w oczach Francji zapewnił Berlin Fundusz Odbudowy, chroniąc przed bankructwem oraz dając nadzieję na przyszłość. Polsce i Węgrom otworzyła kanclerz Merkel drogę do olbrzymich pieniędzy i zagwarantowała czasową ochronę przez „mechanizmem praworządności”.

Do diabła!  Tym razem to i ja nie potrafię wyzbyć się emocji. Co komu zapewnił Berlin! To Berlin stworzył Fundusz Odbudowy?! To środki Berlina?! A może jednak wszystkich członków Unii Europejskiej?

Jak daleko można się posunąć w serwilizmie dla swego mocodawcy?

Dalej Krajewski zamienia się w futurologa. Pisze: 30 lat „historycznego zacisza” dla Polski dobiegło końca. (…) Już teraz państwo polskie przechodzi pierwszy z crash testów w postaci epidemii. Wkrótce nadejdą następne, ponieważ w nowym układzie sił kształtującym się w UE, trzeba się będzie jakoś odnaleźć.

Tymczasem, jeśli myśleć o przyszłości Polski, jedyne co wyraźnie widać, to jej słabości. Nieciekawe położenie geograficzne i rachityczna armia to nic nadzwyczajnego. Taki stan rzeczy trwa przecież od stuleci. Podobnie przedstawia się kwestia elit politycznych oraz ich zdolności do zawierania sojuszy ponad podziałami w nadzwyczajnych momentach. (…) Co do tego jak funkcjonują kluczowe instytucje państwa, niezbędne do stawienia czoła zagrożeniom podobnym do wojny, czyli: administracja, policja, służba zdrowia, etc., każdy może to śledzić na bieżąco do końca epidemii.

Inne słabości Polski, jego zdaniem, to: Walka polityczna jaka trwała przez ostatnie miesiące, gdy Jarosław Kaczyński i premier Morawicki blefowali, iż chcą wetować unijny budżet, aby zyskać lepsze pozycje negocjacyjne, najlepiej pokazuje możliwości osiągania konsensusu między rządzącymi a opozycją.

Oczywiście w trakcie wywodu Krajewskiego pojawiają się stereotypowe ataki na Jarosława Kaczyńskiego, Zbigniewa Ziobrę. [Argumenty do osoby są zawsze mile widziane przez rządzoną przy pomocy emocji, a nie rozsądku, rzeszę czytelników.]

Kończy swój wywód Krajewski: Jeśli więc Polska szybko się nie ogarnie, pozostanie jej już tylko dryfowanie z prądem. A raczej nie ogarnie. Dlatego na pytanie, czy przetrwa nadchodzące dwudziestolecie, możliwa odpowiedź brzmi zgodnie ze staropolskim porzekadłem: „jak Bóg da”.

Wizja naszej przyszłości, zdaniem Krajewskiego, jest pesymistyczna. Czy słusznie?

Nasze położenie geograficzne? Rzeczywiście nieciekawe, trudne, w czasach imperializmu, gdy władcy walczyli o poszerzenie swego panowania nad kolejnymi terytoriami. Dziś jednak w świecie tworzącego się wolnego rynku nasze położenie geograficzne jest wielką szansą. W granicach naszego kraju przecinają się najważniejsze szlaki handlowe. Już dziś obroty naszych portów rosną  niemal o 10% każdego roku. Transport, handel, to nasza przyszłość. W tym celu wciąż rozbudowujemy drogi, porty, powstanie Centralny Port Komunikacyjny.

Nasza armia nigdy (mam taką nadzieję) nie będzie posiadać broni atomowej, nigdy więc nie będziemy mocarstwem militarnym (myślę, że bardzo niewielu z nas ma takie marzenia). Na szczęście jednak czas wojen powoli się kończy, armie w większości państw są redukowane. Na szczęście też potrafiliśmy zawrzeć odpowiednie sojusze. Jesteśmy równoprawnym członkiem NATO. Nasze bezpieczeństwo nigdy jeszcze nie było tak duże, tym bardziej, że i – tak wielbieni przez Krajewskiego Niemcy – również deklarują nam przyjaźń.

Epidemia Covid 19 dotyka wszystkie państwa świata. Nasze społeczeństwo, nasz rząd, nasze służby (służba zdrowia, sanepid, różne instytucje, rząd) radzi sobie z tym kryzysem w miarę środków. Zapewne popełniane są w tej walce i jakieś błędy, zapewne wielu można byłoby uniknąć. Któż jednak ich nie popełnia. Epidemie mają jednak do siebie to, że po jakimś czasie mijają. I ta minie. Jak dotąd nie ponieśliśmy w związku z nią aż tak wielkich strat. Nawet w jej czasie wciąż powstają nowe inwestycje (drogi, domy, zakłady pracy). Tak, mamy kryzys, dotyka on wielu. Jest nam trudniej, czasami o wiele trudniej niż było przed epidemią. Ta jednak, jak już wspomniałem minie. Nie widzę powodu, by nią straszyć, by ją wykorzystywać w celu uprawiania swej serwilistycznej wobec obcych mocodawców polityki (publicystyki).

      Mój nieżyjący już przyjaciel poeta napisał kiedyś takie zdania:

A smutny i w słońcu smutny

Dzięcioł mu drzewo ostuka.

      Pesymista pozostanie pesymistą. Nasze państwo istnieje już ponad tysiąc lat i zapewne istnieć będzie jeszcze długo, bardzo długo. Wchodzić będziemy do różnych wciąż zmieniających się (ewoluujących) struktur Unii Europejskiej, ONZ, NATO. Nie oznacza to przecież, że w ten sposób będziemy coraz bardziej tracić swoją suwerenność. To przecież nasze decyzje powodują, że do nich przystępujemy i to my możemy zdecydować o tym, by z nich wystąpić. Dziś żyjemy w czasach dobrowolnych związków, organizacji. Czasy panujących i poddanych (mam nadzieję, że na zawsze) już minęły. Serwilizm zaś wobec przywódców innego niż własne społeczeństwo będzie zawsze źle widziany.

                                                             Piotr Kotlarz

Felieton Krajewskiego redakcja „Dziennika” ilustruje zdjęciem dwóch flag Polski na tle zaniedbanego balkonu, w zaniedbanej kamienicy. Pod zdjęciem zamieszcza napis: Polska flaga. Niepodległość / ShutterStock.